Rozdział 25

631 39 1
                                    


POV Ria 

 Od dnia, w którym odbył się pogrzeb rozpoczynający spiralę nieszczęść, minęły dwa dni. Damien zniknął. I jak wcześniej miewał znikomy kontakt z Ryanem, to po tym jak znaleźliśmy go w opłakanym stanie w Neon przepadł całkowicie. Zapadł się pod ziemie. Było mi ciężko patrzeć na niego w tym stanie. Obserwować jak walczył ze sobą. Jak głos rozsądku nakazywał mu wziąć się w garść. Jak pokusa pozostania obojętnym na wszystko sukcesywnie zagłuszała szepty. Balansował między nimi i nie potrafiliśmy wywnioskować, która strona bardziej dominowała. Był zagubiony i zrozpaczony, co tylko pogrążało go w stagnacji. Nie wiedziałam jak powinnam interpretować jego prośby o nienawiść. Czy byłoby mu lepiej gdybym żywiła do niego negatywne emocje? Czy tylko takie do niego docierały? Jeśli tak, to miał pierdolony problem. Nie miałam zamiaru go nienawidzić. Nawet jeśli wybiłby połowę miasta. Nawet gdyby zrobił zamach na Stan. Gdyby wyjechał na wakacje nic wcześniej nie wspominając. Po wielu rozmyślaniach zrozumiałam, że on tak przechodził żałobę. Potrzebował tej wyniszczającej pustki by móc zacząć od nowa. Potrzebował przestrzeni by móc ułożyć ten szalejący pierdolnik, jaki panował w jego głowie. Uczucia jakimi go darzyłam były odległe od nienawiści. Wzięłam do siebie słowa Aslana i Ryana czekając cierpliwie na jego powrót.

 Zaprzestałam oglądania swojej okropnej prezencji opuszając łazienkę. Byłam w opłakanym stanie, a niewiedza i brak bezpiecznej przystani nie pomagała w tym trudnym okresie. Starałam się robić wszystko by zacząć funkcjonować, ale nie ukrywałam przed sobą, że było to trudne. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, towarzyszyła mi niewiedza i ciągłe zamartwianie się o Damiena, siebie i dziecko. Za dużo rzeczy nakładało się na siebie.

 Zatapiając się w ogromnej bluzie zeszłam na dół. Rozpoczął się jesień, pogoda nie dopisywała. Padał lekki deszczyk i było nie więcej niż czternaście stopni. Wchodząc do kuchni, która stała się przeze mnie najczęściej odwiedzanym miejscem w domu, i to nie przez fakt pełnej lodówki, a obecności jedynej duszy w postaci Niny, nie zaskoczył mnie również widok Ryana. Był przyjacielem Damiena i równie mocno co mi oddziaływała na niego nieobecność mężczyzny. Wspieraliśmy się wzajemnie. Przywitałam się z nimi, po czym połknęłam dzienną dawkę witamin i lekarstw.

— Jak się czujesz? — zagadnęła staruszka, nakładając mi na talerz porcję bekonu i jajek.

 Moje kupki smakowe oszalały na widok i zapach śniadania. To było coś, czego zdecydowanie potrzebowałam. Dobrego jedzenia. Dołączyła do tego imbirową herbatę.

— Dziękuję, Nino. — podziękowałam za posiłek i herbatę. — Czuję się jak gówno.

— Czyli bez zmian. — wciął się Ryan, zabierając mi z talerza bekon.

— Jeszcze raz podpierdol mi coś z talerza, a pozbawię cię palców, zębów i języka. — Trzasnęłam go w dłonie i przybliżyłam talerz bliżej siebie. — Pilnuj się.

— Przecież pytałam się czy chcesz, to odpowiedziałeś, że jadłeś. — skarciła go Nina, machając kuchenną szmatką. — Doskonale wiesz, że bym ci nie odmówiła jedzenia.

— Nagle zgłodniałem. — wybronił się, pokornie unosząc ręce. Usiadł po drugiej stronie kuchennego stołu. — Nie moja wina, że to tak smakowicie wygląda i pachnie.

 Wycelowałam w niego nóż nie spuszczając ostrzegawczego wzroku. Ja i dziecko potrzebowaliśmy porządnego śniadania. Szczególnie kiedy nie łapało mnie na wymioty.

— A to mówią, że kobiety zmieniają często zdanie. — wymamrotała, biorąc się za przygotowanie porcji dla prawnika.

— Prawda? — zgodziłam się z nią. — A potem przychodzi ci taki Ortega i zastanawiasz się z czym masz do czynienia.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz