Rozdział 23

73 8 2
                                    

Pov: *Amity*

"Przeszłość. Kiedy Luz wróciła na Wrzące Wyspy po opętaniu"

Eber i King opiekowali się Luz jak mnie nie było. Cieszę się, że sprzęt, nad którym pracowałam z tatą jest skończony i Luz może z niego korzystać. Teraz tata chciał byśmy odnowili abomatony by pomagały inny na przykład w budowie. Było ciężko to wszystko zrobić od nowa. Tak zażądał tata ja tylko słucham.

- Mittens poleciała byś statkiem po resztę potrzebnych rzeczy? - podniosłam gogle i odłożyłam klucz.

- A kto ci pomoże z nimi?

- Mała? A kto je wszystkie zrobił? - i tu mnie zatkał.
- No właśnie - poklepał mnie po głowie.

- Dobra lecę - i poszłam w stronę statku.

Dostałam od Dariusa współrzędne gdzie mam lecieć i po co. Wzbiłam się w powietrze i cóż leciałam sobie na spokojnie bez pośpiechu. Dostawałam wiadomości na tamagotchi z tematami o różnej treści. Raz pisała, że oni ją męczą, pyta kiedy wrócę, Eber siedzi by niej by nawet nie wstawała. Bawiło mnie to. Odpisywałam jej tym by wytrzymała. Na miejscu już widziałam tego gościa, którego poznał Gus na wyprawie z uczniami z innej szkoły.

- Dobrze, że jesteś! - przywitał się.

- I vice versa - zeszłam ze statku.
- Masz to co zamawialiśmy?

- Pewnie - poszliśmy do garażu.
- Wszystkie części i resztę masz tutaj. Pomożemy ci je zapakować do statku

- Dzięki - i poszłam pakować.

Sporo tego było. Tata nie żałował sprzętu. Niestety było tego na tyle, że będę musiała drugi raz tu lecieć. Załamałam się w duchu. Jak wracałam widziałam, że zbierają się chmury na wrzący deszcz.

- To jest narazie tyle. Muszę jeszcze wrócić po resztę - zeszłam ze statku zjeżdżając po linie.

- Nie spodziewałaś się, że tyle tego będzie? - zaśmiał się Darius.

- No nie - pomogłam odnieść to do pracowni.

Tata pracował jak za dwóch. Od kiedy udało się u wszystkich usunąć znaki covenów to wrócił do naprawiania abomatonów. Nie podoba mi się to, że do tego wrócił. Ale cóż... Co ja mogę. Wróciłam na pokład i znowu poleciałam w tamto miejsce po resztę sprzętu. Lot przerwał mi dźwięk telefonu.

- Halo? - oparłam się o ster.

- Nigdy więcej z nimi dwoma! Już wolę Lilith i Hootiego - zaśmiałam się.

- Wytrzymaj Batata... Lecę po sprzęt, który zamówił tata i wracam

- King to nic bardziej Eber... Jest jak ty kiedy się nie posłucham

- Miło, że porównujesz mnie do szefa covenu bestii

- Tak bywa... Wracaj szybko!

- Robię co mogę. Do zobaczenia

- Pa - i się rozłączyła.

Durna jest... Ale to jest Luz Noceda, uparta jak osioł, durna, ale kochana. Na miejscu trochę się zeszło, ponieważ jednego urządzenia nie można było znaleźć. Byłam lekko oburzona tym, że tego nie dopilnowali. Trochę się zeszło ale znaleźliśmy to. Pożegnałam wiedźmy, które tam były i wracałam do domu.

Lot mijał mi przyjemnie... No prawie... Musiałam uchronić statek przed wrzącym deszczem. Akurat jak wracam do siebie. *Dzięki Tytanie!* Cóż leciałam dalej gdy nagle dostałam czarnym dymem przed oczy. Odsunęłam się i przetarłam oczy. Wylatywało to z silnika. Jak go otworzyłam to nic nie widziałam przez ten dym. Nie wiem co jest uszkodzone a co nie.

What Now Luz?... |The Owl HouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz