22. W Świńskim Łbie.

17 3 0
                                    

Przez następne dwa tygodnie od swej pierwszej sugestii Hermiona nie wspominała już o dawaniu przez nas lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Szlabany z Umbridge dobiegły końca (Oboje z Harrym wątpiliśmy, czy te słowa, wyryte na wierzchu naszych rąk kiedykolwiek znikną całkowicie). Ron miał już za sobą kolejne cztery treningi Quidditcha. Na dwóch ostatnich przestano na niego krzyczeć. Ja zaś zaczęłam być obiektem zainteresowania jakiegoś trzecioklasisty, który niemal za każdym razem, gdy mnie widział, uśmiechał się lub witał ze mną. Kojarzyłam jak przez mgłę, że ma chyba na imię Henry. O ile się nie mylę, on był tym wysokim dzieciakiem, na którego przydzielenie do naszego domu zdążyłam po ataku przez Dementorów trzy lata temu i wizycie w gabinecie zmartwionej tym incydentem McGonagall. Nadal był dość wysoki jak na swój wiek.
Na lekcjach transmutacji Pansy i Zabiniemu udało się sprawić, by ich myszy zniknęły, to samo udało się Gryfonom, (Ja i Hermiona właściwie przeszłyśmy już do kociąt), zanim znowu powróciliśmy do tej sprawy, w jeden z burzliwych i wietrznych wieczorów, podczas siedzenia w bibliotece w poszukiwaniu informacji o składnikach eliksiru dla Snape'a.

— Zastanawiałam się — powiedziała nagle Hermiona. — czy myśleliście coś więcej o Obronie Przed Czarną Magią.

— Oczywiście, że tak — odparł zrzędliwie Harry. — czyż można o tym zapomnieć, gdy uczy nas ta wiedźma...

— Chodziło mi o moją i Rona propozycję... — Ron posłał jej groźne, ostrzegawcze spojrzenie. Hermiona popatrzyła na niego z dezaprobatą. — No dobrze, moją propozycję w takim razie, na temat uczenia nas.

Harry nie odpowiedział od razu. Udawał, że przegląda stronę o Azjatyckich Antidotach Przeciw Jadom, ponieważ nie chciał wypowiedzieć na głos tego, co chodziło mu po głowie. Ja też milczałam, dużo nad tym myśleliśmy wspólnie przez ostatnie dwa tygodnie, gdy wychodziliśmy wieczorem po kolacji na spacer, do wierzy astronomicznej, nowy krótki rytuał naszej dwójki. Czasami wydawało nam się to szalonym pomysłem, tak jak tego dnia, gdy powiedziała nam o tym Hermiona, ale złapaliśmy się na przypominaniu sobie zaklęć, które przydałyby nam się najbardziej w czasie różnych spotkań z mrocznymi istotami i Śmierciożercami, złapaliśmy się, tak właściwie, na podświadomym planowaniu lekcji... Powiedziałam Harry'emu o zaklęciu łączącym i o tym, że nadal jest między nimi, trochę był zszokowany, ale uznał, że powinnam je zerwać, miał obawy, czy jego moc była na prawdę jego, ale gdy po zerwaniu zaklęcia udało mu się samodzielnie sprawić, by kociak zniknął, w końcu uwierzył w swoje możliwości i podjęliśmy decyzję.

— Cóż — powiedział wolno, gdy nie mógł już dłużej udawać zainteresowania Azjatyckimi Antidotami Przeciw Jadom. — ta... myśleliśmy o tym trochę.

— I...? — spytała żarliwie Hermiona.

— No nie wiem. — odpowiedział Harry, grając na zwłokę. Spojrzał na Rona, później na mnie.

— Myślę, że to od początku był dobry pomysł. — powiedział Ron, który zdawał się być bardziej zapalony do rozmowy, teraz gdy wiedział, że oboje nie zaczniemy znowu krzyczeć (tak, reakcja Harry'ego na ten pomysł była jeszcze burzliwsza niż moja).

Harry poruszył się nieswojo na krześle.

— Słuchaliście, kiedy mówiłem o tym, że duża część z tego, to moje szczęście, prawda?

— Tak, Harry — zapewniła łagodnie Hermiona — Cassie mówiła to samo, ale mimo to, nie ma sensu udawać, że nie jesteście dobrzy z Obrony Przed Czarną Magią, bo jesteście.

— Poczekaj, to nie tak... od tego, co stało się na cmentarzu, moja moc, nie była tylko moja, Cassie dzieliła się nią ze mną, ja nie wiedziałem, wiem od niedawna, ale już to skończyliśmy, to było zbyt ryzykowne.

— Zaklęcie zawierzenia istnienia? — spytała przerażona Hermiona, kładąc dłoń na usta.

Pokiwałam głową.

— Na nic nie mogłam się wtedy przydać, a ono pozwala powierzyć swoje życie drugiej osobie. Dodaje jej to sił osoby, która życie zawierzała, ale też od tego czasu oboje są sobie nierozerwalnie bliscy, i to, co grozi jednemu, łącznie ze śmiercią grozi i drugiemu. Znaczy, jeśli Harry by zginął to i ja, odwrotnie nie. Wtedy byłam na to gotowa i tam na cmentarzu, to wyczerpanie, ten ból... to było niewyobrażalne, to było jedyne, co mogłam zrobić dla Harry'ego, jedyny sposób, by mu pomóc, bo moja magia była bezużyteczna.

Harry pogładził mnie po lewej dłoni, po bliźnie, swoją prawą, również okaleczoną dłonią z identyczną blizną.

— Cassie, wiedziałaś jakie to zagrożenie? Czułaś, każde cierpienie, lęk i strach?

— Tak, ale czułam je też tak samo jako empatka.

— Ale to co innego. To Cię osłabiało, oddawałaś Harry'emu dobrowolnie część siebie, swoich mocy, nie otrzymując nic w zamian, bo to Ty się zawierzyłaś. Co więcej, śmierć Harry'ego naprawdę zabiłaby i Ciebie.

— Mówisz dokładnie jak Sam. — na jego wspomnienie zrobiło mi się smutno — Ale Hermiono zrozum, to jedyne co mogłam zrobić, ostatnie uncje moich sił dla niego, byśmy mogli wrócić... zabrać Cedrika...

— A ja tego potrzebowałam — powiedział ściskając moją dłoń i przeplatając nasze palce.

Uśmiechnęłam się spoglądając na niego i na nich. Ron i Hermiona zgodnie pokiwali głowami.
Po chwili Hermiona powiedziała:

— W zeszłym roku byliście jedynymi, którym udało się całkowicie pokonać Klątwę Imperiusa, umiecie wyczarować Patronusa, potraficie robić wiele rzeczy, których nie umieją nawet dorośli czarodzieje, Wiktor zawsze mówił... — Ron obrócił głowę w jej kierunku tak szybko, że dostał skurczu szyi. Rozmasowując ją, spytał:

— Ta... Co powiedział Wikuś?

— Ho ho — odezwała się znudzonym głosem Hermiona. — Powiedział, że Harry wiedział jak robić takie rzeczy, których nie wie nawet on, a jest na ostatnim roku w Durmstrangu, o Tobie mówił, że masz mocne wnętrze, bo oparłaś się klątwie tak długo i postawiłaś się Saszy no i... nawet Karkarow, wspomniał, że masz silny hart ducha... tak słyszał...

Ron spoglądał podejrzliwie na Hermionę.

— Chyba nie kontaktujecie się nadal ze sobą?

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz