Rozdział 27 - Galeria

64 5 4
                                    

– Wiesz, że do tej pory chodziłam na zakupy tylko z Khloe, Elvirą i Nicole? – powiedziałam, sącząc przez słomkę tęczowego shake'a.

Był tak zimny, że pewnie nie jedną osobę przyprawiłby o mózgomróz, ale ja kompletnie nie rozumiałam tego zjawiska. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło przeżyć czegoś podobnego, nawet mając w ustach kostkę lodu, dopiero co wyciągniętą z zamrażarki. Amber twierdziła, że to przez to, że mój mózg generalnie jest zepsuty i nie mózguje tak jak powinien.

– Powinienem się czuć wyjątkowy? – Dean popatrzył na mnie pytająco.

– Zobaczymy – odparłam.

– A od czego to zależy?

– Od tego, czy będziesz mi szczerze doradzał. Jak będę wyglądać w czymś źle, to powiedz mi to prosto z mostu. Obydwoje nie chcemy żebym wyglądała źle na balu, bo o mnie powiedzą, że nie mam gustu a o tobie, że przyszedłeś z kimś, kto nie ma gustu.

– Liczysz na to, że rozróżnię te wszystkie sukienki? Normalnie zapamiętywałbym je kolorami, ale z tobą może być problem. Twoja paleta to obsydian, onyks, węgiel, kruk, heban, nie wiem... atrament do pisania piórem. Powiem, że najbardziej mi się podobała atramentowa, ty zapytasz która i finalnie obydwoje się pogubimy.

– A z garniturami nie jest podobnie? Też wszystkie wyglądają prawie tak samo – odparłam, dopijając zawartość kubka.

– Ja myślę, że nie ważne co wybierzymy, i tak będziemy wyglądać dobrze – podsumował – Przynajmniej z butami nie będziesz miała problemu, bo żeby mnie przerosnąć, musiałabyś kupić szczudła.

– Widzę, że nie znasz potencjału butów na platformie – posłałam mu szyderczy uśmiech.

O tej porze dnia po galerii Blue-Oldwill poruszało się chyba pół miasta. W sumie nic dziwnego. Znajdowała się praktycznie w centrum i była największa, a co za tym idzie - najlepiej wyposażona. Dało się tu kupić praktycznie wszystko. Mieli też ogromny wybór jedzenia i wszelkich innych rozrywek, włącznie z grami hazardowymi. Nienawidziłam przychodzić tam sama. To zdecydowanie za duża przestrzeń, żeby tylko wejść, załatwić swoje sprawy i wyjść. Wolałam mieć kogoś przy sobie, żeby razem pooglądać co ma nam do zaoferowania to pulsujące serce kapitalizmu.

Właściwie to Dean mnie tutaj wyciągnął. Nie chciał siedzieć sam zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju, więc do mnie napisał, a ja akurat potrzebowałam wybrać się do sklepu po sukienkę na Bal Grudniowy. Zaproponował, żeby udać się tutaj. Tak właśnie wylądowaliśmy w największym Centrum Handlowym w mieście.

Idąc ciągnącym się w nieskończoność korytarzem, zahaczyliśmy o pierwszy sklep z ubraniami, który przykuł naszą uwagę. Od razu powędrowaliśmy do działu z tymi bardziej wyjściowymi rzeczami, a Dean zaczął w nich przebierać, szukając mojego ulubionego koloru.

– Nie musisz mi aż tak pomagać. Sama sobie poradzę – skomentowałam, widząc jego starania.

– Bez przesady. Jak już tu jestem to chcę się na coś przydać.

Wyciągnął skądś wieszak z czarną sukienką na długość do połowy uda, z długimi rękawami i rozkloszowanym dołem.

– Szczerze? Widziałbym cię w czymś takim.

Zamrugałam oczami z niedowierzaniem, że tak dobrze trafił w mój gust.

– No, no, Fairy, jestem pod wrażeniem.

– Teraz już wiesz czemu Matilda zawsze ciągnęła mnie ze sobą na zakupy – odparł.

Wzięłam od niego zdobycz i włożyłam ją do koszyka. Przeszliśmy się jeszcze po sklepie, ale nie rzuciło mi się w oczy nic lepszego niż to, co dla mnie znalazł. Weszłam do przymierzalni, zostawiając Deana na jednej ze sklepowych puf. Sukienka leżała bez zastrzeżeń. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdy przeglądałam się w wielkim lustrze. Odsłoniłam kotarę i wyszłam, czekając na reakcję. Fairy przeskanował mnie wzrokiem od góry do dołu w absolutnej ciszy. Wyglądał jakby bardzo dokładnie analizował każdy szczegół, co jednocześnie mnie cieszyło, bo sama go o to prosiłam, ale z drugiej strony też lekko stresowało. 

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz