Rozdział 12 - W potrzasku

62 8 3
                                    

Od razu rzuciliśmy się do wyjścia uderzając energicznie w drewnianą powierzchnię, żeby narobić jak najwięcej hałasu. Sądziłam, że to zwykła pomyłka. Po godzinach sale były przecież zamykane. Ktoś mógł po prostu nie zauważyć dwójki osób, stojących na drugim końcu pomieszczenia.

Liczyłam na to, że osoba, która popełniła ten błąd, wróci za chwilę i nas otworzy. Tłukliśmy się na tyle głośno, że z pewnością było nas słychać na całym piętrze. Nie chciało mi się wierzyć, że ktokolwiek mógłby to zrobić specjalnie. Po co? Dlaczego? Te dwa pytania przeplatały się w mojej głowie z rozpaczliwym wołaniem o pomoc i odgłosem obijania zaciśniętych pięści o drzwi.

Nic to nie dało. Wszystko wskazywało na to, że wpadliśmy w sprytnie zastawioną pułapkę.

- Słyszy nas ktoś?! Halo! - krzyknęłam ile sił w płucach, wciąż waląc otwartą dłonią w nieugiętą strukturę.

- Nie ma co - Dean pokręcił głową - To nie był wypadek przy pracy. Ktoś doskonale wiedział, że wrócę po swój telefon. Nie bez powodu był schowany. To wszystko to był jeden wielki pieprzony plan, a my się daliśmy złapać.

- I co my teraz zrobimy? - jęknęłam, opierając się plecami o ścianę.

Zsunęłam się po niej na podłogę i drżącymi dłońmi wybrałam numer do Amber. Z każdym kolejnym sygnałem moje serce biło coraz szybciej.

"Numer w tej chwili nie odpowiada, spróbuj później".

Ten komunikat wywołał u mnie chwilowy ucisk w klatce piersiowej.

- Oby Danielle odebrała. Chociaż ona ma teraz zajęcia z pianina. Cholera jasna, zaraz mi padnie bateria... - syknął Dean.

Jemu też się nie udało dodzwonić.

- Napisz jej, że to pilne - zasugerowałam.

- Już, napisałem, ale i tak odczyta pewnie po jakichś dwóch godzinach. Z nią nigdy nie ma kontaktu akurat gdy jest najbardziej potrzebna.

- Z moją siostrą jest tak samo - wycedziłam przez zęby, wysyłając do Amber kolejną porcję wykrzykników - Spróbujmy zadzwonić do sekretariatu. Może tam ktoś jeszcze będzie.

- O tej porze? Oni pracują maksymalnie do drugiej. Chociaż... no dobra, próbuj. Ja oszczędzam baterię.

Wyszukałam na stronie odpowiedni numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Jedyne co usłyszałam to komunikat "proszę czekać" a zaraz po nim dźwięk rozłączania się.

- Świetnie... - parsknęłam ironicznie, odkładając telefon.

- Znasz jeszcze kogoś, kto mógłby nam pomóc? Twoi rodzice może?

- Obydwoje mieszkają w Coldwater. Jechaliby tutaj jakieś cztery godziny. A twoi?

- Wracają dopiero jutro, bo badają skały w Goatspond.

- Super, czyli jesteśmy w tak zwanej dupie - burknęłam, wplatając palce w swoje włosy.

- Może zaraz coś wymyślimy, może jeszcze da się coś zrobić - mówił Fairy, chociaż on sam nie wydawał się szczególnie przekonany co do swoich słów.

- Dalibyśmy radę jakoś wyważyć te drzwi albo poszukać zapasowego klucza?

To było jedyne, co przychodziło mi w tamtym momencie do głowy, chociaż sama nie wierzyłam, żeby to było możliwe.

- Wyważyć? - Dean zastanawiał się przez chwilę - Jeszcze nigdy nie miałem okazji wyważać drzwi. Szczególnie, że te otwierają się w naszą stronę.

Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz