Rozdział 20

79 8 2
                                    

Pov: *Willow*

Nic nie mamy. Zero informacji. Nie ma ich już 3 tygodnie. Wszyscy przejrzeli miejsca dookoła drzewa i dalej i zero. Traciłam nadzieję, że znowu spotkam przyjaciół... Po wygłupiam się z Luz, posiedzę z Hunterem wolny czas. Bardzo mi ich brakuje

- Willow jakbyś mogła tam zrobić roślinny mur? - spytała Amity.
- Willow?

- Ou... Tak... Już - poszłam tam i zrobiłam o co mnie poprosiła.

- Jak się trzymasz?

- Słabo... Tęsknię za nimi...

- Ja też - poczułam jej rękę na ramieniu.
- Muszę tam gdzieś być

- Będą spokojnie - podeszli do nas Gus i Skara.

- Czekamy długo aż coś się stanie. Siedzimy tu i... Tylko się ukrywamy - powiedziałam zła.

- Nie możemy nic więcej - odparła Bascha.
- Gdzieś tam jest ta szumowina, która może trzymać Luz i tego chłopaczka

- Czy ty powiedziałaś jej po imieniu? - od razu się speszyła.

- Nie ważne... Jeśli on tam ich trzyma to urwe mu łeb moimi roślinami - w ściekłam się.

- Już spokojnie - Skara grała na harfie dzięki czemu się uspokoiłam.
- Będzie dobrze Willow

- Amity! Chodź!

- Przyjdę później. Pa - i pobiegła do ojca.

- Pracujemy dzień i noc... Przecież jakby żyli dali by nam znak - odparł Gus.

- Może nie mogą jak

- Moon Girl nie umie patrzeć w przyszłość by spojrzeć gdzie jest Belos

- Idę wypatrywać z wieży - poszła sobie Bascha.

Wszyscy się rozeszli. Siedziałam w miejscu i czekałam... Cały czas. Pamiętam przez co przeszli po opętaniu... Hunter stracił Flapjacka... Luz prawie zginęła... Nie chce stracić dwójki cudownych przyjaciół.

Pov: *Amity*

Pracuje z ojcem w abominacjach jak kiedyś on kiedy robił produkty. Cały czas szło coś nie tak. To abominacja się rozlewała, uszczelka się nie trzyma, śrubka się odkręciła.

- Wale to! - rzuciłam kluczem.

- Skarbie? - tata do mnie podszedł.

- Pracujemy nad tym długo... Ciągle zawodzi... Mam dość... - tata mnie przytulił.

- Też za nią tęsknię - wtuliłam się mocno.
- Musisz być cierpliwa Mittens

- Próbuje! Tęsknię za nią! - wtuliłam się w tatę.

- Wiem skarbie, ale musisz dać radę. Znajdziemy ich

- Już nie daje rady - usiadłam na krześle.
- Tęsknię za nią. Brakuje mi jej bliskości - usiadł obok mnie.

- Słuchajcie! - do pracowni przyszedł Darius.
- Wybaczcie, że przerwałem ale jeden ze Złotych Strażników chce rozmawiać z Eda a nasza Sowia Dama chce wszystkich widzieć

- Idziemy - i pobiegłam z tatą.

Eda stała na samym szczycie a my niedaleko i byliśmy gotowi do ataku. Z lasu wyszedł strażnik z jakimś pergaminem w ręce.

- Widzę, że Sowia Dama boi się zostać sam na sam z jednym strażnikiem - zaśmiał się.

- Gdzie są Luz i Hunter

- Cesarz Belos już mówił... Po co im tacy bezużyteczni ludzie
- Ja przynosze tylko kartę od cesarza dla Sowiej Damy - podał Edzie.

- On się boi a nie ja - rozwinęła i to był... Glif?
- Co-! Chwila!

- Bywa Eda - strażnik dotknął Kątki przez co nas wszystkich oślepiło światło.

*Glif światła*

- Teraz! - przecierałam oczy i widziałam jak strażnik się odsówa.

- Oj nie! - zrobiłam koło i zaatakowałam strażnika.
- Gdzie jest Luz!? - rzuciłam się na niego.

- A co cię obchodzi? Przecież zostawiłaś ją - zamarłam.

- Jak-! - i walnął mnie w kark przez co zemdlałam.

- Głupia - i urwało mi film.

Czuje, że długo byłam nie przytomna. Zastanawiało mnie co się stało z resztą? *Zauważyli, że mnie nie ma?* Powoli otwierałam oczy. Czułam na nadgarstkach coś ciężkiego. Gdy obraz mi się zaostrzył zauważyłam kraty. A tuż obok Willow i Gusa.

- Gdzie jesteśmy!? - krzyknęłam bo obok pojawił się strażnik.

- Nie czujesz? - uderzył mnie kijem.

Czułam zimno. Niemiłosierne zimno. Jesteśmy na kolanie... Cały czas tutaj się ukrywali.

- Coś nie tak? - ujrzałam Belosa.

- Więzień się wydziera - strażnik się ukłonił.

- Oo... Pamiętam, że Lilith mówiła o swojej wyjątkowej uczennicy - wściekła byłam.
- Upadłaś nisko

- Wypuść nas byśmy was pokonali! - usłyszałam Ede.

- Oj Sowia Damo - nagle pochłoną palizman.
- Wiesz, że przegrasz... W końcu Tytan ma inne plany

- Whee! - King krzyknął ale nic się nie stało.
- Whe? Co jest?

- Oj mały potworek nic nie może zrobić?
- Przekaz strażnikowi by wrócił do drzew paliztrimu i niech wraca do pracy - jest ich więcej?

- Oczywiście cesarzu Belosie - i poszedł.

- Nikt nie zna sposobu rzeźbienia palizmanów! - krzyknęła mama Edy.

- Straciliście chłopaka od palizmanów i dziewczynę od glifów a co lepsze od połączenia się z Tytanem
- Bynajmniej mogę teraz jeść palizmany

- Jesteś potworem - nagle uderzył o klatki.

- Ale nie ja odrzuciłem osoby, które mają sporą wiedzę o was wszystkich - spuściłam głowę.

- Gdzie oni są! - spytał już wściekły Darius.

- Haha... Spytam was tak... Kto z młodych tutaj umie rzeźbić palizmany? - nikt się nie odezwał.
- A gdzie osoba, której pierwszym zaklęciem było światło? - zbierały mi się łzy.
- Oj nie ma ich... No patrzcie - obok Belosa stanęli strażnicy.
- Dałem im to czego wy nie mogliście - i zdjęli maski.

- Spokój - oboje powiedzieli.

- Podarowałem im to i teraz pracują ze mną - walczyłam przeciwko własnej dziewczynie.

- Wracamy do pracy - oznajmiła oschle Luz.

- Luz!? - Eda krzyknęła a ona nagle uderzyła w klatkę.

- Złoty Strażnik dla ciebie - założyła maskę i wraz z Hunterem odeszli.

- Luz - spojrzałam na nią.

Spojrzała ale nie widziałam jej oczu. Jest przeciwko nam... Mogłam wtedy się nie złościć. Tęsknię za nią. Nie mogę jej stracić przez głupi błąd.

What Now Luz?... |The Owl HouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz