– Słyszałam, że Amber świetnie sobie radzi. Zawsze wiedziałam, że to masz mądrą i ambitną córkę, Bianca – powiedziała ciotka Fabienne, sącząc już trzeci kieliszek wina.
– Obydwie sobie nieźle radzą – dodała mama, na co Fabienne tylko się skrzywiła.
– No co ty. Rosalia? Zobacz tylko jak ona wygląda. Blada, chuda, wiecznie podkrążone oczy. Ty w ogóle coś jesz, dziecko? – zmierzyła mnie oceniającym spojrzeniem, ale nawet nie dała mi czasu na odpowiedź – Na pewno wpadła w złe towarzystwo. Zawsze wiedziałam, że ma w sobie ten buntowniczy pierwiastek. Wiecznie tylko ubrana na czarno i prawie nigdy się nie uśmiecha. Ja ci mówię Bianca, miej ją na oku, bo to ciężki przypadek. Myślę, że nic dobrego z niej nie wyrośnie. No, ale przynajmniej Amber wam się udała. Jej zdrowie!
Uniosła swój kieliszek i wypiła kilka sporych łyków.
Popatrzyłam na Amber, która próbowała zjeść w spokoju kawałek ciasta, ale gdyby tylko uniosła widelec do ust, wszyscy by zobaczyli jak bardzo drżała jej dłoń z nerwów. Trzymała nadgarstek przyciśnięty do rogu stołu, próbując zachować przy tym neutralny wyraz twarzy.
Było ciężko.
Wiedziałam, że na świętach tak właśnie będzie. Zawsze było. Nikt tak naprawdę nie wiedział czemu miało służyć porównywanie nas do siebie, ale słyszałyśmy je tutaj stosunkowo często. Były niczym zdarta płyta, na którą wgrane było tylko kilka kwestii, więc za każdym razem szły w zapętleniu. Mogłybyśmy stworzyć na ich podstawie tablicę do bingo i skreślać po kolei co już usłyszałyśmy, a czego jeszcze nie.
– Rosalka, a ty masz już jakiegoś kawalera? – spytała ciotka Bethany.
Usłyszałam tylko nerwowe westchnięcie Amber, która uwielbiała to pytanie prawie tak bardzo jak ja.
– Nie mam.
– To dobrze – wtrąciła Fabienne – Przynajmniej żadnego dzieciaka do domu nie przyniesie. Wiadomo co te młode dziewczyny mają teraz w głowach.
Klasyk.
Skąd wiedziałam, że za chwilę coś takiego usłyszę? A to i tak była ta wygodniejsza odpowiedź. Jakbym powiedziała, że tak, każdy by wypytywał kto to taki, jak wygląda, skąd pochodzi, streszczenie całej historii jego rodu, a jeśli nie ma w planach zostać w przyszłości lekarzem albo prawnikiem, zostałby od razu zwyzywany od "nieudaczników".
Zupełnie jak ja.
Moja siostra wstała od stołu i bez słowa ruszyła w stronę wyjścia na taras.
Amber, błagam, nie zostawiaj mnie w takiej chwili.
Poszłam za nią. Widziałam w jakim była stanie. Nawet jeśli to nie ona tym razem stanęła w ogniu krytyki całego swojego stylu życia, ewidentnie potrzebowała wsparcia. Zastałam ją siedzącą na schodach, zawzięcie przeszukującą swoją torbę. Wyciągnęła z niej paczkę fajek i wciąż jeszcze drżącą ręką odpaliła jednego ledwo działającą zapalniczką.
– No co się tak patrzysz? Wiem, że miałam rzucić, ale sama widzisz co się dzieje – skinęła głową w stronę drzwi.
– Widzę. Spokojnie, przecież nic nie mówię.
– Ale się głupio patrzysz – odpowiedziała, tym razem o pół tonu ciszej – Też chcesz?
– Nie, dzięki.– Całe szczęście – westchnęła – Musi mi starczyć do końca świąt, a widzisz ile zostało.
Pokazała mi wnętrze paczki przed schowaniem jej do torby.
Usiadłam obok, opierając głowę o oszronioną balustradę. Wyszłyśmy na dwór bez kurtek, ale nie było wcale aż tak zimno. Niby padał lekki śnieg, ale topniał chwilę po zetknięciu się z ziemią. Tak czy inaczej Amber okropnie się trzęsła, ale raczej temperatura nie była tu winowajcą.
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...