👑 28 👑

98 3 15
                                    

Czerwiec, A.D. 1389
Monachium

Książę obserwował z krużganka ruch na dziedzińcu zamku. Czekał na swojego brata, który postanowił testować jego wyjątkowo tego dnia nadszarpniętą cierpliwość. Od kilku dni łatwiej było go wyprowadzić z równowagi, co zauważyli wszyscy, w szczególności jego najbliżsi doradcy. A wszystko to za sprawą listu, który przybył aż z Krakowa, w co Stefan początkowo nie chciał uwierzyć i był gotów spalić go nawet bez czytania. Jednak widniejąca na nim pieczęć, później treść i podpis świadczyły jasno - król Polski, Wilhelm miał dla niego kuszącą propozycję. I to przez nią posłał po swoich braci, by pomówić z nimi na ten temat.

Stukał opuszkami palców o murek, śledząc przemykającą po dziedzińcu służbę. Nie mieli zbyt wiele do zrobienia, zamek praktycznie świecił pustkami, odkąd pochował swoją żonę Tadeę. Włoszka była bardzo urokliwą i żywą kobietą, nie nudził się przy niej. Problem jednak polegał na tym, że zmarła i nie dała mu żadnego dziecka. Już nawet córka coś by dała. Tadea jednak umarła bezdzietnie. I on znów musiał martwić się o swoją przyszłość. Wolał, żeby księstwo odziedziczył jego syn, niż któryś z braci. Młodszego z nich wywołał myślami, bo właśnie wjechał na dziedziniec, w typowy dla siebie sposób - jakby wciąż miał dwadzieścia wiosen. Jan, pomimo wieku i doświadczenia, wciąż widział siebie, jako przystojnego i atrakcyjnego młodzieńca. I dla wielu kobiet wciąż taki był. Stefan obserwował to przedstawienie z góry. Młodszy zeskoczył z konia, rzucił niedbale wodze podbiegającemu naprędce słudze, powiódł wzrokiem za dwiema młodymi pannami, które akurat przechodziły nieopodal, zapewne puścił im oczko, od czego zachichotały, po czym ruszył w kierunku schodów. Książę westchnął bezradnie, odsunął się od krużganka i stanął, czekawszy na przybycie brata.

- Mój ulubiony brat! - zawołał już u szczytu schodów - Jak zwykle pogodny i uśmiechnięty - zażartował.

Podszedł do niego i objął go, klepiąc po plecach. Stefan nie odwzajemnił żadnego z gestów. Jan odsunął się i zilustrował go wzrokiem.

- Ktoś umarł? - spytał Jan z udawaną powagą.

Starszy jedynie westchnął, odwrócił się i odszedł, dając bratu jasny sygnał, że ma za nim iść. Jan wywrócił oczami i tak też zrobił. Mijali kolejne drzwi, przy jednych z nich Stefan zwolnił, zbliżył się doń i stuknął mocno knykciami.

- Fryderyk! - krzyknął i poszedł dalej.

Jan aż się zatrzymał, zaskoczony humorem brata. Po chwili z komnaty wyszedł rzeczony brat, poprawiając wiązanie koszuli. Kiwnął na Jana, po czym razem podążyli w ślad za księciem.

- Co go ugryzło? - spytał szeptem.

- A ja wiem? Siedzę tu od wczoraj i nic mi nie chciał powiedzieć. Radców musiał przekupić, bo też trzymają gęby na kłódkę.

- Szlag by to - zaklął pod nosem.

Dogonili Stefana dopiero w jego komnatach. Nalewał już wina do trzech pucharków, postawił przy wyznaczonych sobie w głowie miejscach, sugerując, że właśnie tam mają zasiąść. Spojrzeli po sobie i wykonali to nieme polecenie.

- No więc? - zagadnął Fryderyk po upiciu trunku - Oświecisz nas? Czy sami mamy się domyślić?

- Dostałem list z Krakowa - zaczął chłodno.

- Z Krakowa? - Jan pochylił się do przodu - Tego Krakowa?

- Zależy, który masz na myśli - mruknął pod nosem Fryderyk.

Gdyby Jan miał coś pod ręką, już dawno rzuciłby w brata. Zamiast tego nachylił się nad stołem do siedzącego po drugiej stronie mężczyzny, nieudolnie próbując go trzepnąć. Stefan tylko przymknął bezradnie powieki.

Jej przeszłość... Ich przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz