Rozdział 32

37 4 0
                                    

Pov: *Collector*

Bałem się o Luz. Silna jest to prawda ale boje się, że nie da sobie rady. Jak doleciałem na miejsce moi bracia właśnie bawili się jak kukiełkami przyjaciółmi Luz.

- Oo masz coś?

- Znalazłem tego sowiego potwora - odrzucili te wiedźmy.

- Kim on jest?

- Jestem demonem Hoot!

- Co potrafi? - Żółty podleciał i przyjrzał mu się.

- Nic... Ale jest dobry w dowcipach i opowiadaniach śmiesznych historii - sowi demon pokiwał głową.

- Tak?

- Hoot!

- Zabawiaj nas. A ty leć stąd i weź te wiedźmy - zabrałem ich.

- Gdzie był Hooty? - spytała wiedźma w okularach.

- Na kolanie - coś czułem, że Luz chciała by ich zaskoczyć.
- Był sam - zamknąłem ich w klatkach a klucz odłożyłem tak by Luz mogła ich łatwo uwolnić.

- Hootsifer? Jest tutaj!?

- Znalazłem go na kolanie - odsunałem się.
- Zagaduje teraz moich braci ale nie wiem na jak długo to utrzyma

- Co nam zależy... I tak nas zabiją - odparła smutno Sowia Dama.
- Idź już - odszedłem.

Szkoda mi ich i to bardzo.

Pov: *Luz*

Za nim do nich poszłam ruszyłam do pracowni Amity i Aladora. Zamontowałam w Abomatonach lokalizację by zniszczyły bazę Archiwistów i miały w sobie cały sprzęt do walki. Wyprowadziłam abomatony na zewnątrz i włączyłam by zaczęły niszczyć mury.

- Dobra robota Mi Amor - dałam każdemu po glifie by były silniejsze.

Jako tytan i niewidzialna schudłam się w drzewie Edy i słyszałam krzyki Archiwistów. Z drzewa wzięłam rzeczy potrzebne to zrobienia eliksirów wybuchających i wzięłam instrumenty, dzięki którym zawalczą Bardowie. Uwolniłam wszystkie bestie jakie były zamknięte przez tych pieprzonych ludobójców. Zabili na moich oczach wszystkie uratowane Tytany.

- Przyprowadzić tych co zajmowali się tymi robotami! - krzyknął jeden z nich a drugi jednym pstryknięciem przeniósł Aladora i Amity.
- Co to ma znaczyć!? - jeden złapał ojca dziewczyny a drugi samą dziewczynę.

- Nie wiemy! Zabraliście nas a one nawet nie były skończone - rzucili ich oboje o ziemię.

- Weź ich już - i zniknęli.

*Nikt nie będzie tam traktował mojej dziewczyny i jej ojca* Będąc dalej niewidzialną rzuciłam w ich stronę kilka glifów lodu i roślin.

- He? Co to? - jak dotknęli to ich zaatakowało.

Gdy byli zajęci glifami ja pobiegłam w stronę bazy. Stringbean poleciała przodem a ja przeszłam jak gdyby nigdy nic i udało mi się wejść. Powoli zeszłam korytarzem na dół i byłam w miejscu gdzie byli wszyscy. Najgorsze, że jedna osoba była na danym korytarzu. *Gdzie jest Amity?* Idąc w końcu mi się udało. Kucnęłam przy wejściu i widziałam ją. Ona była przerażona i nie widziałam nic w jej oczach. Stringbean znajdując mnie podleciała do niej i musnęła o dłoń.

- Stringbean zostaw mnie... - odsunęła rękę lecz podniosła się i ją momentalnie przytuliła.
- To ty? Ale gdzie jest? - pokazałam jej się a ona aż się przestraszyła.

- Wybacz Amity ale muszę być tak - musiałam być czujna by nikt mnie nie zobaczył.
- Mamy mało czasu al-! - nagle mnie pocałowała.
- Też tęskniłam - przyłożyłam czoło do jej ale tak by nie zranić ją rogami.

- Luz... Ty... Żyjesz... - płakała i wycierałam jej oczy.

- Żyje... Amity... Pomogę wam uciec ale wy macie nie zawracać tylko uciekać

- Nie ma kurwa mowy, że cię zostawię - złapała mnie za ramiona.
- Nie widziałam cię 2 lata. Teraz chcą cię zabić. Nie zostawię cię - złapałam jej rękę.

- Wiem Ami... Ale ja muszę ich powstrzymać... - przytuliła się.
- Obiecałam, że wrócę i się tobą zajmę... I zamierzam dotrzymać słowa - pocałowałam ją w czoło i stałam się niewidzialna.

- Zniszczyliśmy wszystkie wasze roboty - zaśmiał się i odszedł.

- Właśnie - podałam jej jajo.
- Uciekajcie i proszę zajmij się nim do puki nie wrócę - wyszłam z klatki i dałam jej klucze.
- Kocham cię Amity - i odeszłam.

Każdemu po tajemnie dałam sprzęt, który był by im potrzebny. Wyszłam stamtąd i zrobiłam się widzialna. Muszę ich zaskoczyć. Rzucałam w ich stronę glify ognia i lodu. Słyszałam jak się wkurzali. Musiałam odwrócić ich uwagę od ucieczek przyjaciół.

- Zniszczyć tego kto to robi!

- Spokojnie... - latałam w różnych miejscach by dawać glify.
- Dobra - pstryknął palcami i nad nimi byli wszyscy mieszkańcy.
- Naprawdę myślałeś, że nas przechytrzysz? Hahaha śmieszne - wysunął jakiegoś demona.

- Przegrasz - i wybuchli go na oczach wszystkich.

Cholera... Kurwa mać... Przechytrzyli mnie... Wyłonili jeszcze kogoś i wybuchli. Bałam się... Panikowałam.

- Kto ich uwalniał? - i wystawił Amity.

*Nie!*

- Hm... Zabij - wyleciałam i uderzyłam kulą ognia.

- AGH! - krzyknęli i upuścili Amity.

- Ami! - złapałam ją.

- To jednak żyjesz!? - i zaczęli atakować. 

Mijałam i ataki aż jeden zranił mi ramię. Wylądowałam gdzieś w lesie i postawiłam Amity. Zrobiłam koło i jakoś to wyleczyłam.

- Znasz uzdrawianie?

- Te dwa lata wiele mnie nauczyły - wstałam.
- Uciekaj stąd - pomogłam jej wstać.
- Nie chce stracić ciebie

- A ja ciebie Luz... Boje się o ciebie

- Wiem... Ale znasz mnie

- Znam

- Będę ich powstrzymywać tak długo byście uciekli - wyprostowłam skrzydła.
- Uciekajcie - i wzbiłam się w górę.

Podleciałam w górę i patrzyłam na braci Collectora.

- Chodźcie tu by potężni Archiwiści!

- AGH! Chodź tu! - trzech z nich leciało w moją stronę ale czwarty stał w miejscu.

- Boi się

What Now Luz?... |The Owl HouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz