👑 5 👑

135 5 29
                                    

Maj, A.D. 1388
Lasy tynieckie

- Jak to nie wiesz? - zapytała twardo.

- Były z Kachną - wyjaśniał, a głos ledwo przechodził mu przez gardło - Poszedłem po coś słodkiego, a gdy wróciłem, już ich nie było. Szukałem po całym obozie, ale nikt ich nie widział. Posłałem kilku ludzi, żeby obejrzeli okolicę, ale jeszcze nie wró...

- Żartujesz sobie? - przerwała mu, łapiąc go za poły ubrania.

- Pani, znajdziemy ich - przekonywał, widząc szaleństwo i wściekłość w jej oczach.

- Taki jesteś pewien? - puściła go, szarpiąc - To idź i ich szukaj - wskazała dłonią na głuszę - I nie waż się wracać, dopóki ich nie znajdziesz. Wszystkich!

Mieszko nie miał zamiaru się zgodzić, wiedział, że księżna działa pod wpływem emocji i już miał zacząć ją na nowo uspokajać, gdy pojawił się jeden z ludzi, których wysłał na poszukiwania. Reszta też już wróciła do obozu.

- Księżno - pokłonił się Jadwidze - Nie znaleźliśmy ich. Rozpłynęli się w powietrzu.

Kazimierzówna zamarła. Mężczyźni z pewną obawą przenieśli na nią wzrok. Oddychała ciężko, głęboko, mięśnie twarzy wyraźnie się napięły, ale z daleka można było rzec, że jest opanowana.

- Nie mogli rozpłynąć się w powietrzu - powiedziała twardym głosem - To nie mgła. Muszą przecież gdzieś być!

Z głębi obozu nadszedł wielki książę wraz z bratem i jeszcze jednym bojarem.

- To prawda? - Jogaiła spytał wprost - Twoje dzieci zniknęły?

Jadwiga przeniosła na niego spojrzenie, już ledwo wstrzymując emocje. Zacisnęła usta, skinając sztywno głową. Olgierdowicz kiwnął na brata, a ten, razem z bojarem, oddalił się. Jogaiła z powrotem skupił się na księżnej.

- Moi ludzie już się szykują - oznajmił - Pojedziemy szukać twoich dzieci.

Kazimierzównę zalała fala ulgi. Drgnęła, chciała go przytulić, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.

- Zapada zmrok - zerknęła w stronę lasu - Jeśli i wy się zgubicie?

- Mamy doświadczenie w poruszaniu się po lesie. Poradzimy sobie. Nie spoczniemy, póki ich nie znajdziemy. A znajdziemy je. Obiecuję - zrobił krok w jej stronę, nie odrywając od niej wzroku.

Jadwiga nabrała głęboko tchu, gdy się zbliżył. Dała Mieszkowi znak, że może się oddalić. On i jego człowiek posłusznie wykonali polecenie. Kazimierzówna wytrzymała tylko chwilę, by rzucić się wielkiemu księciu na szyję. Początkowo był zaskoczony, ale zaraz pozwolił jej schronić się w swoich ramionach. Tym bardziej, gdy poczuł jak opuszcza ją całe wstrzymywane powietrze i zaczyna drżeć. Ukryła twarz w materiale jego kaftana, żeby nie zobaczył jej łez. Pogłaskał ją uspokajająco po plecach.

- Znajdź je, proszę... - wymamrotała.

- Wrócą do ciebie - szepnął - Całe i zdrowe. Przyrzekam...

Uniosła głowę, by spojrzeć na niego mokrymi oczami. Trzymał ją blisko, ale nie skupiała się teraz na tym. Patrzyła w te ciemne oczy, z których biła pewność i nadzieja i które były tak bezpieczne i spokojne. Opuszkiem kciuka, bardzo delikatnie, otarł słoną strużkę, która spłynęła po jej policzku.

- Wielki książę! - zawołał jeden z litewskich żołnierzy - Możemy wyruszać!

Spojrzeli na siebie ostatni raz. Jogaiła pozbawił ją schronienia, jakie znalazła w jego silnych, męskich ramionach. Dosiadł sprawnie swojego gniadosza i, skinając głową Jadwidze na pożegnanie, dał sygnał do odjazdu i cała grupa konnych opuściła obóz. Służba i dworzanie, którzy zdążyli zorientować się, że coś się stało, patrzyli za nimi, jak nikną w ciemnym lesie. Kazimierzówna objęła się ramionami, modląc się, by znaleźli jej pociechy.

Jej przeszłość... Ich przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz