👑 11 👑

106 4 6
                                    

Czerwiec, A.D. 1388
Stary Sącz

Kachna z niechęcią wpuściła gościa do izby, którą zajmowała Jadwiga. Była całkowicie przeciwna temu pomysłowi, w trosce o zdrowie i dobro księżnej, ale ta się uparła i nie pozwoliła nawet jej dojść do słowa. Interakcje z Jadwigą od śmierci jej córki były bardzo utrudnione i odczuli to wszyscy - Kachna, Mieszko i Kazik. Zamknęła się w sobie, wybudowała wokół siebie wysoki i gruby mur i nikogo nie przepuszczała. Nikogo.

Gdy Luka wszedł do środka, od razu wyczuł grobową atmosferę. Kazimierzówna w czarnej jak noc sukni była jej dopełnieniem. Żaden kosmyk, nawet jeden włos nie śmiał wysunąć się spod czepca i welonu. Stała wyprostowana jak struna, plecami do niego. Przystanął bliżej drzwi, sądząc, że tak będzie bezpieczniej. Kachna cicho przymknęła drzwi i omijając go szerokim łukiem, zbliżyła się do Jadwigi, mierząc badawczym spojrzeniem posła.

- Przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia, pani - pochylił z szacunkiem głowę, choć nie mogła tego zobaczyć.

Kazimierzówna wciąż uparcie milczała, wpatrzona w chmury, które od rana zasnuwały niebo.

- Wieści już się rozniosły? - odezwała się nagle, wprawiając go w lodowaty dreszcz.

- Byłem na Wawelu, pani - wyjaśnił - Myślałem, że to tam cię zastam.

- Pomyliłeś się.

- Tak, pani - przyznał.

Drgnął, gdy Jadwiga powoli odwróciła się w jego stronę, lustrując od stóp do głów. Wyraz jej twarzy był taki sam jak ton głosu - zimny i bez wyrazu. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, jakie cierpienie musi przeżywać.

- Domyślasz się zapewne, że nie jest to odpowiedni moment na matrymonialne plany twojego kuzyna.

- Oczywiście, jednak nie wiedzieliśmy, że...

- Że co? Że moja córka zmarła? - spytała ironicznie - W takim razie mój szwagier jest beznadziejnym swatem, skoro nie powiadomił was na czas.

- Pani, jeśli... - próbował coś powiedzieć.

- Dosyć - przerwała mu - Wyjdź.

Nie kłócił się. Pokłonił się z szacunkiem i wyszedł z izby, żeby jej więcej nie drażnić. Kachna patrzyła przez moment na zamknięte drzwi, po czym wróciła wzrokiem do Jadwigi. Księżna akurat odwracała się na nowo do okna. Dwórka zbliżyła się nieznacznie.

- Ma opuścić klasztor? - zasugerowała.

- Nie - odparła, a w jej głosie zabrzmiała dawno niesłyszana pewność - Niech zostanie.

***

Była tu stałym gościem. Nikogo już nie dziwił widok księżnej w ciemnej sukni, która wieczorną porą szła do klasztornej kaplicy, by pobyć sam na sam z Bogiem. Od przyjazdu tutaj wizyta w świątyni stała się elementem jej codziennej rutyny i bez niej nie potrafiła spokojnie zmrużyć oka. Nikomu nie pozwalała sobie towarzyszyć. Nikt nie wiedział, co działo się za zamkniętymi drzwiami. Modlitwa? Czuwanie? Umartwienie? Kłótnia?

Podpierała się o klęcznik, patrząc prosto w twarz martwego Chrystusa. Nie był to wzrok tępy, pusty, jak dotychczas, ale mający w sobie ślady emocji, które zdawały się zamarznąć w jej sercu już na wieki. W jej oczach tliły się ogniki czegoś gwałtownego, a uparte milczenie było podobne do ciszy, jaka panowała na świecie przed burzą. Nie klęczała, nie leżała krzyżem. Stała, lekko zgarbiona, podobna do marmurowej figury. Mogłaby być ozdobą kaplicy, częścią wystroju, najpiękniejszym, a zarazem najbardziej zatrważającym elementem.

Jej przeszłość... Ich przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz