31. Dodatkowe zajęcia.

11 3 0
                                    

Stworek, jak się okazało, czaił się na strychu. Ojciec powiedział, że znalazł go tam, pokrytego kurzem, bez wątpienia poszukującego więcej reliktów rodziny Blacków, które mógłby schować w swojej komórce. Pomimo że tata wydawał się usatysfakcjonowany tą historią, sprawiła ona, że ja byłam niespokojna. Wydawało mi się, że Stworek jest w lepszym humorze niż przed zniknięciem, jego gorzkie mruczenie nieco złagodniało i poddawał się rozkazom bardziej ulegle niż zwykle, pomimo to raz lub dwa ja i Harry zauważyliśmy, jak skrzat gapi się na nas gorliwie, ale zawsze szybko odwracał wzrok, gdy dostrzegał, że to zauważyliśmy.
Na świątecznym obiedzie zjawili się wszyscy. Lupin, Moody, Tonks i chwilowi mieszkańcy domu przy Grimmauld Place 12. Uznaliśmy z Samuelem, że najwyższy czas powiedzieć im o swoich zaręczynach. Gdy siadaliśmy do stołu, po krótkiej przemowie taty, który wyraził swoją radość z możliwości dzielenia się duchem świąt z niemal wszystkimi najbliższymi mu ludźmi, Sam wstał i poprosił o uwagę. Tata usadowił się wygodnie i z uśmiechem spoglądał na nas. Wstałam.

— Ja i Cassie chcielibyśmy wam, naszym najbliższym przyjaciołom ogłosić pewną, radosną nowinę.

Hermiona spojrzała na mnie, a ja szybko pokiwałam przecząco głową, znając jej myśl. Sądziła, że jestem w ciąży, ale to nie było to.

— Oświadczyłem się Cassie i ona zgodziła się zostać moją żoną.

Cisza.

— Ooczywiście poczekamy, aż będę pełnoletnia, ale jesteśmy już zaręczeni i bardzo szczęśliwi, że jako nasi przyjaciele, dowiadujecie się o tym pierwsi, zaraz po Sophie i tacie. — dodałam.

Lupin przerwał ciszę.

— Syriuszu, Sam poszedł Twoim śladem, gratuluję wam serdecznie.

Kolejno wszyscy zaczęli się śmiać, klaskać, gratulować i przytulać mnie i Samuela, jedynie matka Rona i George nie okazywali nadmiernego entuzjazmu.
Długo musiałam pokazywać pierścionek Dorze, Hermionie i Ginny, które były nim zachwycone, Sam zaś opowiadał, jak się stresował tym, co mu odpowiem i jak długo przygotowywał mowę.
Obiad upłynął na wesołych rozmowach i pomysłach na suknię, miejsce ślubu i organizację go. Ja jednak co rusz przypominałam, że mamy jeszcze sporo czasu do moich siedemnastych urodzin i nawet nie wybraliśmy daty, ale wszyscy upierali się, że przygotowania są niemal ważniejsze niż sam ślub, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie po godzinie nawijania radosnych dziewczyn na ten właśnie temat.

W miarę jak dzień naszego powrotu do Hogwartu zbliżał się, ojciec stawał się bardziej i bardziej skory do tego, co pani Weasley nazywała „napadami złego humoru", w czasie których stawał się milczący i mrukliwy, często wycofywał się do pokoju Hardodzioba i siedział tam po kilka godzin naraz. Jego przygnębienie błyskawicznie rozchodziło się po domu, przesączając się pod drzwiami jak jakiś niezdrowy gaz, tak że wszyscy zarazili się nim. Rozumiałam tatę aż za bardzo, mnie też nie chciało się wracać do szkoły, wiedząc, że będę musiała rozstać się z Samuelem, co więcej ani ja, ani Harry nie chcieliśmy znowu zostawiać ojca z samym tylko Stworkiem do towarzystwa. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy w życiu nie cieszyliśmy się z powrotu do Hogwartu. Powrót do szkoły oznaczałby ponowne oddanie się pod tyranię Dolores Umbridge, która bez wątpienia przepchnęła kolejny tuzin dekretów podczas naszej nieobecności.


— Samuelu, a może tata mógłby... no nie wiem....

— Myślę, że tak.

— Mieliśmy nie czytać swoich myśli.

— Nie czytałem ich, krzyczałaś nimi od momentu gdy tu przybyłem, nie mogłaś znieść widoku smutnego ojca, myślę, że mógłby się stąd wynieść, ale nie wiem, czy zechce.

— Ale dokąd? Nie wróci do naszego domu, nie beze mnie, tak mi powiedział kiedyś.

— Moja matka ma duży dom, co prawda nie jest w nim ciągle, bo sprawy sabatu, ale to chyba lepsze niż nic.

— Nie wiem, czy to wypada, czy się zgodzą oboje.

— Sophie na pewno, już wspominała, że pewnie mu ciężko samemu.

— Ale ojciec, nie wiem, czy nie....

— Co ojciec? — Spytał tata, niosąc worek ze szczurami do Hardodzioba.

— Eeee... nic, tak myślimy sobie... czy...

— Cassie, tylko nie kręć, proszę. Mówiłem Ci, że nie potrafisz kłamać, zupełnie tak jak Twoja matka. Przynajmniej mnie nie nabierzesz. Mówcie, o co chodzi. — powiedział, odstawiając worek i wchodząc do kuchni gdzie rozmawialiśmy przy herbacie.

— No bo pomyśleliśmy, że tu Ci źle, nudno i smutno samemu.

— Moja matka pytała o Ciebie, wspominała, że jej ciężko w domu samej odkąd ja z nią nie mieszkam no i tak pomyśleliśmy sobie, że może...

— Ja i Sophie? Nonsens, nie... nie moglibyśmy zamieszkać wspólnie, ten budynek to koszmar nie chciałbym, by ktoś musiał tu...

— Nie tu tato. Myśleliśmy, żebyś zamieszkał z Sophie.

— Mama ma duży dom, osobne wejścia, wspólny jest jedynie salon, dla niej byłoby wesoło móc wieczorem z kimś porozmawiać, a i Ty miałbyś towarzystwo kogoś cóż, zrównoważonego, a nie Stworka...

— Nie, to nie wypada. Nie znamy się prawie, jak to by wyglądało...

— Tato, pozwól sobie pomóc. Przecież nikt nie mówi, że macie — zamyśliłam się — przecież co za różnica, skoro są z tego same korzyści dla was obojga, jeśli ona by chciała to, czemu nie, tylko racjonalny powód poproszę.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz