Rozdział III

41 6 1
                                    

Mój instagram: 1fal.ka1


(Nie! To nie prawda! To nie może być prawda!) 

- Mogę ci pomóc... Mogę sprawić by tak się...nie stało.

 Zadowolona postać posiadała uśmiech tak szeroki, że było widać jakie ostre zęby posiada. 

(Niech to się skończy!!) 

Zamknęłam szybko, mocno oczy i po chwili otworzyłam. Byłam w domu. 

- Co to było!? Czemu jestem w domu? 

Byłam w swoim pokoju na swoim łóżku. Białe ściany, brązowa, drewniana podłoga, lustro obok łóżka, miękki jak baranek dywan. Wszystko było myląco takie same, ale ja czułam, że coś jest nie tak, Nagle weszła moja mama zmartwiona moim zachowaniem. 

- Twoje przyjaciółki cię tutaj przyniosły. Byłaś nieprzytomna. Na pewno wszystko dobrze? 

- Nie jestem pewna..., ale nie martw się... 

Spojrzałam w bok na korytarz. Słuchałam, co do mnie mama mówiła, ale czułam, jakby to nie była ona. W rogu drzwi pojawiła się dziwna maziowata postać.

 - Co się stało?

 Cała się trzęsłam. Nie umiałam nic powiedzieć. Odezwać się słowem. Strasznie chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Wskazałam palcem miejsce. Mama się odwróciła, ale postaci nie było. Mama na mnie popatrzyła zdezorientowana. 

- No dobrze zostawię cię tutaj, ale nie zapominaj, że masz moje wsparcie.

 - Dziękuję mamo... Czekaj zaraz przecież mama tak do mnie nie mówi...! 

Nagle wszystko się rozpłynęło. Twarz mamy się nieukształtowana i mieszała. Stawało to się coraz bardziej niepokojące. 

(Wiedziałam, że coś jest nie tak. Wiedziałam!) 

Wstałam z łoża i próbowałam ustać na równe nogi, ale przez utrudnienia postaci udającej moją mamę było to ciężkie. Pod wymyśloną podłogą robiły się górki, a potem robiła się wielka przepaść. Nie mogłam, utrzymać równowagi aż w końcu spadłam w jedną z dziur. Zapanowała ciemność...ta sama, jaka była na początku, która wydawała się jeszcze ciemniejsza niż wcześniej. 

(Muszę się z tego jakoś wydostać! Tylko jak skoro nawet nie umiem złapać równowagi... Nie potrafię... Jestem za słaba na to coś, a myśl, że jestem, z tym sama nie pomaga).

 - Sama? A co z twoimi przyjaciółmi? 

Niespodziewanie zaczęła mnie boleć lewa część piersi. 

(Strasznie...kuje... Nie...wytrzymam...jest zbyt mocne...) 

Ściskałam swoją dłoń obok miejsca dotychczasowego bólu. Tak mocno, że zaczęła mi lecieć krew i rozpływać powodując wielką plamę na mojej bluzce. 

- Czy tak właśnie chcesz skończyć? Taki ma być twój los?! Stać cię na więcej. Stać NAS...na więcej... 

- Nas? 

- Taak nas... Będziemy wypełniać swoje luki, będziemy się wypełniać, a wtedy będziemy nierozłączni...

 - Nie ma nas i nigdy nie będzie! Jestem Cristina Wilson, dziewczyna lat 16 posiadająca piękne lokowane blond włosy do ramion, kochającą mamę i przyjaciół, która zawsze jest sobą i nie zamierza się poddawać! Nie zamierzam dzielić się tym, co mam z jakąś postacią co mnie nawiedziła! 

- Hm interesujące jak nastolatki są naiwne i żałosne. 

- Co? 

(Co? Przecież zawsze takie coś działa... Czemu to nie zadziało!? JAKIM JA MUSIAŁAM BYĆ GŁUPCEM...HAHA Cristina co jest z tobą nie tak? CO JEST Z TOBĄ NIE TAK!? Nie no zwariowałaś już do końca na głowę. Rozmawiasz z jakimś cieniem, nie wiesz, co się dzieje... Może to zwykły sen?) 

Zaczęłam wariować. Nie wiedziałam, co jest rzeczywistością, a co nie... Trzymałam, się za włosy ciągnąc, je jak najmocniej mogłam, by się wybudzić. Chciałam, żeby to się skończyło. Nie myślałam racjonalnie, a to się dalej ciągnęło. Zaczęłam się, uderzać pięścią w głowę nie zwracając uwagi na plamę krwi, która tak nasiąkła w ciuchy, że przedostawała się, do czarnego pustkowia kapiąc i spadając w nicość. 

- Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że to, co robisz, nie daje żadnych efektów?! Jesteś tak żałosna, że chce ci się śmiać, bo wariujesz. Nie muszę ci nic robić, bo SAMA SOBIE ROBISZ KRZYWDĘ. Śmieszne prawda? Jak nicość, która stała się czymś umie wpłynąć na ludzką psychikę. 

- Co ty mi robisz!? 

- Ja ci nic nie robię. To TY sobie robisz te rzeczy, ale nie bój się, ten stan ci zostanie. 

Uśmiechnął się zabójczo. Zamknęłam ponownie mocno oczy i znowu wszystko minęło. Gdy otworzyłam, oczy byłam na trawie w parku, a obok mnie siedzieli moi przyjaciele. Na ich twarzach widziałam zaniepokojenie i powoli przychodząca niecierpliwość. Obudziłam się cała obolała. Głowa bolała mnie koszmarnie, a lewa część piersi tym bardziej. Zauważyłam, że w miejscu, gdzie leciała, mi krew była mała plamka krwi. Nogi miałam jak galareta i nie umiałam wstać. 

- Co... Co się stało? 

- Cristina! 

Każdy z nich wykrzyczał w tym samym momencie moje imię i mnie przytulił. Od razu było mi o wiele milej, ale znowu nie wiedziałam, czy to, co tutaj jest, jest prawdą. 

- Co ci się stało, Cristina martwiliśmy się o ciebie! 

- Noo opowiadaj 

- Wiecie... Nie chcę o tym opowiadać... To dla mnie zbyt...traumatyczne? Jeśli można to tak nazwać... 

- No dobrze... Jak chcesz. Gdy będziesz kiedyś gotowa, żeby, nam powiedzieć co się stało, zawsze cię wysłuchamy. 

- Zapamiętam. 

(Jak ma się, już coś stać to niech się stanie... Nie zamierzam czekać na to samo...) 

Każdy zaczął wstawać i się zbierać. Był już wieczór, a słońce powoli zachodziło. Niebo było pomarańczowo-różowe, a chmury wcielały się w jego pastelowe kolory. Widok był piękny. Tak piękny, że nie chciało się wstawać. Zaczynało lekko powiewać zimnym powietrzem. Przerwało to mi patrzenie na piękny obraz zachodzącego słońca. 

- Idziesz? -

 Tak już... 

Brown podał mi dłoń, żeby mi pomóc. Złapałam się jego dłoni i od razu prawie upadłam. Gdyby nie Brown już bym miała poobijany bok. Brown wziął mnie na swoje ramiona, żeby zanieść mnie do domu, a potem położyć na łóżku. Zostałam w pomieszczeniu ja i moja mama. 

- Nie możesz jutro iść do szkoły. To zbyt niebezpieczne Cristino. Co ci się stało? Co ty przede mną ukrywasz?! Czego tak bardzo boisz się, że nie możesz mi powiedzieć, co ci się dzieje?! 

- Mamo ja...ty...ty mnie nie zrozumiesz...ty w to nie uwierzysz... 

- Cristino Wilson! Nie rób mi tego... Nie ukrywaj tego przede mną...przed twoją matką... Jestem i będę przy tobie niezależnie Nie... Nie doprowadzaj mnie do stanu, w jakim teraz jestem... Ukrywasz przede mną coś ważnego... Coś, przez co dzisiaj wróciłaś praktycznie w nocy... Martwię się, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, a ja ci nie mogę pomóc, bo nie wiem jak... 

- Mamo... 

- Nie, nie mamo... Chcę, żebyś mi to wytłumaczyła. Chcę, żebyś mi powiedziała, co cię gnębi przez ten cały dzień. Chcę, żebyś wytłumaczyła swoje zachowanie dzisiaj rano i swoje późne przyjście do domu za pomocą przyjaciół.

- Chciałabym ci to powiedzieć na prawdę! Tylko... Nie wiem jak... Nie wiem, od czego zacząć... - Najlepiej od samego ranka...

Co sądzicie o sytuacji, która się jej wydarzyła?

Druga połowa mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz