Rozdział 10 - Matilda

76 8 2
                                    

W weekend z samego rana obudziła mnie wiadomość od Deana. Przetarłam zaspane oczy i podniosłam telefon, który znowu zapomniałam wyciszyć przed zaśnięciem.

Była piąta trzydzieści.

Na ten widok przyłożyłam dłoń do czoła, wzdychając z irytacji. Czego ten sadysta ode mnie chciał o tak nieludzkiej porze.

D: "Masz czas żeby się dzisiaj spotkać?"

R: "O której?" - odpisałam szybko.

Przeszło mi przez myśl, że mogło stać się coś pilnego. Nie chciało mi się wierzyć, że od tak sobie wstał o piątej trzydzieści i wpadł spontanicznie na pomysł zaproponowania mi spotkania.

D: "Koło dwunastej?"

Dość wcześnie, ale to i tak w miarę rozsądna pora.

R: "Okej. Dwunasta mi pasuje."

D: "Świetnie. Swoją drogą, mam nadzieję, że cię nie obudziłem."

Agresywnie wypuściłam powietrze nosem. Naprawdę zastanawiałam się na jaką odpowiedź ode mnie liczył po tej wiadomości.

R: "To dwunasta przed Flamingiem? Chyba że masz jakiś lepszy pomysł."

To było pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy. Zaczynało tętnić życiem dopiero po zachodzie słońca, więc nie spodziewałam się tam tłumów w samo południe. Jeśli zależało mu na tym, żeby po prostu pogadać, wydawało się dobrym wyborem.

D: "Niech będzie."

R: "No to wracam spać. Dobranoc."

Odłożyłam telefon, mocno się przeciągając. Skoro miałam być tam na dwunastą, mogłam jeszcze na spokojnie pospać przynajmniej do dziewiątej. Nastawiłam budzik i wróciłam w objęcia swojej granatowej pościeli.

Bar "Majestic Flamingo" nie pasował do reszty tego szarego miasta. Był zbyt różowy. Znajdował się niedaleko parku przed jedynką, więc chodzili do niego głównie uczniowie.

Czasami z Khloe, Nicole i Elvirą spędzałyśmy w nim długie przerwy. Zamawiałyśmy burgery i frytki na wynos a potem jadłyśmy je na szkolnej stołówce. I tak nie wyrabiałyśmy się ze zjedzeniem wszystkiego przed dzwonkiem, więc było nam wygodniej, że miałyśmy wszystko od razu zapakowane na później.

We Flamingu były miękkie, fuksjowe kanapy i czarne, połyskujące stoliki. Błyszczały zupełnie tak, jakby miały w sobie drobinki brokatu lub czegoś podobnego. Przed wejściem widniało logo z flamingiem w okularach przeciwsłonecznych. Urocze miejsce.

Mieli tam wszystko, czego przeciętny nastolatek z Oldwill mógł oczekiwać od takiego lokalu. Dobre jedzenie, ładny wystrój i adekwatne ceny.

Stanęłam przed wejściem wypatrując Deana. Nie musiałam na niego długo czekać. Jego blond włosy połyskiwały w bladych promieniach słońca, które usilnie próbowały przebić się przez gęste chmury. Na mój widok od razu się uśmiechnął.

- Cześć, Rosie - powiedział, przytulając mnie na powitanie.

- Co się stało, że tak wcześnie wstałeś?

- Wiesz co, tak jakoś wyszło... - zaczął z zakłopotaniem - W ogóle się nie kładłem.

Posłałam mu minę pełną dezaprobaty, ale jednocześnie też i troski. Martwiłam się o niego po naszej ostatniej rozmowie. Wyglądał na przygnębionego i nieudolnie próbował to maskować. Już wcześniej zdarzało mu się tak robić, więc pomyślałam, że tak już po prostu miał. Liczyłam na to, że sam mi powie co go gryzie, ale nic na to nie wskazywało.

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz