Rozdział 6

764 49 5
                                    


POV Ria 

 Klepanie po poliku ocuciło mnie z nieprzytomności. Zamglonym spojrzeniem rozejrzałam się po otoczeniu. Siedziałam na asfalcie oparta o bok mercedesa. Przede mną klękał jeden z dawnych znajomych. To on mnie rozbudzał z omdlenia. Z wdzięcznością przyjęłam butelkę wody. Z pomocą mężczyzny upiłam kilka niewielkich łyczków. Rozmasowałam skronie czując jak pulsują powodując tępy ból głowy.

— Ależ mnie wystraszyłaś. — powiedział zmartwiony. — W porządku?

Nic nie było w porządku.

— Tak. — skłamałam. Drapało mnie w gardle przez podrażnione śluzówki.

 Sięgnęłam do klamki otwierając drzwi po stronie kierowcy. Opierając się o nie wspięłam się na siedzisko. Z ciężkością położyłam głowę na zagłówku. Nim zamknęłam powieki kątem oka widziałam zamieszanie wokół samochodu.

— Nie wyglądasz jakby było w porządku. Rozumiem cię. Śmierć Nolana na wszystkich wpłynęła. Na ciebie w szczególności. Przykro mi.

 Akurat Nolan miał z tym najmniej wspólnego. Najprawdopodobniej wciąż odczuwałam skutki otrucia w hangarze, co wydawało mi się dziwne. Minął już miesiąc, a ostatnie migreny i zawroty głowy minęły dwa tygodnie temu. Mój organizm musiał być przeciążony stresem i masą negatywnych emocji wykańczających mi życie. Konfrontacja z rodzicami, pudło od Nevady. Było to stresujące, przerażające.

 Nie widziałam innych rozwiązań.

— Mi nie koniecznie. — wymamrotałam czując duszności.

— Co? Nie dosłyszałem.

 Wpatrywał się we mnie zmieszany. Machnęłam ręką odpędzając go od samochodu. Potrzebowałam świeżego powietrza, a on sukcesywnie mi je odbierał. Zrozumiał aluzję cofając się o krok.

 Wystarczyło mi kilka długich minut by zacząć oddychać stałym tempem. By zawroty głowy, duszności i ból zniknął. Żeby złe samopoczucie częściowo wyparowało. Czułam się znacznie lepiej, ale nie w pełni dobrze. Zalały mnie zimne poty, drżałam. Mimo to wytoczyłam się z pojazdu. Zignorowałam oponowania i próby zatrzymania przez znajomego. Otworzyłam bagażnik. Odnajdując pudło, nietknięte przez nieproszonych wsadziłam je do środka. Podniosłam torebkę wsuwając do niej przedmioty, które zdołały się odsłonić. Na szczęście broń wciąż spoczywała na dnie bagażu. Nie miałam siły na tłumaczenie się z jej posiadania. Zwłaszcza, że z każdą chwilą z domu wychodziło coraz więcej ludzi, którzy widząc zamieszanie dołączali do pozostałych. Jakby rzygająca i mdlejąca kobieta była pierdoloną atrakcją. Choć, w przypadku pogrzebu i stypy byłam rozrywką odwracającą uwagę od rozpaczy nad zmarłym.

— Jesteś pewna, że w tym stanie powinnaś jechać?

 Nie marzyłam o niczym innym jak o powrocie do San Francisco i zobaczeniu Damiena. Wtuleniu się w niego i przekazaniu nowych informacji od Nevady. O streszczeniu mu rozmowy z obiema rodzinami. Nie marzyłam o niczym innym jak o schowaniu się w jego silnych, potężnych ramionach i poczuciu bezpieczeństwa, które na każdym kroku było naruszane. Wsiadanie w samochód i wyruszenie w trasę po omdleniu było skrajną głupotą, ale mogłam przymknąć oko na tę głupotę. Oby dojechać do Nokautu.

— Tak, jestem pewna. — warknęłam, mając dość generowanego hałasu przez ludzi. Mając dość jego upewniania.

 Nie miał najmniejszego powodu do pomagania. Do wykazywania się troską i próbą wybicia mi pomysłu z głowy. Nie musiał tego robić i nawet chciałam żeby wszyscy zniknęli. Jawnie pokazywałam swoją niechęć, a on i tak stał i blokował mi możliwość wyruszenia w drogę powrotną.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz