16. Luna Lovegood

24 5 0
                                    

Pierwszy raz od dawna spałam lekko i spokojnie, nie obudził mnie żaden koszmar. Wstałam o wpół do ósmej, budząc pocałunkami Samuela.

— ...lepiej się pospiesz, trzeba się ogarnąć i spadać na pociąg...

— Jeszcze minutka, poleż ze mną, tak dobrze się spało — powiedział, wtulając twarz w moje włosy.

— Tak mi też, pierwszy raz w tym domu.

Poleżeliśmy jeszcze chwile, ale rosnące zamieszanie i stukot stóp za drzwiami zmusił nas, byśmy w końcu wstali z łóżka. Miałam szczęście, bo udało mi się skorzystać z łazienki na najwyższym piętrze, nikomu nie chciało się chodzić tak daleko, ale dla mnie i dla Samuela było to tylko na korzyść. Po porannej toalecie i ubraniu się zeszliśmy na dół, Sam zaczarował mój kufer i swoje walizki by poleciały same na dół i oszczędziły nam kłopotów ze znoszeniem. Bliźniacy, widząc to, zrobili to samo. W rezultacie ich kufry walnęły prosto w Ginny i zrzuciły ją z dwóch kondygnacji schodów na korytarz w hallu. Babka Black i pani Weasley obie naraz darły się ze wszystkich sił.

— ...idioci, mogliście ją poważnie zranić!

Sam cieszył się, że pani Weasley nie widziała, że to on ich zainspirował.

— ...ohydne mieszańce, plugawicie dom moich ojców...

Wkładałam właśnie buty, kiedy do pokoju wpadła podenerwowana Pansy, a na jej ramieniu kołysała się Misty.

— Nie mam kompletu pergaminu do szkoły! Mam książki, ale o pergaminie zapomniałam wspomnieć pani Weasley! — sowa zatrzepotała skrzydełkami i usadowiła się na czubku klatki Melody.

— Ja też, nie mam też kilku składników do eliksirów.... Sam jesteś już gotowy?

— Prawie, a co? — zapytał.

— Dasz radę załatwić nam pergamin i kilka drobiazgów na jutro? — spytałam.

— Tak, mogę z samego rana skoczyć do Hogsmeade.

— Cudnie, jesteś naszym wybawcą.

— Dzięki — krzyknęła Pansy — Misty, lecimy do nas. Muszę skończyć pakowanie!

— Pomóc Ci?

— A możesz?

— Jasne. Zaraz wracam — rzuciłam do Samuela i pobiegłam za Pansy, która jak się okazało, miała sporo do pakowania.

— Czekamy jeszcze na Strażnika i możemy wychodzić — powiedziała.

— Strażnika?

— No tak, Harry i Ty musicie iść na King's Cross ze strażnikiem. — powiedziała Pansy.

— Niby czemu? — spytałam z poirytowaniem wkładając naręcze kiecek do kufra Pansy — Myślałam, że Voldemort miał siedzieć cicho. Czy chcesz mi powiedzieć, że zamierza wyskoczyć zza kosza na śmieci i spróbować nas załatwić?

— Nie wiem, to tylko to, co mówi Szalonooki. — powiedziała Pansy z roztargnieniem, spoglądając przy tym na swój zegarek. — Ale jeśli nie wyjdziemy niedługo, z pewnością spóźnimy się na pociąg...

— Macie mi wszyscy natychmiast zejść na dół, proszę! — ryknęła pani Weasley akurat, gdy dopinałyśmy kufer.

Pansy podskoczyła jak oparzona i wybiegła z pokoju. Wróciłam do swojego pokoju, przyjrzałam mu się dokładnie, chociaż wiedziałam, że Sam zaklęciem spakował absolutnie wszystko, co miał spakować, jednak wolałam się upewnić. Chwyciłam klatkę z Melody i ruszyłam w dół za Hermioną, i Harrym ciągnącym za sobą kufer. Pansy dobiegła do nas ze szczoteczką w dłoni.

— Byłabym o niej zapomniała — wystękała.

— A kufer?

— Wrr!

— Idźcie, wezmę go — zaśmiał się Sam, wracając do pokoju Pansy i śmiejąc się przy tym.

— Sam, mówiłam, że Cię uwielbiam? — spytała Pansy.

— Jeszcze nie, ale uważaj, bo Cassie jest bardzo zazdrosna.

— Hej! Wcale nie aż tak bardzo — żachnęłam się — tylko piekielnie — dodałam ciszej gdy już odszedł na bezpieczną odległość.

Zaśmiałyśmy się, gdy portret babki zawodził z wściekłością. Nie wytrzymałam.

— Pa babciu! — ryknęłam i ta ucichła łypiąc na mnie podejrzliwie.

Wszyscy rozejrzeli się dookoła. Błoga cisza opanowała cały korytarz, ale nikt nie odezwał się, by to zmienić. Szybko, lecz w ciszy zbieraliśmy się do wyjścia. Portret babki nie odezwał się, nawet gdy Fred i George aportowali się przed samym wejściem.

— Harry, Cassie wy pójdziecie ze mną Tonks i Samuelem — powiedziała pani Weasley — Zostawcie swoje kufry i sowy, Alastor zajmie się bagażem... Och na niebiosa, Syriuszu, Dumbledore powiedział nie!

Podobny do niedźwiedzia czarny pies pojawił się u naszego boku, gdy Harry gramolił się w kierunku pani Weasley przez przeróżne kufry, którymi zawalony był korytarz.

— A zresztą... — powiedziała z rozpaczą pani Weasley — Rób, co chcesz, byle na własną odpowiedzialność!

Pogłaskałam tatę, a on zamerdał ogonem, co bardzo mnie rozbawiło.
Pani Weasley otworzyła szarpnięciem frontowe drzwi i wyszła na słabe wrześniowe słońce. Harry i pies podążyli za nią. Dalej poszliśmy ja z Samuelem. Drzwi zatrzasnęły się za nami, a wrzasków babki nadal nie było słychać.

Chyba ją zatkało — pomyślałam.

— Gdzie jest Tonks? — spytałam rozglądając się dokoła kiedy schodziliśmy po kamiennych schodach domu numer dwanaście, który zniknął w chwili, gdy dotarliśmy do chodnika.

— Czeka na nas tutaj zaraz. — powiedziała sztywno pani Weasley odwracając wzrok od czarnego psa, podskakującego teraz przy boku Harry'ego.

Stara kobieta powitała nas na rogu. Miała mocno kręcone siwe włosy i nosiła purpurowy kapelusz, który wyglądał jak wieprzowa pieczeń.

— Siema, wam — powiedziała, mrugając. — Lepiej się pospieszmy, prawda Molly? — dodała, sprawdzając zegarek.

— Wiem, wiem — jęknęła pani Weasley wydłużając krok. — ale Szalonooki chciał zaczekać na Sturgisa... Gdyby tylko Artur mógł znów załatwić dla nas samochody z Ministerstwa... ale Knot ostatnio nie pozwoli mu pożyczyć nic poza pustą buteleczką po atramencie... jak Mugole są w stanie wytrzymać podróżowanie bez pomocy magii...

Wielki czarny pies szczeknął radośnie i zaczął podskakiwać wokół nas, warcząc na gołębie i ścigając własny ogon. Harry, Samuel i ja nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.
Dwadzieścia minut zajęło nam dotarcie na pieszo na King's Cross i przez ten czas nie wydarzyło się nic bardziej godnego uwagi niż wystraszenie paru kotów przez tatę ku rozbawieniu wszystkich prócz pani Weasley. Kiedy znaleźliśmy się na stacji, odczekaliśmy chwilę przy barierce, między peronem dziewiątym i dziesiątym aż krawędź peronu oczyści się, po czym każde z nas po kolei przechyliło się przez barierkę i z łatwością wszyscy przedostaliśmy się na peron dziewięć i trzy czwarte, gdzie czekał Hogwart Express buchając pełną sadzy parą na peron wyładowany odjeżdżającymi uczniami i ich rodzinami. Z ulgą wciągnęłam znajomy zapach i poczułam, jak podnosi mnie on na duchu... Naprawdę wracałam.

— Mam tylko nadzieję, że pozostali zdążą — powiedziała z niepokojem pani Weasley patrząc się za siebie na rozciągający się na peronie łuk z kutego żelaza, przez który pojawiali się nowo przybyli.

— Fajny pies, Harry! — zawołał wysoki chłopak z dredami.

— Dzięki, Lee — odparł Harry, uśmiechając się, kiedy tata gorączkowo machnął ogonem.

— Och, jak dobrze — powiedziała pani Weasley z tonem ulgi w głosie — jest Alastor z bagażami, patrzcie...

Utykając, z czapką bagażowego naciągniętą nisko na niedopasowane oczy przez bramę przeszedł Moody, pchający przed sobą wózek wyładowany naszymi kuframi.

— Wszystko Okej — wymamrotał do pani Weasley i do Tonks. — myślę, że nikt nas nie śledził...

Kilka chwil później na peronie pojawił się pan Weasley z Ronem, Pansy i Hermioną. Już prawie rozładowali wózek bagażowy Moody'ego, kiedy przybyli Fred, George i Ginny wraz z Lupinem.

— Bez problemów? — mruknął Moody.

— Bez — odparł Lupin.

— Mimo to mam zamiar złożyć raport Dumbledore'owi na temat Sturgisa. — powiedział Moody. — To już drugi raz w tygodniu, kiedy się nie pojawił. Staje się tak niesolidny, jak Mundungus.

— No dobrze, uważajcie na siebie — powiedział Lupin, żegnając się z wszystkimi. Do mnie i Harry'ego dotarł na koniec i klepiąc nas w ramiona, dodał. — Wy też, bądźcie ostrożni...

— Tak, trzymajcie głowy nisko i miejcie oczy otwarte. — powiedział Moody potrząsając ręką moją a później Harry'ego. — I nie zapominajcie, wszyscy — ostrożnie z tym, co zapisujecie. Jeśli macie wątpliwości, nie piszcie tego w liście wcale.

— Wspaniale było widzieć was wszystkich — powiedziała Tonks ściskając Hermionę, Pansy i Ginny — Myślę, że niedługo się zobaczymy.

Przytuliłam ją na pożegnanie. Rozległ się ostrzegawczy gwizd. Uczniowie, którzy przebywali wciąż na peronie, pospieszyli w kierunku pociągu.

— Szybko, szybko — powiedziała pani Weasley ściskając wszystkich jednego po drugim i chwytając Harry'ego po raz drugi. — Piszcie... bądźcie grzeczni... jeśli czegoś zapomnieliście, przyślemy wam... a teraz do pociągu, pospieszcie się... Cassie uważaj na siebie!

Na jedną krótką chwilę wielki czarny pies wzniósł się na tylnych nogach i położył swoje przednie łapy na ramionach Harry'ego, a później uciekając przed panią Weasley otarł się mocno o mnie, niemal mnie przewracając.

— Pa, tatku, będę tęsknić i pisać — szepnęłam pochylając się nad nim i pogłaskałam go, zanim mama Rona popchnęła mnie, w kierunku pociągu sycząc — Na niebiosa, zachowuj się bardziej jak pies Syriuszu!

— Do zobaczenia! — krzyknął Harry przez otwarte okno, kiedy pociąg ruszył.
Ron, Hermiona, Ginny, Pansy, ja i Sam pomachaliśmy, stojąc obok niego. Sylwetki Tonks, Lupina, Moody'ego, oraz pana i pani Weasley skurczyły się gwałtownie, ale czarny pies biegł wzdłuż okna, machając ogonem. Zamazani ludzie stojący na peronie śmiali się widząc, jak ściga pociąg. Następnie pociąg zatoczył łuk i tata zniknął.

— Nie powinien przychodzić z nami — powiedziała Hermiona zmartwionym głosem.

— Oj rozchmurz się — odparł Ron — Nie wychodził na światło dzienne od miesięcy, biedny facet.

— No dobra — powiedział Fred, przyklaskując dłonie — nie możemy tak tu stać i gawędzić przez cały dzień, mamy sprawę do przedyskutowania z Lee. Zobaczymy się później — po czym on i George zniknęli w korytarzu po prawej stronie.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz