Od początku wiedziałam, że Danielle coś znajdzie. Z tego co mówił Dean, wszystko co niewyjaśnione, tajemnicze i potencjalnie nawiedzone to właśnie jej klimaty. Uznała jednak, że nie chce rozmawiać o tym na odległość, więc zaproponowała, żeby przed zajęciami spotkać się całą trójką w jakimś spokojnym miejscu i wtedy dopiero opowie czego się dowiedziała.
Oldwill tamtego ranka standardowo było szare i deszczowe, ale tym razem pogoda szczególnie dawała w kość. Musiałam spakować pożyczone ubrania do foliowej reklamówki zanim wpakowałam je do torby. Długo zajęło mi dosuszanie ich suszarką, żeby koniecznie zdążyły wyschnąć na następny dzień, więc nie mogłam zaryzykować, że moja stara torba przesiąknie i zniszczy moją wcześniejszą pracę.
Nie miałam swojego parasola. Nie lubiłam z nich korzystać. Jak już naprawdę był mi niezbędny, wolałam pożyczyć od Amber. Tym razem pokładałam nadzieję w tym, że nie rozpada się na tyle, żebym musiała zabierać go ze sobą, więc założyłam po prostu kurtkę z kapturem.
Zazwyczaj to wystarczało.
Wsiadłam w autobus i szybciej niż zwykle dotarłam pod park przed jedynką. Usiadłam w altanie pod dachem, żeby uniknąć zimnych kropli, spadających agresywnie z nieba. Czasami naprawdę miałam tego dość. W tamtym momencie pomyślałam o Khloe opalającej się gdzieś na słonecznej plaży Goatspond Island.
Trzeba było lecieć z nimi.
– Lepiej obydwoje usiądźcie, bo to co wam powiem może was zwalić z nóg – oznajmiła Danielle od razu po dotarciu na miejsce.
Brzmiała śmiertelnie poważnie. Dean szybko usiadł obok mnie, na przeciwko swojej siostry, która ewidentnie nie miała dobrych wieści.
– Poszperałam trochę na strychu. Rodzice przechowują tam mnóstwo gratów, więc dokopanie się do tego zajęło mi pół nocy, ale w końcu znalazłam to, czego szukałam.
Wyciągnęła ze swojej torby małą, czarną książeczkę w grubej okładce. Wyglądała bardzo niepozornie, jak coś na kształt kieszonkowego słownika albo kalendarza z notatnikiem.
– To jest przewodnik po tak zwanych "zakazanych symbolach". Przekartkowałam cały, aż w końcu trafiłam na coś takiego – otworzyła na stronie z zagiętym rogiem.
Z Deanem wychyliliśmy głowy, żeby przyjrzeć się ilustracji, na którą pokazywała palcem.
Wyglądała identycznie jak ta pod stolikiem.– Dalej napisali, że jest to znak, który ma za zadanie odstraszać demony, znane jako "złodzieje twarzy". Inaczej nazywane też "pożeraczami dusz" albo "grabieżcami żyć".
– Kreatywnie – mruknęłam.
– Mieliście trafne skojarzenie z tym kultem, bo faktycznie tutaj też jest o tym wspomniane. Używali go członkowie jakiegoś... Szkarłatnego Kręgu czy jak im tam. Podobno wyskrobany w drewnianych drzwiach ma dawać gwarancję, że demony nie przekroczą progu takiego domu.
– To było skuteczne? – skrzywił się Dean.
– To nie jest istotne – odpowiedziała Danielle, opuszczając książkę tak gwałtownie, że stuknęła twardym grzbietem o stolik – Jeśli ten wasz Elliot to narysował, znaczy, że o nas wie.
Zapanowała niezręczna cisza.
Raczej nie było możliwości, żeby skrobał sobie scyzorykiem cokolwiek i przypadkiem wyszedł mu symbol z jakiegoś starego podręcznika.– To by wyjaśniało śledzenie mnie – dodał.
– Słuchajcie, my nie możemy tego tak zostawić. Dobrze by było dowiedzieć się ile on właściwie wie, co konkretnie wie i od kogo się tego dowiedział. Szczególnie, że nas śledzi, obserwuje i próbuje nas odstraszyć symbolami – mówiła Danielle, odrobinę za głośno niż powinna, bo jacyś przypadkowi spacerowicze zwrócili na nią uwagę.
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...