Rozdział 5

831 43 1
                                    


POV Ria 

 Ponad miesiąc temu miała akcja, podczas której dowiedzieliśmy się o spokrewnieniu Ericka Pereza z Damienem Williamsem. Około pięciu tygodni temu mój mężczyzna z zimną krwią i bez poczucia winy strzelił między oczy osobie, która go poczęła. Te kilka tygodni wydawały się przepaścią między wydarzeniami z hangaru, a naszym obecnym życiem. Przeprowadziłam kilka rozmów z ukochanym o jego ojcu. A raczej człowieku, który według niego zniszczył mu życie. Nie znałam szczegółów jego nienawiści, ale nie chciałam na niego naciskać. Większość mogła go odbierać jako mężczyznę, który był pozbawiony emocji. Którego nic nie ruszało. Że posiadał tytanowy pancerz ochronny chowający wewnątrz wszystkie słabości. Choć nie. Większość uważała, że Damien Williams nie posiadał żadnych słabości. Ale to nie była prawda. Przed innymi mógł udawać. Ale nie przede mną. Widziałam ile kosztowało go naciśnięcie spustu i posłanie naboju. Jak spłynęła po nim ulga, a łza opuszczająca oko stanowiła oczyszczenie z całej nienawiści do niego. Odetchnął z ulgą po długich zmaganiach z własnymi demonami. Pozbył się jednego z nich.

 I skoro zakończył ten etap ja nie miałam prawa wymagać od niego wyjaśnień. Nie mógł otwierać puszki Pandory przez moją niepohamowaną ciekawość. Obydwoje byliśmy ludźmi nieskłonnymi do wracania do przeszłości. Do chwalenia się swoimi niechlubnymi uczynkami i z tego, z czego byliśmy znani.

 My mogliśmy udawać i nie zwracać uwagi na przeszłość i na Nevadę, która zawsze się gdzieś tam czaiła. Jednakże Erick Perez nie pozwalał nam o sobie zapomnieć i skrupulatnie przypominał o swoim istnieniu.

 Pustym wzrokiem wpatrywałam się w zdjęcie. Zabrało mi się na wymioty kiedy patrzyłam na nabite na pal dwie głowy przeszłych intrygantów. Oni również stanowili historię, a Perez postarał się żeby po ich śmierci było głośno. Głowa Giovani Cate i mojego byłego narzeczonego Nolana Kennetha wisiała na drewnianych palach. Ich ciała leżały gdzieś obok. W rogu fotografii widniała data zapewne ich śmierci. Po tym jak Giovannia wsadziła mnie do aresztu, a sms od Nevady informował o ich neutralizacji, słuch po nich zaginał. A my nie kwapiliśmy się do poszukiwań zaginionych. Zgodnie stwierdziliśmy, że skoro wylądował w rękach Las Vegas to nic po nich nie zostanie. I się nie myliliśmy. Zostali okrutnie zamordowani w dzień mojego wyjścia z aresztu.

 Długo zwlekał z przekazaniem wiadomości o ich śmierci. I to wzbudzało niepokój.

 Stałam przed lustrem dłonią wygładzając materiał jedwabnej, przylegającej sukienki. W zielonych oczach czaiła się ostrożność. Byłam czujna i przygotowana na konfrontację, która czekała mnie w mieście oddalonym o ponad czterysta kilometrów. Konfrontację będącą ostatecznością i zarazem domknięciem sprawy związanej z rodzicami i firmą. W przeddzień dostania zdjęcia z ich głowami dostałam telefon od rodziców Kennetha. Zapraszali mnie na pogrzeb, po którym mieliśmy usiąść wspólnie do stołu i omówić kwestie spadkowe. Na sam pogrzeb nie miałam zamiaru jechać. Umówiłam się z nimi zaraz po ceremonii.

 Jeszcze brakowało bym położyła jakiś bukiet kwiatów na grobie. Nie należała mu się żadna z podobnych rzeczy. Nie należał mu się pośmiertny szacunek.

 Odetchnęłam czując na tali dotyk dużych, szorstkich dłoni. W tafli lustra połączyłam z Damienem spojrzenie.

— Nie podoba mi się, że jedziesz tam sama. — przemówił, przenosząc dotyk na ramiona.

— Mi też to nie odpowiada. Gdybym mogła to przestałabym się z nimi komunikować, ale mamy otwarte sprawy. Pojadę i je zamknę raz na zawsze. — odpowiedziałam, odwracając się do niego przodem. — Potrafię sobie sama poradzić. Nie musisz się o mnie martwić.

Imperium Tom 3 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz