15. Obawy Pani Weasley

18 4 0
                                    

Ojciec wyszedł i zostawił nas samych. Z jakiegoś powodu Harry nie chciał patrzeć na mnie ani na Hermionę. Odwrócił się do okna, zabrał swój stos czystych szat, które pani Weasley położyła na nim i ruszył przez pokój do swojego pokoju.

— Harry? — zaczęła Hermiona wychodząc za nim.

— Chyba nie tego się spodziewał — powiedziała Pansy.

— Chyba masz rację, ale ja też się nie spodziewałam zupełnie, przecież tylko pakowałam się w kłopoty no i... narobiłam ich całkiem sporo.

— Ale za nie nie można winić Ciebie, przynajmniej nie tylko Ciebie.

— No, w końcu nie mogłaś przewidzieć klątwy ani... no mniejsza o resztę — dodała Pansy — pakujmy się, spadam do siebie, bo mam jeszcze pusty kufer.


Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo rozproszyły się moje rzeczy odkąd tu przybyłam. Większość popołudnia zabrało mi wyszukanie po całym domu książek, ubrań i kosmetyków oraz innych rzeczy. Samuel pomógł mi wszystko zapakować i ułożyć w szkolnym kufrze.
Pani Weasley wróciła z Ulicy Pokątnej koło szóstej obładowana książkami, niosąca długą paczkę owiniętą w gruby brązowy papier, którą Ron wyrwał jej z rąk z jękiem tęsknoty.

— Nawet się nie waż odwijać jej teraz, ludzie przychodzą na kolację, chcę was wszystkich widzieć na dole — powiedziała, ale w chwili, gdy tylko zniknęła z widzenia, Ron w szale rozerwał papier i zaczął badać cal po calu swojej nowej miotły z ekstazą wypisaną na twarzy.

Na dole w piwnicy, pani Weasley powiesiła nad potężnie obładowanym stołem szkarłatnozielony transparent z napisem:

GRATULACJE
RON, CASSIE I HERMIONA
NOWI PREFEKCI

Była w lepszym humorze, niż widziałam ją przez całe wakacje.

— Pomyślałam, że możemy mieć małe przyjęcie, zamiast kolacji przy stole, powiedziała Harry'emu, Ronowi, Hermionie, Fredowi, George'owi, Ginny, Pansy, mnie i Samowi, kiedy tylko weszliśmy do komnaty. — Twój ojciec i Bill już są w drodze, Ron. Wysłałam im obu sowy i są wzruszeni — dodała, promieniejąc z radości.

Fred wywrócił oczami.

Syriusz, Lupin, Tonks i Kinglsey Shacklebolt już tu byli, a Szalonooki Moody wpadł wkrótce po tym, jak Harry sięgnął po Kremowe Piwo.

— Och, Alastor, dobrze, że jesteś. — powiedziała pogodnie pani Weasley, kiedy Szalonooki ściągnął swój podróżny płaszcz. — Czekaliśmy od tak dawna, by cię o coś zapytać. Czy mógłbyś zajrzeć do sekretarzyka w salonie i powiedzieć nam, co siedzi w środku? Nie chcieliśmy go otwierać, na wszelki wypadek, gdyby to było coś naprawdę paskudnego.

— Żaden kłopot, Molly...

Elektrycznie niebieskie oko Moody'ego obróciło się w górę i wpatrywało się nieruchomo przez kuchenny sufit.

— Salon... — burknął, kiedy źrenica zwęziła się. — Biurko w rogu? Tak, widzę... Tak, to bogin... mam iść na górę i pozbyć się go, Molly?

— Nie, nie, sama to zrobię później — uśmiechnęła się pani Weasley — Ty napij się. Mamy tu małą uroczystość, w rzeczy samej... — Pokazała ręką na szkarłatnozielony transparent — Czwarty prefekt w rodzinie! — powiedziała, czule mierzwiąc przy tym włosy Rona.

— Prefekt, co? — mruknął Moody. Jego normalne oko spoglądało na Rona, a magiczne oko obróciło się, by spojrzeć w bok od jego głowy. Harry odniósł bardzo nieprzyjemne uczucie, że patrzy ono na niego, a potem przenosi się na Syriusza i Lupina.

— Cóż, gratulacje — powiedział Moody, nadal wpatrując się w Rona swym normalnym okiem. — Osoby u władzy zawsze przyciągają kłopoty, ale przypuszczam, że Dumbledore uważa, że jesteś w stanie oprzeć się większości poważniejszych zaklęć, bo w przeciwnym razie nie zgłosiłby ciebie...

Ron raczej przeraził się, słysząc takie postawienie sprawy, ale z opresji odpowiadania wybawiło go przybycie ojca i najstarszego brata. Pani Weasley była w tak dobrym humorze, że nie narzekała, nawet gdy okazało się, że przyprowadzili ze sobą Mundungusa. Miał na sobie długi płaszcz, który wydawał się dziwnie wybrzuszony w nieoczekiwanych miejscach i odmówił propozycji zdjęcia go i położenia wraz z podróżną peleryną Moody'ego.

— No dobrze, myślę, że czas na toast — powiedział Pan Weasley, gdy każdy wziął już napój. Uniósł swój puchar. — Za Rona, Cassie i Hermionę, nowych prefektów Gryffindoru i Slytherinu.

Ron, Hermiona i ja promienieliśmy, gdy wszyscy pili za nas, a potem wznieśli oklaski.

— Osobiście nigdy nie byłam prefektem — powiedziała pogodnie Tonks zza Harry'ego, kiedy wszyscy ruszyli do stołu, by nałożyć sobie coś do jedzenia. Jej włosy dzisiaj były pomidorowoczerwone i sięgały do pasa. Wyglądała jak starsza siostra Ginny. — Mój Opiekun Domu powiedział, że brakowało mi pewnych oczywistych koniecznych zalet.

— Na jakich przykład? — spytałam sięgając po pieczonego ziemniaka.

— Na przykład umiejętności zachowywania się. — odpowiedziała Tonks.

Ginny zaśmiała się. Hermiona wyglądała, jakby nie wiedziała, czy śmiać się, czy nie i poszła na kompromis, biorąc potężny łyk Kremowego Piwa i dławiąc się nim.

— A ty, Syriuszu? — zapytała Ginny waląc Hermionę po plecach.

Tata, który siedział zaraz obok Harry'ego, wydał z siebie swój zwykły, podobny do szczeknięcia śmiech.

— Nikt nie zrobiłby mnie prefektem, za dużo czasu spędzałem na szlabanach z Jamesem. Lupin był grzecznym chłopcem, on dostał naszywkę, za to Penelope, matka Cassie tak, ona też była prefektem.

— Myślę, że Dumbledore mógł mieć nadzieję, że będę w stanie wyćwiczyć trochę kontroli nad moimi najlepszymi przyjaciółmi. — powiedział Lupin. — Muszę z trudnością przyznać, że zawiodłem przeraźliwie.

Nastrój Harry'ego nagle się poprawił a mój nie koniecznie, wzmianka o matce, trochę zabolała. Wiedziałam, że mama zapewniała mnie, że zawsze jest obok i jest ze mnie dumna, jednak w takich chwilach jak ta, wolałabym to usłyszeć wprost od niej. Ojciec nie musiał czytać w moich myślach, bo i jak, ale widocznie zrozumiał to i uśmiechnął się do mnie, przytakując głową. Sam uścisnął moją dłoń pod stołem.

Ron z uniesieniem opowiadał o swojej nowej miotle, każdemu, kto mógł słuchać.

— ...od zera do siedemdziesiątki w dziesięć sekund, nieźle prawda? Jak się pomyśli, że Kometa Dwa Dziewięćdziesiąt może tylko od zera do sześćdziesięciu i to przy przyzwoitym wietrze z tyłu, zgodnie z „Która Miotła".

Hermiona bardzo gorliwie rozprawiała z Lupinem o jej spojrzeniu na prawa skrzatów.
Pani Weasley i Bill prowadzili właśnie swoją zwykłą sprzeczkę na temat jego włosów.
Natomiast Freda i George, skupili się w kącie z Mundungusem.
Siedziałam na swoim krześle bokiem, plecami opierając się o klatkę piersiową Sama i rozmawiałam z nim i Pansy, gdy głęboki głos Kingsleya Shacklebolta przebił się nawet przez otaczającą mnie paplaninę i skupiłam się na nim przez moment.

— ... dlaczego Dumbledore nie zrobił Pottera prefektem? — pytał Kingsley.

— Widać miał swoje powody — odparł Lupin.

— Ale to by pokazało jego zaufanie dla niego. Ja bym tak zrobił — nalegał Kingsley. — Zwłaszcza po tym, jak Prorok Codzienny używał sobie na nim co kilka dni... no i zrobił Prefektem Cassandre, to zasłużone, bardzo dobrze się uczy, ale było z nią nieco zamieszania.

— Dumbledore wie, co robi, poza tym to, co się działo to nie wina Cassandry — skwitował Lupin.

Kingsley tylko przytaknął. Szalonooki Moody obwąchiwał nóżkę kurczaka tym, co zostało z jego nosa. Najwidoczniej nie wykrył żadnego śladu trucizny, ponieważ oderwał kawałek zębami.

— ...rączka wykonana z hiszpańskiego dębu z antypoślizgowym lakierem i z wbudowanym kontrolerem drgań — mówił Ron do Tonks.

Pani Weasley ziewnęła szeroko.

— Cóż, sądzę, że zajmę się tym boginem, zanim się położę... Arturze, nie chcę by to spotkanie, trwało za długo, rozumiemy się? Dobranoc kochani.

I opuściła kuchnię.

— Wszystko w porządku, Potter? — chrząknął Moody.

— Tak, jasne — skłamał Harry.

Moody wziął łyk ze swojej piersiówki, a jego magiczne oko wciąż wpatrzone było w Harry'ego.

— Podejdź, mam tu coś, co może cię zainteresować i Ty Cassandro też chodź — powiedział.

Podeszliśmy do niego a on z wewnętrznej kieszeni swojej szaty wyciągnął bardzo stare, obszarpane czarodziejskie zdjęcie.

— Pierwotny skład Zakonu Feniksa — mruknął Moody. — Znalazłem je zeszłej nocy, kiedy szukałem zapasowej peleryny niewidki, widząc, że Podmore nie ma na tyle manier, by zwrócić mi moją najlepszą... pomyślałem, że niektórzy może chcieliby je zobaczyć. Harry wziął fotografię.

Przedstawiała małą grupę ludzi, niektórzy machali do nas, inni poprawiali okulary.

— To ja — powiedział Moody, niepotrzebnie wskazując na siebie. Moody'ego na zdjęciu nie sposób było z nikim pomylić, chociaż jego włosy były nieznacznie mniej siwe, a jego nos był nietknięty. — A o to i Dumbledore przy mnie, Dedalus Diggle po drugiej stronie... to Marlena McKinnon, została zamordowana dwa tygodnie po zrobieniu zdjęcia, zabili całą jej rodzinę. To Frank i Alice Longbottom...

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz