XXIII

72 1 33
                                    

Liam:
Kurwa lepszego chłopaka nie mogłem sobie wymarzyć. Theo jest poprostu taki uroczy momentami. Potrafi pocieszyć kiedy trzeba. I za to go kocham. 

Po rozwieszeniu każdego rodzaju ozdób świątecznych czyli jakiś krasnali, nie krasnali jakiś reniferów, lampek choinkowych i też nie, rzuciłem się z Theo na kanapę próbując odpocząć. Spojrzałem na zegarek i była 15:42. 

Za oknem troche ciemno już było, dlatego ojciec zgasił światło i powłączał z mamą te "lampki" i świecące przedmioty, które Theo i ja rozłożyliśmy.
Przyznam, że nawet fajnie to wyglądało. 

Przytuliłem się do Theo, a chłopak odwzajemnił gest. 

Nagle sobie coś przypomniałem

Cholera miałem odebrać paczki z paczkomatu

Liam ty debilu.

Podniosłem się z kanapy w mgnieniu oka i podbiegłem do stojaka z kurtkę

~Theo musisz mnie podwieźć szybko do centrum~ powiedziałem na szybko

~po co?

~musze coś załatwić~ wytłumaczyłem. 

~Ej Liam jedziesz do miasta?~ spytał ojciec

~tak~ odpowiedziałem

~a to ja cię podwiozę, bo też mam sprawę w mieście~ powiedział

~a ty mój drogi zostajesz ze mną i pomagasz mi w kuchni~ powiedziała mama, a Theo przewrócił oczami. Ja się zaśmiałem, ojciec założył kurtkę i razem wyszliśmy do auta. Z 8 minut potem byliśmy w mieście. 

Czemu tak mówię? bo mieszkam na jebanym zadupiu

Ehh 

Nie wytrzymam

Zatrzymaliśmy się pod sklepem, a ojciec zgasił auto

~a zdradzisz mi co planujesz?~ spytał

~musze odebrać paczkę z prezentem dla ciebie i Theo, a jeszcze pochodzę i poszukam po  sklepach jakichś prezentów fajnych dla mamy~ wytłumaczyłem

~a, okej. Jak coś to pisz~ poprosił w sumie bardziej

~no dobra

Chwilę jeszcze posiedziałem z ojcem w aucie w głuchej ciszy i nagle postanowiłem wyjść informując ojca, by poczekał na mnie w aucie, bo "zaraz wracam".

Cos co zawsze kończy się na godzinie nieobecności, a w razie czego znam drogę do domu.

Wyszedłem do tego paczkomatu. Odpaliłem se kod na telefonie, podszedłem do tego śmiesznego ekraniku i wpisałem dane te które potrzeba oraz kod do paczki.

Poczekałem chwile i "szafka" z moimi rzeczami się otworzyła. Wyjąłem gitare, książkę oraz "niespodziankę" dla ojca. 

Zamknąłem "szafeczkę" i pobiegłem do auta. Otworzyłem bagażnik i odstawiłem rzeczy. Zamknąłem tył auta i wszedłem na siedzenie pasażera. 

~Dobra możemy jechać.~ powiedziałem.

~dobra~ powiedział ojciec i odpalił auto po chwili odjeżdżając z parkingu. Odpaliłem telefon i zacząłem pisać z Masonem o jakichś tam pierdołach. Zajechaliśmy do jakiegoś sklepu z kosmetykami.

Kurna mać co moja mama by chciała na święta..... 

Podobno "synek mamusi" japierdole

Połaziłem troche po sklepie. 

Coś tam wybrałem i poszedłem do ojca. Podyskutowaliśmy o czymś mało ważnym i skierowaliśmy się do kasy. Zapłaciliśmy za rzeczy i skierowaliśmy się do auta. Na chwile się zatrzymałem, bo poczułem na sobie czyjś wzrok.

loving forgiveness///ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz