25. Święto Matki Miłości.

24 4 0
                                    

Przez następne dwa tygodnie bardzo zbliżyłam się z Henrym, dołączył do naszej paczki naturalnie, odwiedzaliśmy się teraz wzajemnie raz u niego raz u mnie. Czułam się szczęśliwa, jakbym w środku klatki piersiowej nosiła pewnego rodzaju talizman, żarliwy sekret, który pomagał mi przetrwać lekcje z Umbridge, a nawet sprawił, że stało się dla mnie możliwe uprzejme uśmiechanie się, kiedy patrzyłam w jej okropne wyłupiaste oczy. Ja i AD stawialiśmy opór pod samym jej nosem, robiąc dokładnie to, czego ona i Ministerstwo najbardziej się bali. Zawsze, gdy miałam czytać książkę Wilberta Slinkharda podczas jej lekcji, zamiast tego przywoływałam najlepsze wspomnienia z naszych ostatnich spotkań, przypominając sobie, jak Neville skutecznie rozbroił Hermionę, jak Colin Creevey opanował Zaklęcie Unieruchamiające po ciężkim wysiłku w czasie trzech kolejnych spotkań, jak Parvati Patil rzuciła tak dobre Zaklęcie Redukujące, że zredukowała w pył stół, na którym stały wszystkie fałszoskopy.
Okazało się niemal niemożliwe, by ustalić regularny wieczór w tygodniu na spotkania AD, jako że mieliśmy do pogodzenia treningi trzech różnych drużyn Quidditcha, które często zmieniały porę ze względu na złą pogodę. Ale mnie nie było przykro z tego powodu. Miałam przeczucie, że prawdopodobnie lepiej było utrzymywać nieprzewidywalną porę tych spotkań. Gdyby ktoś nas obserwował, byłoby mu ciężko ustalić jakiś schemat.
Wkrótce obmyśliłam bardzo sprytną metodę do oznajmiania daty i godziny następnego spotkania dla wszystkich członków, na wypadek, gdybyśmy musieli je zmienić w krótkim czasie, ponieważ wyglądałoby to podejrzanie, gdyby uczniowie z różnych domów byli zbyt często widywani jak przechodzą przez Wielką Salę, by porozmawiać ze sobą. Dałam każdemu z członków AD fałszywego galeona (Ron bardzo się podniecił, kiedy po raz pierwszy zobaczył kosz i był przekonany, że naprawdę rozdaje złoto).

— Widzicie cyfry dookoła krawędzi monet? — spytałam pod koniec naszego czwartego spotkania, podnosząc jedną dla przykładu. Moneta błyszczała żółto w świetle pochodni. — Na prawdziwym galeonie to tylko numer seryjny odnoszący się do goblina, który odlał monetę. Ale na tych fałszywych monetach cyfry zmienią się, by odzwierciedlać czas i datę następnego spotkania. Monety staną się gorętsze, gdy data spotkania się zmieni, tak byście mogli je poczuć, nosząc je w kieszeni. Każdy weźmie jedną, a kiedy Harry będzie wyznaczał datę kolejnego spotkania, zmieni cyfry na swojej monecie i ponieważ rzuciłam na nie Zmienny Urok, wszystkie zmienią się tak, by naśladowały jego.

Głucha cisza zapadła po moich słowach. Spojrzałam wkoło na wszystkie trochę zażenowane twarze odwrócone w moją stronę.

— No.... myślałam, że to dobry pomysł — powiedziałam niepewnie. — To znaczy, nawet jeśli Umbridge każe nam wywrócić kieszenie, to chyba nie ma nic podejrzanego w noszeniu przy sobie galeona, prawda? Ale... cóż, jeśli nie chcecie ich używać...

— Potrafisz rzucić Zmienny Urok? — zapytał Terry Boot.

— Tak — odpowiedziałam.

— Ale to jest.... to jest poziom Owutemek... — powiedział słabo.

— Ach.... — próbowałam wyglądać skromnie. — Ach... no... tak, przypuszczam, że tak.

— Jak to się stało, że nie jesteś w Ravenclawie? — zapytał, gapiąc się na mnie z niemałym zdumieniem. — Z twoim mózgiem?

— Otóż, Tiara Przydziału poważnie rozważała umieszczenie mnie w Ravenclawie, podczas mojego przydziału — powiedziałam wesoło. — Ale poprosiłam ją o Slytherin, tam miałam już przyjaciół.

Spojrzałam na nich, a po sali przeszedł szmer.

— A teraz mam ich wśród was, każdego z innego domu — dodałam z uśmiechem, a oni odwzajemnili to. — Tak więc, czy to znaczy, że będziemy używać galeonów? — spytałam.

Rozległ się pomruk zgody i wszyscy ruszyli naprzód, by wziąć po jednym z kosza. Harry spojrzał w bok na mnie.

— Wiesz, co one mi przypominają?

— Co?

— Znaki Śmierciożerców. Voldemort przecież dotyka jednego z nich i wszystkie ich blizny palą i wiedzą, że mają do niego dołączyć.

— No... tak — wyjaśniłam cicho — stąd właśnie wzięłam pomysł... ale zauważ, że zdecydowałam się raczej wygrawerować datę na kawałkach metalu niż na naszych skórach.

— No... Twój sposób bardziej mi odpowiada — powiedział Harry i uśmiechnął się szeroko, wsuwając swój galeon do kieszeni. — Przypuszczam, że jedynym niebezpieczeństwem związanym z nimi jest to, że możemy je przypadkowo wydać.

— Akurat — stwierdził Ron, który przyglądał się swojemu fałszywemu galeonowi z lekko żałobną miną. — Nie mam żadnych prawdziwych galeonów, żeby pomieszać je z tym.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz