Prawie spadłam z łóżka gwałtownie budząc się ze snu, w którym po raz kolejny spotkałam postać w czarnym płaszczu.
Tym razem nie trzymała w rękach mojego martwego ciała. Trzymała mnie za rękę. Ciągnęła gdzieś za sobą. Nie chciałam za nią iść, opierałam się, ale była silniejsza. Podniosłam swoją lewą rękę, dokładnie oglądając ją z każdej strony. Nawet po obudzeniu jeszcze przez chwilę czułam jej uścisk. To ta ręka, na której mam bliznę. To od niej jad tego piekielnego owada rozniósł się po całym moim ciele, odbierając mi ludzkie życie. Nie było na niej śladów po wbijających się szponach zimnej istoty.
Nie było ich... to był tylko sen. Kolejny głupi koszmar, który miał swój koniec.
Oparłam poduszki o ramę łóżka i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie miałam zamiaru próbować zasnąć jeszcze raz. Nie chciałam znowu tego doświadczyć. Jeszcze moje krzyki obudziłyby Amber śpiącą za ścianą, a tego wolałam uniknąć.
Wzięłam do ręki telefon. Miałam powiadomienia o wiadomościach od Deana. Wysłane dziesięć minut temu. Tym razem mnie nie obudziły. Szkoda.
D: "Pewnie stwierdzisz, że zwariowałem, ale mam dla Ciebie propozycję. Całkiem poważną."
R: "Jaką?" – odpisałam od razu po wyświetleniu. Cały czas był aktywny, więc pewnie nadal aktualne. Nie próbowałam nawet zgadywać o co mogło mu chodzić. Nauczyłam się już, że po Deanie można się było spodziewać wszystkiego. Szczególnie gdy miał jakiś oryginalny pomysł w środku nocy.
D: "Chciałabyś może wybrać się na polowanie? Takie prawdziwe polowanie, wiesz o co mi chodzi."
Zmarszyłam podejrzliwie brwi.
R: "Właśnie chyba nie za bardzo wiem o co Ci chodzi. Jak to sobie wyobrażasz?"
D: "Mniej więcej tak, że idziemy w nocy do lasu i polujemy na energię jak prawdziwi Zmiennokształtni."
Westchnęłam.
Czemu akurat dzisiaj, Fairy? Czemu musiałam przeczytać tę wiadomość bezpośrednio po tym moim cholernym śnie... Po każdym kolejnym bałam się nas coraz bardziej. Tego, kim byliśmy. Tego, kim byli pozostali z nas. Przecież to oczywiste, że nie każdy Zmiennokształtny korzystał ze swojej mocy bez krzywdzenia innych. Dean i Danielle byli moją bezpieczną bańką, ale na zewnątrz przecież też istniał świat. Prawdopodobnie o wiele mroczniejszy niż mogłoby mi się wydawać. Co jeśli byliśmy w mniejszości? Zmiennokształtnych nie bez powodu nazywano przecież demonami.
R: "No nie wiem... chyba nie jestem przekonana."
D: "Czemu? Jeśli mogę wiedzieć."
Nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć. Nie chciałam wspominać o swoich koszmarach i wymieniać ich jako przyczyny. To brzmiałoby absurdalnie.
R: "A co jeśli spotkamy... to?"
D: "Nawet lepiej. Dowiedzielibyśmy się kto to taki i jaki ma cel. Rosie, ja się nie boję Zmiennokształtnych. Ty ze mną też nie musisz."
Wypatrywałam się w ekran, nie wiedząc co dalej. Zdawałam sobie sprawę z tego, że próbowałam uciec od swojej natury. Oddalanie się od niej mogło jedynie potęgować mój strach.
Czego ja się do cholery bałam... podobnych do mnie? Dean miał rację. Nie powinnam wiecznie tylko uciekać. Zdecydowanie za często to robiłam.
R: "Kiedy chciałbyś pójść na to polowanie?" – spytałam po chwili namysłu.
D: "Teraz" – odpisał praktycznie od razu.
R: "Czekam."
Sama nie wierzyłam w to, co właśnie napisałam. Serce waliło mi jak oszalałe, ale musiałam się w końcu przełamać.
CZYTASZ
Istoty Zmiennokształtne || gdy ćma trafi na płomień
Teen FictionRosalia Evans, zwykła 17-latka mieszkająca w ponurym mieście Oldwill. Pewnego wieczoru na osiemnastych urodzinach swojej koleżanki, po nieprzyjemnej wymianie zdań z barmanem oddala się od reszty i zostaje ugryziona przez nietypowego owada. Po tej sy...