23. Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Cztery.

18 3 0
                                    

Większość niedzieli spędziłam z przyjaciółmi, nadrabiając zaległe prace domowe i chociaż nie można tego było nazwać zabawą, wciąż utrzymywały się ostatnie promienie jesiennego słońca, wiec, zamiast siedzieć zgarbieni nad stołem w salonie ślizgonów czy swojej sypialni, wzięliśmy swoje prace domowe na dwór i ułożyliśmy się nad brzegiem jeziora w cieniu wielkiego buka. Wiedza, że robimy coś, by przeciwstawić się Umbridge i Ministerstwu Magii i że ja i Harry jesteśmy kluczowymi częściami buntu, dała mi poczucie ogromnej satysfakcji. Ciągle przeżywałam w swoich myślach sobotnie spotkanie, tych wszystkich, którzy przyszli, żeby uczyć się Obrony Przed Czarną Magią... wyraz ich twarzy, gdy usłyszeli o tym, co zrobiliśmy, był motywujący i budujący — wiedza, że oni wszyscy nie uważają nas za kłamliwych dziwaków, ale za kogoś, kogo można podziwiać... Wszystko to podtrzymywało mnie na duchu tak bardzo, że mimo iż list od Sama nadal nie dotarł, byłam radosna jeszcze w poniedziałek rano, pomimo nadciągającej wizji mojego najmniej lubionego z przedmiotów właściwie nie przedmiotu a czasu lekcyjnego spędzonego z Umbridge.
Gdy wracaliśmy do pokoju wspólnego, zauważyliśmy, że coś przyciągnęło uwagę małej grupy uczniów.
Do tablicy ogłoszeń przymocowano wielki szyld, tak ogromny, że zakrywał wszystkie inne ogłoszenia — listę używanych książek z zaklęciami na sprzedaż, stałe przypomnienie Augusta Flicha o szkolnym regulaminie, rozkład treningów Quidditcha, propozycje wymiany Kart z Czekoladowych Żab, daty weekendów w Hogsmeade i zawiadomienia o rzeczach zgubionych i znalezionych. Nowe ogłoszenie miało drukowane duże czarne litery i bardzo urzędowo wyglądającą pieczęć na dole obok starannego, zawijanego podpisu.


Z POLECENIA WIELKIEGO INKWIZYTORA HOGWARTU
Wszystkie organizacje uczniowskie, stowarzyszenia, drużyny, grupy i kluby zostają odtąd rozwiązane.
Za organizację, stowarzyszenie, drużynę, grupę lub klub są niniejszym uznawane regularne spotkania trzech, lub więcej uczniów.
Pozwolenie na ponowne stworzenie jakiejkolwiek grupy można uzyskać u Wielkiego Inkwizytora (profesor Umbridge).
Żadna uczniowska organizacja, stowarzyszenie, drużyna, grupa czy klub nie może istnieć bez wiedzy i zgody Wielkiego Inkwizytora.
Każdy uczeń przyłapany na tworzeniu lub przynależności do organizacji, stowarzyszenia, drużyny, grupy lub klubu, które nie zostały zaakceptowane, przez Wielkiego Inkwizytora zostanie wydalony ze szkoły.
Powyższe zawiadomienie jest zgodne z Dekretem Edukacyjnym nr 24.
Podpisano: Dolores Jane Umbridge, Wielki Inkwizytor.

Z Pansy i Blaisem przeczytaliśmy zawiadomienie ponad głowami zaniepokojonych drugoklasistów.

Czy to oznacza, że mają zamiar zamknąć Klub Gargulków? — spytał jeden z nich swojego przyjaciela.

Przypuszczam, że nic nie zrobią z gargulkamipowiedział ponuro Zabini, pocieszając drugoroczniaka — Nie sądzę jednak, żebyśmy my mieli tyle szczęścia, co?— spytał nas, gdy drugoklasiści odeszli w pośpiechu.

Kolejny raz czytałam zawiadomienie. Radość, jaka mnie wypełniała od soboty zniknęła. Moje wnętrzności pulsowały z wściekłości.

To nie jest zbieg okoliczności — powiedziała Pansy, zaciskając ręce w pięści — Ona wie.

Niemożliwe — odparłam natychmiast.

Przecież ci ludzie w pubie wszystko słyszeli. Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy, nie możemy wiedzieć ilu osobom, z tych, co się zjawili, możemy ufać... każdy z nich mógł polecieć i powiedzieć Umbridge. — dodała.

Może ten cały Zachariasz Smith?— zastanawiał się Zabini.

Nie, oni nie mogli tego zrobić, ponieważ Hermiona rzuciła urok na ten kawałek pergaminu, który wszyscy podpisali, jeśli ktoś poleciał i powiedział Umbridge, będziemy dokładnie wiedzieć, kto to zrobił i ten ktoś naprawdę szczerze tego pożałuje. — Powiedziałam.

Co się z nim stanie?— spytała ochoczo Pansy.

No cóż, ujmijmy to tak przy tym co się stanie, pryszczata twarz Elois Midgeon będzie wyglądała jak usiana kilkoma uroczymi piegami.

Ciekawe, czy Gryfoni już to widzieli?

Nie wiem, ale jak ta ropucha sądzi, że przestanę spotykać się z nimi... to grubo się myli w końcu ja i oni to już — spojrzałam na ogłoszenie — organizacja lub stowarzyszenie — warknęłam ze wstrętem.

Chodźcie, zejdziemy na obiad i zobaczymy, co inni myślą... Ciekawe czy to zastało zawieszone we wszystkich domach?

Zaraz po wejściu do Wielkiej Sali dało się zauważyć, że ogłoszenie Umbridge zostało wywieszone nie tylko w naszym pokoju wspólnym. Można było zauważyć szczególną intensywność rozmów i wzmożony ruch w Sali, kiedy uczniowie biegali w tę i z powrotem wzdłuż stołów dyskutując o tym, co przeczytali.
Harry, Ron i Hermiona ledwo zdążyli zająć miejsca, gdy dopadli ich Neville, Dean, Fred, George i Ginny oraz nasza trójka.

Widzieliście to?

Sądzicie, że wie?

Co teraz zrobimy?

Wszyscy patrzyli na Harry'ego i na mnie. Rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, czy nie ma jakiegoś nauczyciela w pobliżu.

Oczywiście i tak będziemy to robić — powiedziałam cicho.

Wiedziałem, że tak powiesz — rozpromienił się George i pogładził moje ramię.

A wy Prefekci także? — spytał Fred, patrząc żartobliwie na Rona i Hermionę.

Oczywiście — odpowiedziała chłodno Hermiona.

A oto i idą Ernie i Hanna Abbott — powiedział Blaise, zerkając przez ramię — I te typki z Ravenclawu i Smith... i jakoś nikt nie jest nakrapiany.

Spojrzałam zaniepokojona.

Co tam piegi, ci idioci nie mogą tu teraz podejść, to będzie wyglądało bardzo podejrzanie... Siadajcie! — wyartykułowała bezdźwięcznie w kierunku Erniego i Hanny, Pansy machając gorączkowo, by ponownie usiedli przy stole Hufflepuffu.— Później! Po—gada—my—później!

Powiem Michaelowi — oznajmiła niecierpliwie Ginny unosząc się z ławki. — Głupek, naprawdę...

Pospieszyła w kierunku stołu Ravenclawu. Szukałam wzrokiem osób, które były w gospodzie. Cho siedziała niedaleko, rozmawiała z dziewczyną o kręconych włosach, która przyszła z nią do Świńskiego Łba. Kilka innych osób także wyglądało normalnie, łącznie z Henrym Wilsonem. Usiedliśmy w końcu przy swoim stole, plecami do grupy gryfonów inaczej niż zwykle, przez co siedziałam na wprost Draco a kilka miejsc dalej siedział właśnie Henry.

Pełne następstwa tego ogłoszenia nie były odczuwalne, dopóki nie wyszliśmy z Wielkiej sali na zajęcia z Historii Magii.

Harry! Ron!

To była Angelina, biegła naprzeciw nich wyglądając na kompletnie zrozpaczoną.

Wszystko w porządku — powiedział cicho Harry, gdy była na tyle blisko, by go usłyszeć —
Zamierzamy dalej...

Zdajecie sobie sprawę, że włączyła w to także Quidditchprzegadała go Angelina. — Musimy iść i prosić o pozwolenie, by móc znów utworzyć drużynę gryffindoru.

Co? — powiedział Harry.

No co ty... — odparł z przerażeniem Ron.

Czytaliście ogłoszenie, wspomina także o drużynach! Słuchaj Harry... Mówię to po raz ostatni... proszę, proszę zachowaj spokój przy Umbridge albo nie pozwoli nam więcej grać!

Okej, Okej — powiedział Harry do Angeliny, która wyglądała, jakby się miała za chwilę rozpłakać — Nie martw się, będę się pilnował...

Stałam nieco dalej od Gryfonów, dzięki czemu wszystko to słyszałam i tylko kręciłam wściekle głową.

Założę się, że Umbridge będzie na Historii Magii — powiedział ponuro Blaise, gdy szliśmy na lekcję BinnsaJeszcze nie przeprowadzała inspekcji Binnsa... Mogę się założyć o wszystko, że tam jest...

Ale się mylił. Jedynym nauczycielem obecnym w klasie, gdy weszliśmy był profesor Binns, unoszący się jak zwykle o jakiś cal nad swoim krzesłem i przygotowujący się do dalszego ciągu swojego monotonnego ględzenia na temat wojen olbrzymów. Pansy nawet nie spróbowała śledzić tego, o czym dzisiaj mówił. Gryzmoliła leniwie po pergaminie, ignorując moje częste spojrzenia i trącenia łokciem, dopóki szczególnie bolesne szturchnięcie w żebra nie zmusiło jej do spojrzenia na mnie ze złością.

Co?

Wskazałam na okno. Pansy spojrzała w tamtym kierunku. Na wąskim parapecie za oknem siedziała duża sowa, puchacz wirginijski, którą rozpoznałam.

Sowa no i co?

Znam tę sowę, to sowa Sophie.

Pansy wytrzeszczyła oczy. Zauważyłam, że do nogi puchacza przywiązany był list. Nie mogłam tego zrozumieć — dopiero, co skończyło się śniadanie, czemu, na litość boską, nie doręczyła tego listu wtedy? Wiele osób zaczęło wskazywać sobie nawzajem sowę.

Och, ale jest piękna — usłyszałam jak Lavender wzdycha do Parvati.

Spojrzałam na profesora Binnsa, który kontynuował czytanie swoich notatek, w pełni nieświadomy, że uwaga klasy jest jeszcze mniej niż zwykle skupiona na nim. Ześlizgnęłam się cicho z krzesła, przykucnęłam i pospieszyłam wzdłuż rzędu w kierunku okna, gdzie odsunęłam zaczep i bardzo powoli otworzyłam okno.
Sowa ostrożnie wysunęła swoją nóżkę, bym mogła zdjąć list, po czym odleciała. Szybko wróciłam na swoje miejsce. Usiadłam z powrotem. Profesor niczego nie zauważył. Rozwinęłam list.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz