43. Tajna Broń.

17 3 0
                                    

— Nigdzie nie idę... Nie muszę iść do szpitalnego skrzydła... Ja nie chce... sir.

Mamrotałam próbując uwolnić się od profesora Tofty, który patrzył na mnie z wielką troską po tym, jak pomógł mi wyjść do Sali Wejściowej. Harry'ego prowadziła Profesor Sprout, która także nadzorowała ten egzamin. Uczniowie dookoła gapili się na nas.

— Ja... Wszystko jest dobrze, proszę pani — wyjąkał Harry, wycierając pot z twarzy. — Naprawdę... Po prostu zasnąłem... i miałem koszmary...

— Presja egzaminów! — oznajmił stary czarodziej współczująco, poklepując mnie drżącą ręką po ramieniu — To się zdarza, moi mili, to się zdarza! A teraz szklanka orzeźwiającej wody i być może będziecie gotowi by wrócić do Wielkiej Sali? Egzamin co prawda już niemal dobiegł końca, ale może będziecie w stanie ładnie dokończyć swoją ostatnią odpowiedź?

— Tak — odparł łagodnie Harry, zerkając na mnie — To znaczy... nie... Ja już... Myślę, że już napisałem tyle, ile mogłem...

— Ja także nie mam nic do dodania.

— No dobrze, bardzo dobrze — powiedział spokojnie profesor Tofty — Pójdę więc i zabiorę wasze prace egzaminacyjne i proponuję, żebyście poszli i położyli się na troszkę.

— Tak zrobię — odpowiedział Harry żywo potakując a ja postąpiłam tak samo.

— Dziękujemy bardzo — dodałam.

W chwili, gdy tylko pięty starego człowieka zniknęły za progiem Wielkiej Sali, Harry powiedział tylko jedno:

— Syriusz! — i wbiegł na górę po marmurowych schodach a ja za nim, popędziliśmy korytarzami tak szybko, że portrety, które mijaliśmy, pomrukiwały z wyrzutem. Wspięliśmy się na kolejne piętra i w końcu wpadlismy jak huragan przez podwójne drzwi szpitalnego skrzydła, sprawiając, że pani Pomfrey, która właśnie podawała łyżeczką jakiś jasnoniebieski płyn wprost do otwartych ust Montague, wrzasnęła ze strachu.

— Potter, Black co wy wyprawiacie?

— Musimy się zobaczyć z profesor McGonagall — wysapał Harry.— Teraz... To pilne!

— Jej tu nie ma, Potter — oznajmiła smutno pani Pomfrey — Dziś rano została przeniesiona do Św. Munga. Cztery Zaklęcia Ogłuszające prosto w pierś w jej wieku? To cud, że jej nie zabiły.

— Jej... nie ma? — spytałam wstrząśnięta.

Tuż na zewnątrz sali rozległ się dźwięk dzwonka i usłyszeliśmy zwykły szum uczniów wylewających się na korytarze piętro niżej i wyżej. Pozostawaliśmy tak całkiem nieruchomo wpatrując się w panią Pomfrey. Czułam jak zaczyna narastać we mnie przerażenie.

— Harry, chodź. Przepraszamy za zamieszanie — powiedziałam, uśmiechając się mimo bólu głowy.

Gdy wyszliśmy, powiedziałam.

— To nie może być prawda, ojciec jest w domu Sophie!

— Widziałaś to! Jak możesz nie wierzyć!

— Harry, ale jak? To nierealne!

— Zaryzykujesz jego życie? Bo ja nie!

— Musimy porozmawiać z pozostałymi, teraz. — szarpnęłam go za ramię i pobiegliśmy w dół rozpychając uczniów z drogi, niepomni ich pełnych złości protestów.

Popędziliśmy dwa piętra w dół i byliśmy u szczytu marmurowych schodów, kiedy ujrzeliśmy Rona i Hermione, oraz Pansy i Blaise'a spieszących w naszym kierunku.

— Harry! — zawołała natychmiast Hermiona. Wyglądała na bardzo wystraszoną. — Co się stało? Nic wam nie jest?

— Gdzie byliście? — spytał Ron.

— Chodźcie z nami — odparł szybko Harry. — No dalej, musimy wam coś powiedzieć.

Poprowadziliśmy ich przez korytarz pierwszego piętra, zaglądając przez drzwi, aż w końcu Harry znalazł pustą salę. Wskoczyliśmy do środka, zamknęłam drzwi za nami, gdy tylko znaleźliśmy się wewnątrz i oparłam się o nie, zwracając się twarzą do nich.

— Voldemort ma Syriusza — powiedział Harry.

— Co?

— Skąd wi...?

— Widzieliśmy to. Właśnie przed chwilą. Ja zasnąłem na egzaminie.

— Ale... ale gdzie? Jak? — spytała Hermiona, której twarz była całkiem biała.

Pansy objęła mnie a Zabini nas obie.

— Nie mam pojęcia jak — odpowiedział Harry — ale za to wiem dokładnie gdzie. Jest komnata w Departamencie Tajemnic, pełna regałów, na których stoją takie małe szklane kule, a oni są na końcu rzędu numer dziewięćdziesiąt siedem... On próbuje wykorzystać Syriusza, by zdobyć coś, co stamtąd potrzebuje... Znęca się nad nim... mówi, że na koniec go zabije, ale najpierw zabije Cassie!

Wszyscy spojrzeli na mnie.

— To nie możliwe, mówię Ci Harry, tata jest w bezpiecznym miejscu u Sophie w domu! Co mógłby tam robić?

Zorientowałam się, że głos mi się trzęsie, podobnie zresztą, jak i kolana. Powoli wysunęłam się z uścisku i usiadłam na krześle.

— Nie sądzę. Coś musiało się stać, on tam jest, nie zaryzykuję utraty jeszcze jego! Jak się tam dostaniemy? — zapytał.

Nastąpiła chwila ciszy. Potem odezwał się Ron:

— Do... dostaniemy?

— No do Departamentu Tajemnic, by uratować Syriusza! — powiedział głośno Harry.

— Ale... Harry ... — głos Rona był bardzo słaby.

— No co? Co? — zniecierpliwił się Harry.

— Harry — odezwała się Hermiona trochę przestraszonym głosem — eee... jak... w jaki sposób Voldemort dostał się do Ministerstwa Magii, tak że nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, że on tam jest?

— Niby skąd mam to wiedzieć? — ryknął Harry. — Pytanie brzmi, jak my się tam dostaniemy!

— Ale... Harry, zastanów się nad tym — powiedziała Pansy, robiąc krok w jego stronę — jest piąta po południu... W Ministerstwie Magii z pewnością jest pełno pracowników... jak niby Voldemort i Syriusz mieliby wejść do środka niezauważeni przez nikogo? Harry... mówimy o najbardziej poszukiwanym czarodzieju na świecie... Myślisz, że byłby w stanie wejść do budynku pełnego aurorów nie zostając przy tym wykryty? Poza tym sądzę, że Cassie ma rację... jest bezpieczny...

— Nie wiem, Voldemort mógł użyć Peleryny Niewidki albo coś! — krzyknął Harry. — Tak czy inaczej Departament Tajemnic był zawsze kompletnie pusty kiedykolwiek tam...

— Harry, ty nigdy tam nie byłeś — powiedziała cicho Hermiona. — Śniliście o tym miejscu, i tyle.

— To nie są zwykłe sny! — Harry wykrzyczał jej prosto w twarz, wstając i podchodząc krok bliżej do niej.— Jak w takim razie wytłumaczysz tatę Rona, o co w tym wszystkim chodziło, jak to się stało, że wiedzieliśmy, co mu się przydarzyło?

— On ma rację — odezwałam się cicho patrząc na Hermionę.

— Ale przecież to jest takie... takie nieprawdopodobne! — odparła rozpaczliwie Hermiona — Jak, na Boga, Voldemort mógł złapać Syriusza, skoro ten przez cały czas przesiaduje w domu członkini Sabatu?

— Syriusz mógł wyjść z domu poza ogród i może po prostu chciał zaczerpnąć świeżego powietrza — powiedział Ron zmartwionym głosem — już od dłuższego czasu za wszelką cenę chciał coś robić, działać...

— Cały teren wokół Sabatu jest chroniony, nie ma szans, gdyby tak było, pewnie już bym coś wiedziała.

— Ale dlaczego — nalegała Hermiona — dlaczego, na Boga, Voldemort miałby chcieć użyć Syriusza, by ten zdobył dla niego tę broń, lub cokolwiek to jest?

— Nie mam pojęcia, mogą być tysiące powodów! — wrzasnął na nią Harry. — Może po prostu Voldemort nie będzie się przejmował tym, czy coś się stanie Syriuszowi...

— Wiecie co, właśnie o czymś pomyślałem — odezwał się Zabini ściszonym głosem. — Brat Syriusza był Śmierciożercą, prawda? Może zdradził Syriuszowi sekret, jak zdobyć tę broń!

— Tak... i to dlatego właśnie Dumbledore tak chętnie trzymał Syriusza w zamknięciu przez cały ten czas! — odparł Harry.

— Posłuchajcie, przepraszam — krzyknęła Hermiona — ale żaden z was nie mówi z sensem, i nie mamy żadnego dowodu ani na to, ani na to, że Voldemort i Syriusz w ogóle są tam...

— Hermiono, oni ich widzieli! — stwierdził Ron, mierząc ją wzrokiem.

— W porządku — powiedziała wystraszona, a mimo to zdecydowana. — Po prostu muszę to powiedzieć...

— Co?

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz