Rozdział 22

616 36 1
                                    


POV Ria 

 Wracając z Los Angeles byłam przytłoczona każdą pierdoloną emocją jaka istniała na świecie. Miażdżyły mnie od środka, a rozwijające się we mnie dziecko najwidoczniej nie akceptowało kiedy mamusia sięgała po broń i pozwalała żeby emocję spustoszyły organizm. Ciało nieustannie buntowało się przed wszystkim. Gorączka, duszności, mdłości i dreszcze były niczym w porównaniu co działo się w mojej głowie. A dział się tam chaos. Kłóciły się między sobą dwie strony. Ta namawiająca mnie do wyznania Damienowi prawdy i ta bezapelacyjnie przecząca temu pomysłowi. Dopiero co przyswoiliśmy informację o burdelu jaki stworzył już były król aniołów. A ja myślałam, w którym momencie powiedzieć mu o ciąży.

 Mieliśmy ciężką noc, ciężką drogę, której nie ułatwiała Mona oskarżająca nas o zło, które ją spotykało. Nie opierałam się. Nie wykłócałam się kiedy wyrzucała z siebie deklarację. Nie miałam siły walczyć o naszą przyjaźń. Skoro chciała się wycofać, to nie stałam jej na drodze. Miałam po dziurki w nosie zamartwienie się o wszystko i wszystkich dookoła. Bo w tym całym gównie gubiłam samą siebie. Nie dbałam o siebie tak jak powinnam narażając się na utratę dziecka. Narażając się na utratę zdrowia. Musiałam w końcu położyć temu kres.

 Prowadząc do domu półprzytomnych mężczyzn dużo myślałam o tym co się działo dookoła nas. Utrudniałam sobie zadanie dając Damienowi znikome podpowiedzi. Kładłam nasze splecione dłonie na brzuchu modląc się żeby zrozumiał aluzję. Żeby połączył te pierdolone kropki w całość i zrozumiał skąd brało się chujowe samopoczucie. Skąd brały się mdłości. Nie potrafiłam powiedzieć mu tego wprost, dlatego polegałam na tych gestach. Jak tchórz wybierając okrężną drogę. Obserwując go kiedy spał myślałam o naszej niepewnej przyszłości. O obecności dziecka w nim. Akcja w Los Angeles uświadomiła mnie w jak bardzo brutalnym świecie funkcjonowaliśmy. Jaki był on bezwzględny. Jak nasze dziecko było narażone na zło. Bo to my je tworzyliśmy. Przykładaliśmy do niego ręce.

 Ale w tym wszystkim wiedziałam, że oboje byliśmy gotowi zrobić wszystko, żeby było ono najbezpieczniejsze. Dotarło to do mnie kiedy groziłam mężczyźnie zabiciem jego pierworodnego. Słowa ledwo opuściły zaciśnięte gardło. Myśl o utracie dziecka zabijała mnie od środka. Nie chciałam więcej czuć tego uczucia i wiedziałam, że umarłabym gdybym straciła swoje dziecko. Żadna matka nie chciała stracić dziecka.

 W trakcie prysznica czując na sobie duże, szorstkie dłonie ukochanego wiedziałam, że jak najszybciej musiałam powiedzieć mu, że w swoim łonie rozwijał się jego potomek. Nasze dziecko. Jeśli chciałam nas ochronić to Damien musiał wiedzieć. Nawet jeśli miałby do mnie żal o niedopilnowanie antykoncepcji. Nawet jeśli byłby zły, ponieważ niejednokrotnie powtarzaliśmy z pewnością, że to nie był czas. Byłam gotowa na konfrontację i ewentualną walkę o nas. Nas jako o rodzinę.

 I kiedy znalazłam w sobie odwagę by wyjawić mu prawdę coś musiało się spierdolić. Najwidoczniej los uważał, że nie byliśmy jeszcze gotowi przyswoić tę informację, zrzucając na nas bombę w postaci telefonu z Fremont.

 Kiedy Damien opuścił telefon, a złoto – miedziane tęczówki opustoszały zostawiając nieskazitelną pustkę wiedziałam, że nie usłyszał on najlepszych wieści. Nie zastanawiając się zeszłam z jego kolan i podniosłam urządzenia.

— Halo? Tu Ria Loren, partnerka Damiena. Proszę mi powiedzieć o co chodzi? — domagałam się wyjaśnień niepewnie zerkając na Ryana, który starał się wyrwać przyjaciela z letargu.

— Pani Williams umiera. Macie ostatnie dwie godziny, przez które będziemy utrzymywać ją przy życiu.

 Machinalnie rozłączyłam się odkładając telefon na biurko. Kiwałam głową nie potrafiąc przyjąć wiadomości do siebie. W oczach zebrały się strumienie łez, których nie tamowałam. Dusiłam się powietrzem czując ból Damiena. Zwłaszcza kiedy połączył ze mną wyprute ślepia.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz