Rozdział 31

699 41 5
                                    


POV Ria 

 Zorganizowanie lotu z San Francisco do Nowego Jorku nie wydawało się takie trudne jak sądziłam. W duchu dziękowałam wszystkim kontaktom jakie miał Ryan umożliwiając nam szybkie dostanie zgody na lot i wydostanie się z miasta. Bez nich wzbicie się w powietrze byłoby nie wykonalne, a szukanie odpowiedniego lotu lokalnymi samolotami mogłoby zająć nam niepotrzebnie czas. Prywatny samolot był dobrym rozwiązaniem, szczególnie kiedy palił nam się tyłek i walił grunt pod nogami.

 Siedząc na jednym ze skórzanych foteli czułam jak drżały mi ręce. Jak tępy ból atakował skronie, a pulsowanie w uszach było katorgą. Zasadniczo był to mój pierwszy lot i nie znosiłam go najlepiej. Starałam się przetrwać próbując wielu rozwiązań byleby zapomnieć, że znajdowaliśmy się w powietrzu. Miałam pod ręka książkę, ale kiedy zabierałam się za czytanie mdliło mnie i dostawałam nieznośnych zawrotów głowy. Spanie też nie wchodziło w grę. Kiedy zamykałam oczy nie mogłam pozbyć się uczucia strachu. Stresowałam się albo ekscytowałam. Niekiedy te dwie emocję objawiały się tak samo.

 Nie mając wielu alternatyw wzięłam się za sprawdzanie akt niejakiego Kayden'a. Do niego należało podziemie, w którym postanowił walczyć Williams. Był dość szemranym typem spod ciemnej gwiazdy. Siedział w więzieniu przez trzy lata za posiadanie nielegalnych substancji. Damien musiał być piekielnie zdesperowany skoro poszedł walczyć u ćpuna. U kogoś kto miał wiele wspólnego z narkomanami. Dodatkowy akapit w aktach był poświęcony jego niemoralnym osiągnięciom. Zaczęłam je wypisywać w notatniku robiąc końcowe podsumowanie.

 Diler.
 Sutener.
 Handel żywym towarem.
 Nielegalny przedsiębiorca. Znany z gal bokserskich i prostytucji.

 Gość miał wiele za uszami i był chodzącą czerwoną flagą. Powinien gnić w ziemi. Zwłaszcza za wykorzystywanie kobiet. I pomyśleć, że niespełna miesiąc wcześniej pozbyliśmy się króla Los Angeles, który robił podobne rzeczy. Najwidoczniej władca Nowego Jorku nie miał w sobie tyle przyzwoitości co Aslan. Na tle innych wydawał się być pieprzonym świętoszkiem, choć ilość zabitych przez niego ludzi nie zliczyłoby się na palcach setki osób.

 Patrząc w notatki przypomniałam sobie, że nie widziałam kto przejął rządy po królu. Jako władczyni San Francisco powinnam takie rzeczy wiedzieć. Kolejny błąd pokazujący mi, że się do tego nie nadawałam.

— Kto zajmuje się teraz Los Angeles?

 Wypowiedziałam na głos myśl przekręcając głowę do boku. Ryan siedział na drugim fotelu i rozwiązywał krzyżówkę. Oderwał się od niej, zsunął okulary na nos i zerknął na mnie z westchnięciem. Nie podobała mu się nagła wycieczka bez większego planu i pomysłu, ale wiedział, że nie mógł puścić mnie samej. Przez kilka minut udawał złego, aż mu przeszło.

— Stary miał syna. O wiele bardziej ogarniętego niż on. W przyszłym miesiącu powinien kończyć osiemnaście lat, ale Aslan postanowił zrobić z niego króla wcześniej. Młody zajmuję się miastem aniołów wraz ze sztabem Carringtona, który ma za zadanie wprowadzić go w poprawne funkcjonowanie. I zanim zapytasz. Wszyscy powiązani ze starym zjebem zostali usunięci od pracy.

 Kiwałam głową przyswajając informację. Jeśli szczenię tego sukinsyna miało więcej oleju w głowie niż ojciec to powinien dać sobie radę i dobrze rządzić miastem. Gryzło mnie, że tak młody chłopak, a raczej dziecko miało już tak przejebane. Że na dziecko spłynęła tak ogromna odpowiedzialność, jak władza nad milionowym miastem. Powinien mieć swój czas na wyszalenie się. Zabawę. By w odpowiednim wieku przejąć pieczęć. Z drugiej strony wiedziałam jak funkcjonował ten świat. Od najmłodszych lat potomkowie byli przygotowywani na przejęcie roli ojca. Bo władza nad miastami przechodziła dziedzicznie. Tak samo dzieci Carringtona przejmą od niego całą potęgę Kalifornii. Tylko że Aslan dobrze by je na to przygotował.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz