Rozdział 29 - Korepetycje (pt. 2)

42 6 2
                                    

Otworzyłam podręcznik od geografii na stronie z tabelką z wypisanymi okresami geologicznymi, czasem ich trwania, ich cechami charakterystycznymi i położyłam go przed nami. Wyrwałam kilka kartek z zeszytu i do każdego z nich wypisywałam po kilka najważniejszych cech, rysując obok rzeczy, z którymi dało się daną cechę skojarzyć. Dokładnie tak, jak obiecałam.

Elliot przez cały ten czas słuchał uważnie wszystkiego, co miałam do powiedzenia. Nawet na moment nic go nie rozproszyło. Siedział w ciszy, bez zadawania pytań. A szkoda. Chyba wolałabym, żeby miał pytania. Wtedy może lepiej by mu się utrwaliło to, o czym mówiłam.

Gdy uznałam, że już wytłumaczyłam wszystko najlepiej jak umiałam, przeszłam do realizacji swojego planu, który pojawił się w mojej głowie niespodziewanie, od razu po przekroczeniu progu biblioteki.

Udawałam, że niechcący potrąciłam długopis, który upadł na drewnianą podłogę, wydając charakterystyczny dźwięk kliknięcia. Elliot już miał się schylić, żeby go podnieść, ale nie mogłam pozwolić, żeby mnie wyprzedził. Musiałam być pierwsza. Zsunęłam się z krzesła, udając, że mam problem ze znalezieniem go. Uniosłam wzrok na spód stolika.

Symbol przez cały czas tam był. Tak jak myślałam. Serce waliło mi tak mocno, aż zaczęłam się martwić, że je usłyszy i nabierze podejrzeń. Nie lubiłam kłamać, byłam w tym beznadziejna, ale miałam już dość niedopowiedzeń. Wszystko, co potencjalnie mogło zbliżyć mnie do prawdy, wydawalo się złotem.

– O Boże... – zagrałam zdziwienie.

– Co tam masz? – schylił się.

Wydawało mi się, że w jego głosie usłyszałam zakłopotanie. Tak jak przypuszczałam.

– Sam zobacz.

Zszedł z krzesła i zajrzał pod stół, patrząc na swoje wcześniejsze dzieło z pokerową twarzą. Dokładnie ją przeskanowałam. Gdybym nie widziała na własne oczy, że to on był winowajcą, możliwe, że bym się nabrała. Dobrze grał kogoś, kto nie wie o co chodzi.

– Co to jest? Jakieś logo?

– Nie wiem, ale ktoś się ewidentnie postarał – przejechałam palcem po równych wgłębieniach w drewnie. Elliot tylko wzruszył ramionami i wrócił do swojej wcześniej pozycji.

Mogłam to lepiej rozegrać. Niech to szlag.

– Ludzie mają wyobraźnię – westchnął.

Starałam się panować nad swoimi spojrzeniami frustracji posyłanymi w jego kierunku. Przecież to on. To jego dzieło. Dlaczego tak dobrze wychodziło mu kłamanie? Nie stresował się, nie wyolbrzymiał zdziwienia, nie uciekał wzrokiem, jego zachowanie nie zmieniło się na bardziej nerwowe. Zrobił dokładnie to, co Elliot Wings zrobiłby, gdyby symbol pod stołem nie należał do niego. Zignorował go. Jednocześnie byłam pod wrażeniem i czułam ścisk irytacji. Przegrywałam grę z przeciwnikiem, który zdobył moje uznanie. Tak naprawdę żadne z nas nie grało uczciwie, ale on umiał lepiej oszukiwać. Ratowało mnie tylko to, że byłam tego świadoma.

– Dziwne masz skojarzenia. Mi to w ogóle nie wygląda na logo – kontynuowałam. Chciałam docisnąć cytrynę do końca.

Wróciłam na swoje miejsce i oparłam łokcie o zniszczony od spodu stół. Patrzyłam mu prosto w oczy, licząc na to, że przynajmniej one powiedzą mi prawdę, bo ich właściciel ewidentnie nie miał takiego zamiaru. W słabym świetle dogorywających lamp sufitowych były tak ciemne, że prawie nie dostrzegałam jego źrenic. Przykuły moją uwagę od pierwszego dnia, kiedy je zobaczyłam i od tamtej pory nie dawały mi spokoju. Były jak mara pojawiająca się w snach wtedy, kiedy najbardziej jej sobie nie życzyłam, a gdy znikała, zaczynało mi jej brakować.

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz