13. Przesłuchanie

18 6 0
                                    

Harry zachłysnął się. Nie był w stanie się powstrzymać. Obszerny loch, do którego wszedł był przerażająco znajomy. Nie tylko widział go wcześniej, on był tu wcześniej. To było miejsce, które odwiedził w Myślodsiewni Dumbledore'a, miejsce, w którym obserwował, jak śmierciożercy skazywani są na dożywotnie uwięzienie w Azkabanie.
Ściany wykonane były z ciemnego kamienia, niewyraźnie oświetlone przez pochodnie. Po każdej jego stronie wznosiły się puste ławki, ale na wprost niego, na najwyższych ławkach ze wszystkich zauważył wiele zacienionych postaci. Rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami, ale kiedy ciężkie drzwi zamknęły się za Harrym, zapadła złowieszcza cisza.

Zimny męski głos rozbrzmiał po sali sądowej.

— Jesteś spóźniony. A Clarke gdzie? Nie przybyła?

— Przepraszam — wyjaśnił nerwowo Harry — Ja... My nie wiedzieliśmy, że czas został zmieniony.

— To nie jest wina Czarosądu — powiedział głos. — Sowy zostały wysłane do was tego ranka. Zajmij miejsce.

— Cassandra czeka za drzwiami — dodał.

— No, to idź po nią, na co czekasz, nie będziemy tracić czasu na prowadzenie dwóch przesłuchań w jednej sprawie.

Harry wstał i wyszedł szybko.

— Cassie, chodź, mamy być oboje — powiedział, widząc zdziwione miny pana Weasleya i moją.

Zrobiłam krok i kolejny, ale nogi czułam tak, jak by ktoś mnie potraktował zaklęciem galaretowatych nóżek.

Weszliśmy do środka, nie miałam sił, by się rozglądać, moje spojrzenie padło na krzesła pośrodku sali, których ramiona pokryte były łańcuchami. Nasze kroki poniosły się głośno echem po sali, gdy szliśmy po kamiennej posadzce, przeklinałam w duchu, że włożyłam buty na niewielkim, lecz jednak obcasie. Kiedy usiedliśmy ostrożnie na krzesłach, łańcuchy brzęknęły groźnie, ale nie uwięziły nas. Spojrzałam w górę na ludzi siedzących na ławie powyżej.
Było ich około pięćdziesięciu, wszyscy, o ile byłam w stanie dostrzec, ubrani byli w śliwkowe szaty ze starannie wyszytym srebrnym C po lewej stronie ich piersi. Wszyscy wpatrzeni byli w nas, niektórzy z bardzo surowymi wyrazami, w spojrzeniach innych widniało szczere zaciekawienie.
W samym środku frontowego rzędu siedział Korneliusz Knot, Minister Magii. Knot był korpulentnym mężczyzną, który często paradował w jasnozielonym meloniku, jednak dzisiaj nie miał go ze sobą. Nie miał również tego pobłażliwego uśmiechu, który pojawiał się kiedyś na jego twarzy, gdy rozmawiał ze mną. Po lewej stronie Knota siedziała obszerna czarownica o kwadratowej szczęce z bardzo krótkimi siwymi włosami. Nosiła monokl i wyglądała odpychająco. Po prawej stronie Knota siedziała kolejna czarownica, ale usiadła tak głęboko w ławce, że jej twarz pozostawała w cieniu.

— Bardzo dobrze — odezwał się Knot. — Oskarżeni są obecni... w końcu... Zaczynajmy więc. Jesteście gotowi? — zawołał wzdłuż rzędu.

— Tak jest — odparł gorliwy głos, który znałam.

Brat Rona, Percy, siedział na samym końcu przedniej ławki. Harry także popatrzył na Percy'ego oczekując zapewne jakiegoś znaku rozpoznania z jego strony, ale nie doczekał się. Oczy Percy'ego schowane za okularami w rogowych oprawach utkwione były w pergaminie, a w ręku trzymał pióro.

— Dyscyplinarne przesłuchanie z dnia dwudziestego ósmego — powiedział Knot dźwięcznym głosem i Percy natychmiast zaczął notować — w związku z wykroczeniami popełnionymi przeciwko Ustawie o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Nieletnich Czarodziejów oraz Międzynarodowemu Statutowi Tajności przez Harry'ego Jamesa Pottera, zamieszkałego pod numerem cztery na ulicy Privet Drive, Little Whinging, Surrey oraz Cassandre Euphemie Black nazwisko adopcyjne Clarke, zamieszkała pod numerem dwadzieścia cztery na ulicy Calshot w Londynie.

Nie mogłam pojąć, co się dzieje, miałam drugie imię? Wiedzieli, że chce zmienić nazwisko?!

— Osoby przesłuchujące: Korneliusz Oswald Knot, Minister Magii, Amelia Susan Bones, Szefowa Departamentu Egzekwowania Magicznego Prawa, Dolores Jane Umbridge, Starszy Podsekretarz Ministra. Protokolant sądowy, Percy Ignatius Weasley...

— Świadek obrony, Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore — odezwał się donośny głos za nami.

— Świadek obrony, Sophie Olivia Claudere — odezwał się kolejny znany mi głos.

Dumbledore i Sophie kroczyli pogodnie przez salę z idealnie spokojnymi twarzami.
Członkowie Czarosądu szemrali. Wszystkie oczy skierowane były teraz na Sophie i Dumbledore'a. Niektórzy spoglądali podrażnieni, inni z lekka wystraszeni. Jednak dwie czarownice w podeszłym wieku siedzące w tylnym rzędzie podniosły ręce i pomachały na powitanie.
Poczułam w piersi potężne wzruszenie na widok tej dwójki, wzmocnione, pełne nadziei uczucie. Chciałam uchwycić wzrok Dumbledore'a, ale Dumbledore nie patrzył w naszym kierunku tak jak Sophie, spoglądał na wyraźnie podenerwowanego Knota.

— Ach — powiedział całkowicie zmieszany Knot — Dumbledore i Claudere. Taaak... Więc... no... tego... dostaliście... eee... Nasze wiadomość, że czas i... no... ten tego... miejsce przesłuchania zostały zmienione, co?

— Musieliśmy ich nie zauważyć — odpowiedział radośnie Dumbledore — Jednakże dzięki szczęśliwej pomyłce przybyliśmy z panią Claudere do Ministerstwa trzy godziny wcześniej, więc nic złego się nie stało.

— Taaak... no cóż... przypuszczam, że będziemy potrzebowali jeszcze dwóch krzeseł... Ja... Weasley, czy mógłbyś...?

— Proszę się nie martwić, proszę się nie martwić — powiedział uprzejmie Dumbledore. Wyciągnął różdżkę, strzepnął nią lekko i nagle obok mnie i Harry'ego znikąd pojawiły się dwa gąbczaste kretonowe krzesła. Oboje usiedli. Dumbledore złożył razem końcówki swoich długich palców i obserwował znad nich Knota, z wyrazem uprzejmego zainteresowania a Sophie siedziała z tak obojętną miną i nienagannie wyprostowaną, lecz luźną postawą, że byłam w wielkim szoku, czując jej spokój.

Spokojnie Cassie, wyciągniemy was z tego — usłyszałam jej delikatny głos w głowie.

Niemal niezauważalnie skinęłam głową w odpowiedzi.

Czarosąd nadal szemrał i wiercił się niespokojnie, dopiero kiedy Knot przemówił ponownie, wszyscy się uspokoili.

— Tak — powiedział znów Knot, przetrząsając swoje notatki — Dobrze zatem. No więc. Zarzuty. Tak.

Wydobył kawałek pergaminu z kupki przed sobą, wziął głęboki wdech i odczytał:

— Zarzuty przeciwko oskarżonej Cassandrze Euphemie Black nazwisko adopcyjne Clarke, są następujące: że umyślnie, celowo i z pełną świadomością nielegalności swojego postępowania, rzuciła Zaklęcie Patronusa w zamieszkanym przez Mugoli obszarze, w obecności Mugolki, dziesiątego sierpnia, dwadzieścia pięć minut po godzinie dziewiątej, co oznacza wykroczenie z Paragrafu C Ustawy o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Nieletnich Czarodziejów z 1875 roku, a także z Sekcji 13 Statutu Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów.

Zarzuty przeciwko oskarżonemu Harry'emu Jamesowi Potter są następujące: że umyślnie, celowo i z pełną świadomością nielegalności swojego postępowania, otrzymawszy uprzednio pisemnie ostrzeżenie z Ministerstwa Magii z okazji podobnych zarzutów, rzucił Zaklęcie Patronusa w zamieszkanym przez Mugoli obszarze, w obecności Mugola, dziesiątego sierpnia, dwadzieścia trzy minuty po godzinie dziewiątej, co oznacza wykroczenie z Paragrafu C Ustawy o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Nieletnich Czarodziejów z 1875 roku, a także z Sekcji 13 Statutu Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów.
Czy ty jesteś Harry James Potter, spod numeru cztery przy Privet Drive, Little Whinging, Surrey? — spytał Knot, spoglądając na Harry'ego znad szczytu swego pergaminu.

— Tak — odpowiedział Harry.

— Czy ty jesteś Cassandra Euphemie Black nazwisko adopcyjne Clarke, spod numeru dwadzieścia cztery na ulicy Calshot w Londynie? — spytał Knot, spoglądając teraz na mnie.

— Tak — odpowiedziałam.

— Harry Potterze, czy otrzymałeś oficjalne ostrzeżenie z Ministerstwa za użycie nielegalnej magii trzy lata temu, zgadza się?

— Tak, ale...

— A mimo to rzuciłeś Patronusa w nocy dziesiątego sierpnia? — spytał Knot.

— Tak — odparł Harry — ale...

— Wiedząc, że nie wolno ci używać magii poza szkołą, dopóki nie ukończysz siedemnastu lat?

— Tak, ale...

— Wiedząc, że jesteś na obszarze pełnym Mugoli?

— Tak, ale...

— W pełni świadom, że znajdujesz się w bezpośredniej bliskości Mugola w tym czasie?

— Tak — powiedział ze złością Harry — ale użyłem go, bo byliśmy...

Knot nie dał mu dojść do słowa i już kontynuował:
— Cassandro Black czy rzuciłaś Patronusa w nocy dziesiątego sierpnia? — spytał Knot.

— Tak — odpowiedziałam — jednak...

— Wiedząc, że nie wolno ci używać magii poza szkołą, dopóki nie ukończysz siedemnastu lat?

— Tak, jednak ja...

— Wiedząc, że jesteś na obszarze pełnym Mugoli?

— Tak, jednak ja...

— W pełni świadoma, że znajdujesz się w bezpośredniej bliskości Mugolki w tym czasie?

— Nie — powiedziałam ze złością.

Knot chciał zadać kolejne pytanie, ale czarownica z monoklem przerwała mu huczącym głosem:

— Wyczarowaliście w pełni sprawne Patronusy?

— Tak — odpowiedział Harry.

— Tak — odpowiedziałam.

— Cielesne Patronusy?

— Ja... jakie? — spytał Harry.

— Czy wasze Patronusy miały jasno określony kształt. Chcę powiedzieć, czy to było coś więcej niż mgiełka lub dym?

— Tak — odpowiedział Harry.

— Tak — odpowiedziałam, czując zniecierpliwienie i lekką desperację — To był wąż, to zawsze jest wąż.

— Zawsze? — huknęła pani Bones — Zdarzyło ci się wyprodukować Patronusa wcześniej niż tym razem?

— Tak — odparłam — Robię to od ponad roku.

— I masz piętnaście lat?

— Tak, i...

— Nauczyliście się tego w szkole?

— Tak, Profesor Lupin nauczył mnie i Harry'ego w trzeciej klasie, z powodu...

— Imponujące — powiedziała pani Bones, patrząc w dół na nas — prawdziwy Patronus w ich wieku... bardzo imponujące, w rzeczy samej.

Niektórzy z czarodziejów i czarownic wokół niej zaszemrali ponownie, kilkoro przytaknęło, ale pozostali marszczyli z dezaprobatą brwi i potrząsali głowami.

— Nie rozważamy tutaj, jak imponująca to była magia — odezwał się Knot rozdrażnionym głosem — Właściwie myślę sobie, że im bardziej imponująca, tym gorzej, biorąc pod uwagę, że oboje uczynili to na oczach Mugoli!

Ci, którzy marszczyli brwi, zamruczeli teraz na zgodę, ale to widok świętoszkowatego przytaknięcia Percy'ego sprowokował Harry'ego to odezwania się.

— Zrobiłem to z powodu Dementorów! — powiedział głośno, zanim ktokolwiek zdołał mu znów przeszkodzić.

Spodziewałam się kolejnych szeptów i pomrukiwań, ale cisza, jaka zapadła zdawała się jakoś bardziej gęsta niż poprzednio.

— Dementorzy? — spytała po chwili pani Bones. Jej grube brwi unoszące się nad monoklem wyglądały, jakby miały za chwilę wypaść. — Co chcesz przez to powiedzieć, chłopcze?

— Chcę powiedzieć, że w tej alejce było dwóch Dementorów i zaatakowali mnie i mojego kuzyna!

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz