Jedynka miała jedną salę przeznaczoną specjalnie na tego typu uroczystości. Było tam podwyższenie, które chyba w założeniach miało przypominać coś w rodzaju sceny, a przed nią kurtyna sięgająca do samej podłogi. Zajęliśmy miejsce niedaleko szwedzkiego stołu, zaraz obok Elviry. Próbowała szybko przełknąć kawałek ciasta, który właśnie miała w ustach, ale chyba nie było to takie proste, bo po zobaczeniu nas jeszcze przez kilka sekund jedynie pokazywała nam coś na migi.
– Hej, Elv – przywitałam się z nią krótkim uściskiem.
Krzesła były poustawiane przodem do "sceny", równo po obydwu stronach pomieszczenia w dwóch kolumnach. Na samym środku pomiędzy nimi mieliśmy kawałek parkietu, który rok temu stał się głównym nemezis moich butów. Ślizgałam się po nim jak na lodowisku. Tym razem wiedziałam już, żeby nie popełniać swojego błędu przeszłości i założyć coś, co lepiej utrzymywało mnie przy podłodze.
– Wyglądacie świetnie. Obydwoje – skomentowała, chwytając kolejny kawałek kremówki.
Nie miała zbyt dużego wyboru. Stół z przekąskami oferował nam w tym roku kilka misek chipsów, dzbanki z wodą i cytryną, maszynę do robienia herbaty, kanapki i jakąś sałatkę z tak zwanego "wszystkiego". Rok temu był jeszcze poncz, oczywiście bezalkoholowy, ale ludzie szybko znaleźli sposób aby to zmienić. Może to był właśnie powód, dlaczego tym razem zrezygnowali z wystawieniem go.
Bal Grudniowy to mimo wszystko skromna uroczystość. Miał znaczenie bardziej symboliczne, tradycyjne. Nikt nie liczył tam na sztuczne ognie, niebiańskią ucztę ani połyskującą kulę na środku sufitu.
Takie rzeczy organizowaliśmy sobie sami tuż po.Kątem oka zauważyłam ciemnozieloną sukienkę Khloe Baker. Stąpała powoli, noga za nogą, mając na sobie szpilki ostre jak zęby piranii. Zakręciła końcówki włosów w grube loki, przypominające wielkie sprężyny. Za nią szedł Elliot w białej koszuli, która chyba była na niego lekko za duża. W rozpiętej marynarce i zwykłych, czarnych spodniach wyglądał jak wracający właśnie z wagarów uczeń jakiegoś renomowanego liceum. Oficjalnie ale niedbale. Bardziej przygotowany do tego, co będzie robił później.
– Rosie – głos Deana wyrwał mnie z zamyślenia.
– Tak? – odwróciłam się szybko w jego stronę.
– Nie patrz tak na niego. Jeszcze poczuje się zbyt ważny.
To było aż tak widać?
Udałam, że mnie to rozbawiło, żeby zatuszować swoje speszenie. Dlaczego Wings zawsze musiał wyglądać tak dobrze, a ja jak największa idiotka wpatrywałam się w niego jak w pieprzone dzieło sztuki. Na tej sali było obecnie jakieś siedemdziesiąt osób, a to on najbardziej rzucał mi się w oczy. Naprawdę miałam już tego serdecznie dość, a jednocześnie nie potrafiłam przestać. Co on w sobie takiego miał i dlaczego działało to na mnie z taką siłą? Czym on się różnił od kogokolwiek innego obecnego dookoła? Przecież gdybym tylko mogła, pozbyłabym się tych myśli od razu, jeszcze zanim zdążyłyby się rozwinąć.
Khloe przywitała się ze wszystkimi bliższymi znajomymi i zajęła miejsce tuż za mną. A on... on usiadł obok niej. Oddychając czułam ten sam zapach, co na bluzie, którą mi pożyczył.
Rosalia, uspokój się, przestań myśleć, niech ten cholerny apel w końcu się zacznie.– No nie, zaraz mnie coś trafi – jęknęła Elvira, wyciągając ze swojej torebki przeciekającą butelkę wody – Dlaczego zawsze muszę mieć takiego pecha. Macie jakieś chusteczki czy cokolwiek?
Khloe szturchnęła ją w ramię i podała jej całą paczkę. Elv zaczęła gorączkowo trzeć gładki materiał.
– Super... nawet to mi się zalało – chwyciła dwoma palcami przemiękniętą paczkę fajek – Rosie, mogłabyś coś dla mnie przechować?
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...