Rozdział 34 - Rozmowa

18 3 0
                                    

Ostatniego dnia przed przerwą świąteczną byłam jedną z niewielu osób, które postanowiły pojawić się w szkole. Nie przyszła ani Khloe, ani Elvira i Nicole. Nie było Ferreta, ani nawet Gretchen z Jess.

Liczyłam na to, że panna Oxley odpuści nam dzisiejszy wf, ale kazała się przebrać jak zawsze, ignorując fakt, że nasza grupa liczyła niespełna pięć osób. Miałam już wykorzystane nieprzygotowania na ten miesiąc. Nie pozostawało mi więc nic innego jak po prostu ćwiczyć. Nawet jeśli nie widziałam w tym większego sensu.

– Z racji tego, że jest was dzisiaj tak mało, idziecie na siatkówkę do chłopaków.

– Co? Dlaczego? – odezwała się jedna z nas – Nie możemy po prostu pójść na siłownię? Myślę, że żadnej z nas nie uśmiecha się dzisiaj biegać za piłką.

Mi też nie spodobał się ten pomysł. Łączony wf oznaczał konieczność współpracowania z Elliotem. Chyba jeszcze nie byłam na to gotowa. Wolałabym najpierw z nim na spokojnie porozmawiać sam na sam niż udawać wśród ludzi, że wszystko jest w porządku.

– Bo tak uzgodniłam z panem Griggsem. Nie wszystko w życiu musi ci odpowiadać, Allyson.

Niska dziewczyna o jasnej karnacji skrzyżowała ręce na piersiach, pokręciła głową i szepnęła coś na ucho koleżance obok.

Wyszłyśmy na salę gimnastyczną, gdzie czekała już na nas rozwieszona siatka. Nienawidziłam sportów zespołowych. Nigdy się w nich nie odnajdowałam. Pech chciał, że uwielbiała je panna Oxley, więc czy nam się to podobało czy nie, w siatkówkę grałyśmy dość często.
Trafiłam z Elliotem do jednej drużyny. Spodziewałam się, że tak właśnie będzie. Przynajmniej w tej cholernej siatkówce nie staliśmy po przeciwnych stronach barykady.

Przynajmniej dziś...

– Rosalia! – zawołała jedna z dziewczyn sekundę przed tym, jak moje ciało uderzyło z hukiem o podłogę – Nic ci nie jest?

Upadłam na łokieć, ale czułam się w porządku. Najzwyklejszy na świecie wypadek podczas lekcji wf'u. Nic nadzwyczajnego.

Obejrzałam dokładnie swoją rękę i wytarłam sączącą się po przedramieniu stróżkę krwi.

– Zabiorę ją do pielęgniarki – oznajmił Wings, i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony nauczycieli, chwycił mnie za zdrową rękę i wyciągnął z sali prosto do łazienki. Zamknął drzwi na zasówkę i oparł się plecami o ścianę, jakby na coś czekał.

– Przecież nic mi nie jest, po co mnie tu zaciągnąłeś? – posłałam mu pytające spojrzenie.

– Czyżby?

– No tak. Zobacz, za chwilę nie będzie śladu – wskazałam na swój łokieć, który powoli wracał do stanu z przed upadku.

– Gratuluję. U mnie potrwałoby to z tydzień. Udajesz, czy naprawdę nie wiesz o co mi chodzi?

No tak...

Powinnam się bardziej pilnować. Zamyśliłam się do tego stopnia, że na śmierć zapomniałam, że ludzkie rany goją się dłużej niż u Zmiennokształtnych. Niby taka błahostka a byłam o krok od wpakowania nas wszystkich w niezłe bagno. Nie pierwszy raz z resztą.

– Dzięki – kiwnęłam głową.

– Następnym razem uważaj na takie rzeczy. Po co ci więcej problemów?

– Zabawne. Właśnie rozmawiam z największym z nich.

– Co? – zmarszczył brwi.

– Nie każdy z nas jest taki jak myślisz. Ja nie krzywdzę tych ludzi. Dean i Danielle też nie. Naprawdę nie mam pojęcia kto stoi za tymi wszystkimi zaginięciami, a ty traktujesz mnie jak największego winowajcę tej sprawy – oparłam się o umywalkę.

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz