To nie było zwykłe przeziębienie. Przewidywalne, zaczynające się bólem gardła, gorączką, przechodzące później do kataru, kończąc na kaszlu.
Mnie bolały wszystkie mięśnie w ciele. Musiałam przytrzymywać się szafki nocnej, żeby w ogóle móc wstać z łóżka.
Wyciągnęłam z szuflady termometr i szybko zmierzyłam nim sobie temperaturę.
36,6 stopni. Wszystko w normie. Aż nie chciało mi się w to wierzyć.
Przyłożyłam dłoń do czoła. Było chłodne. Nic nie wskazywało na gorączkę. W takim razie pewnie to tylko zakwasy po wciąganiu walizki po schodach. Bardzo chciałam wierzyć, że to właśnie prawdziwa przyczyna. Choć wydawało się dość nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, że nawet nie zmęczyłam się przy tym jakoś szczególnie.
Musiałam założyć najluźniejsze ubrania jakie tylko byłam w stanie wygrzebać ze swojej szafy. Wszystko inne mnie uciskało. Miałam nie lada problem z uniesieniem rąk, ale w końcu jakoś udało mi się wciągnąć na siebie czarną bluzę z kapturem. Najbezpieczniejsza opcja na złe dni.
Po śniadaniu poczułam się minimalnie lepiej. Przynajmniej na tyle, by nie chodzić jak upiór, który dopiero co wstał z grobu. Amber była zbyt pochłonięta szykowaniem się na swoje zajęcia, aby zauważyć, że jej młodsza siostra potrzebowała podpórki, żeby w ogóle stanąć prosto.
Doczłapałam jakoś do łazienki i ochlapałam twarz chłodną wodą, z nadzieją, że to cokolwiek da.
Ból powoli puszczał. Oderwałam dłonie od umywalki i spróbowałam porobić kilka skłonów. Wychodziło lepiej, niż się spodziewałam. Wyprostowałam przed sobą ręce, czując pracę każdego mięśnia. Przechodziło. Dostrzegałam jakąkolwiek nadzieję na poprawę.
Mimo zaciekłej walki samej ze sobą, postanowiłam, że podejmie próbę spakowania swojej torby. Choćby nie chciało mi się tam iść najbardziej na świecie, nie uważałam, żeby zakwasy po wnoszeniu walizki po schodach były wystarczającym powodem do narobienia sobie zaległości. Szczególnie, że z każdą chwilą czułam się coraz lepiej, a chłodne powietrze muskające moją twarz w drodze na autobus tylko jeszcze bardziej mnie orzeźwiło.
Z jakiegoś powodu miałam dobry humor. To się rzadko zdarzało o szóstej rano w drodze do szkoły, szczególnie po takiej bolesnej pobudce.
F: „Coś się zmieniło od wczoraj?"
Nie spodziewałam się, że obca osoba z internetu aż tak zainteresuje się moim stanem zdrowia. Uznałam, że to całkiem miło z jej strony.
Po dotarciu na miejsce od razu rozejrzałam się dookoła, żeby sprawdzić czy nadal widzę świat okiem profesjonalnej kamery na najwyższych ustawieniach. Specjalnie czekałam do momentu aż wysiądze z autobusu. Nie chciałam się przerazić stanem komunikacji miejskiej w Oldwill. Są takie rzeczy, których po prostu lepiej nie zauważyć. Dla własnego dobra.
R: „Wzrok, słuch i węch bez zmian, ale obudziłam się z bólem mięśni."
Wyślij.
Profil Fairytale77 nie zdradzał zbyt wiele. Nie wstawiała zdjęć twarzy, tylko ręcznie robionej biżuterii. Swoją drogą bardzo ładnej. Miała własny "bajkowy" styl. Robiła naszyjniki ze smokami, bransoletki wyglądające jak ze smoczej skóry, pierścionki ze "smoczym okiem" albo z kolorowymi "wróżkowymi" skrzydłami. Najpopularniejszym zdjęciem było to, na którym miała obrożę z delikatnego srebrnego łańcuszka, na której zawieszony był zielony, popękany kamień w kształcie pająka. Ten był chyba najładniejszy ze wszystkich. Kimkolwiek była ta dziewczyna, niewątpliwie miała talent. Niektóre jej wyroby można było nawet kupić. "Możliwa wysyłka lub odbiór osobisty z Oldwill".
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...