Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być na miejscu. Nikogo nie zauważyłam.
Popatrzyłam na półki przytwierdzone do biało-złotych płytek a potem na podłogę.
Nic nie spadło. Przebiegłam oczami po flakonach perfum poustawianych na półkach. Gdyby któryś z nich zderzył się z podłogą, hałas brzmiałby zupełnie inaczej. To był bardziej... odgłos przewracającego się worka z cementem. Albo nie, może nie przewracającego się. Bardziej takiego upadającego. Jakby ktoś trzymał go w rękach i przez nieuwagę wypuścił na te połyskujące płytki. Wyglądały na czyste. Sprawiały wrażenie takich, które od chwili ostatniego umycia nie napotkały na swojej drodze człowieka.A jednak miałam przeczucie, że nie byłam tam sama.
Weszłam głębiej, zamykając za sobą drzwi. Łazienka na górze była spora, połączona z osobnym pomieszczeniem służącym jako pralnia. Tam też nie działo się nic niepokojącego. Zobaczyłam tylko kilka suszarek i porozkładane na nich ubrania. Przy ścianie stały trzy spore pralki, a na środku pomieszczenia leżał okrągły, pudrowy dywan.
Wstrzymałam na chwilę oddech, licząc na to, że może usłyszę jakiś szmer. Stłumiona muzyka dochodząca z dołu nie zagłuszyła cichego westchnienia, które dotarło do moich uszu z niewiadomego źródła. Moje serce przyspieszyło. Nie trzeba było mieć ponadprzeciętnego słuchu, żeby bez problemu usłyszeć jego łomot.
Czujnie rozszerzyłam oczy, wycofując się z pralni praktycznie na palcach.
Pora uciekać.
Nagle rozległ się dzwoniący hałas łańcucha, przesuwanego po ściankach wanny. Wzdrygnęłam się i gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę.
Tam nie sprawdziłam. Nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógł w niej leżeć. Zacisnęłam za sobą dłonie na umywalce, rozglądając się za czymś, czym ewentualnie mogłabym się obronić.
Brunet o rozczochranych włosach i mętnych, brązowych oczach podniósł się do pozycji siedzącej, jakby wstawał z grobu. Wyglądał jak zombie, szykujący się do polowania na mózgi, a z jego miny dało się wyczytać, że swój już gdzieś po drodze zgubił.
Oparł łokcie o brzegi wanny i rozejrzał się dookoła, prawie tak samo zdziwiony jak ja. Na początku miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie zauważył, ale w końcu jego nieprzytomne spojrzenie zatrzymało się, skanując mnie od góry do dołu.
Rozpoznałam go. To był ten gość z łańcuchem przy pasku, w skórzanej kurtce. Ten, z którym przyszedł Elliot.
"A mówił, że nie odwali niczego głupiego".
- Coś nie tak? - zapytał zmieszany.
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie - odparłam, wciąż stojąc w zastygnięciu.
- U mnie? Jak widać - wzruszył ramionami.
- Dlaczego leżysz w wannie? - spytałam.
- Bo tylko tutaj mogę być sobą - rozłożył się dumnie, opierając plecy o tylny brzeg - W tej wannie czuję się jak ryba w wodzie.
- Ale tam nie ma wody.
Popatrzył w dół, jakby chciał sprawdzić, czy aby na pewno go nie okłamuję.
- No oczywiście, że nie ma. Przecież w ubraniu bym się nie kąpał - powiedział to takim tonem, jakby tłumaczył mi najoczywistrzą oczywistość.
Przez chwilę naprawdę poczułam się jak wariatka. Przejechałam dłonią po twarzy i wzięłam głęboki oddech.
Co ja mam z tym zrobić, do cholery?
Wyobraziłam sobie tylko reakcję Khloe, jaką miałaby gdyby to ona się na niego natknęła a nie ja.
Marcus wyciągnął skądś paczkę fajek i położył ją na zabudowie, po czym sięgnął do swojej kieszeni i zaczął zawzięcie czegoś szukać.
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...