Rozdział 18 - Domówka (pt. 2)

59 8 0
                                    

Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być na miejscu. Nikogo nie zauważyłam.
Popatrzyłam na półki przytwierdzone do biało-złotych płytek a potem na podłogę.
Nic nie spadło. Przebiegłam oczami po flakonach perfum poustawianych na półkach. Gdyby któryś z nich zderzył się z podłogą, hałas brzmiałby zupełnie inaczej. To był bardziej... odgłos przewracającego się worka z cementem. Albo nie, może nie przewracającego się. Bardziej takiego upadającego. Jakby ktoś trzymał go w rękach i przez nieuwagę wypuścił na te połyskujące płytki. Wyglądały na czyste. Sprawiały wrażenie takich, które od chwili ostatniego umycia nie napotkały na swojej drodze człowieka.

A jednak miałam przeczucie, że nie byłam tam sama.

Weszłam głębiej, zamykając za sobą drzwi. Łazienka na górze była spora, połączona z osobnym pomieszczeniem służącym jako pralnia. Tam też nie działo się nic niepokojącego. Zobaczyłam tylko kilka suszarek i porozkładane na nich ubrania. Przy ścianie stały trzy spore pralki, a na środku pomieszczenia leżał okrągły, pudrowy dywan.

Wstrzymałam na chwilę oddech, licząc na to, że może usłyszę jakiś szmer. Stłumiona muzyka dochodząca z dołu nie zagłuszyła cichego westchnienia, które dotarło do moich uszu z niewiadomego źródła. Moje serce przyspieszyło. Nie trzeba było mieć ponadprzeciętnego słuchu, żeby bez problemu usłyszeć jego łomot.

Czujnie rozszerzyłam oczy, wycofując się z pralni praktycznie na palcach.

Pora uciekać.

Nagle rozległ się dzwoniący hałas łańcucha, przesuwanego po ściankach wanny. Wzdrygnęłam się i gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę.

Tam nie sprawdziłam. Nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógł w niej leżeć. Zacisnęłam za sobą dłonie na umywalce, rozglądając się za czymś, czym ewentualnie mogłabym się obronić.

Brunet o rozczochranych włosach i mętnych, brązowych oczach podniósł się do pozycji siedzącej, jakby wstawał z grobu. Wyglądał jak zombie, szykujący się do polowania na mózgi, a z jego miny dało się wyczytać, że swój już gdzieś po drodze zgubił.

Oparł łokcie o brzegi wanny i rozejrzał się dookoła, prawie tak samo zdziwiony jak ja. Na początku miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie zauważył, ale w końcu jego nieprzytomne spojrzenie zatrzymało się, skanując mnie od góry do dołu.

Rozpoznałam go. To był ten gość z łańcuchem przy pasku, w skórzanej kurtce. Ten, z którym przyszedł Elliot.

"A mówił, że nie odwali niczego głupiego".

- Coś nie tak? - zapytał zmieszany.

- To chyba ja powinnam zadać to pytanie - odparłam, wciąż stojąc w zastygnięciu.

- U mnie? Jak widać - wzruszył ramionami.

- Dlaczego leżysz w wannie? - spytałam.

- Bo tylko tutaj mogę być sobą - rozłożył się dumnie, opierając plecy o tylny brzeg - W tej wannie czuję się jak ryba w wodzie.

- Ale tam nie ma wody.

Popatrzył w dół, jakby chciał sprawdzić, czy aby na pewno go nie okłamuję.

- No oczywiście, że nie ma. Przecież w ubraniu bym się nie kąpał - powiedział to takim tonem, jakby tłumaczył mi najoczywistrzą oczywistość.

Przez chwilę naprawdę poczułam się jak wariatka. Przejechałam dłonią po twarzy i wzięłam głęboki oddech.

Co ja mam z tym zrobić, do cholery?

Wyobraziłam sobie tylko reakcję Khloe, jaką miałaby gdyby to ona się na niego natknęła a nie ja.

Marcus wyciągnął skądś paczkę fajek i położył ją na zabudowie, po czym sięgnął do swojej kieszeni i zaczął zawzięcie czegoś szukać.

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz