19. Szlaban z Dolores.

28 3 0
                                    

Obiad w wielkiej sali tego wieczoru nie był miłym przeżyciem dla mnie i Harry'ego. Wiadomość o naszym pojedynku na krzyki z Umbridge rozeszła się wyjątkowo szybko nawet jak na standardy Hogwartu. Słyszałam szepty dookoła siebie, gdy tak siedziałam obok Pansy i Zabiniego próbując jeść. Najśmieszniejsze było to, że żaden z szeptających zdawał się nie przejmować tym, że mogę to usłyszeć, dosłownie wyczuć też ich emocje, jakimi pałają względem mnie. Wręcz przeciwnie, wyglądało to, jakby mieli nadzieję, że znów się wścieknę i zacznę krzyczeć, tak by mogli usłyszeć moją historię z pierwszej ręki.

— Mówiła, że widziała jak Cedrik Diggory został zamordowany...

— Uważa, że pojedynkowała się, z Sam Wiesz Kim...

— Nie żartuj...

— Kogo ona chce nabrać?

— Bez jaj...

— Ja czegoś nie rozumiem — powiedziałam przez zaciśnięte zęby, odkładając nóż i widelec (ręce za bardzo mi się trzęsły, by trzymać je solidnie) — dlaczego oni wszyscy uwierzyli w tę historię dwa miesiące temu, kiedy Dumbledore powiedział im...

— Chodzi o to, Cassie, że nie jestem pewna czy wierzyli — powiedziała ponuro Pansy — Och, chodźmy już stąd.

Rzuciła z trzaskiem swój własny nóż i widelec. Blaise i Draco spojrzeli na nas, ale tylko Zabini poszedł za nami. Ludzie patrzyli się na nas, przez całą drogę do wyjścia z Sali.

— Spójrz, ty nie rozumiesz, jak było, kiedy to się stało — powiedziała cicho Pansy — Pojawiliście się z powrotem na środku trawnika, Harry, ściskając martwe ciało, Cedrika i Sam z Tobą pół żywą... nikt z nas nie widział, co się stało w labiryncie... co stało się z Tobą, no i jak... mieliśmy tylko słowo Dumbledore'a, że to Sama—Wiesz—Kto powrócił, zabił Cedrika i walczył z wami.

— Co jest prawdą — warknęłam dość głośno.

— Wiem, że jest, Cassie, więc czy mogłabyś, proszę cię, przestać rzucać się na mnie? — odparła Pansy — Po prostu, zanim ta prawda dotarła naprawdę do ludzi, wszyscy pojechali do domu na wakacje, gdzie spędzili dwa miesiące, czytając o tym, jaki Harry jest pomylony, a Dumbledore staje się zniedołężniały! Do tego dodali Twoje dzisiejsze popieranie Harry'ego no i to, że w ubiegłym roku zamarzłaś, bez znanych im przyczyn. Sądzą, że to mało możliwe byś Ty także stoczyła z nim walkę, no i Harry oczywiście też.
Deszcz dudnił o szyby okien, kiedy sunęliśmy się pustym korytarzem z powrotem z pierwszego piętra, gdy mijaliśmy bibliotekę i pokój Sama, poczułam, że bardzo za nim tęsknię, tylko on mógł mnie teraz zrozumieć i wesprzeć jak tego potrzebowałam.
Czułam się, jakby mój pierwszy dzień w szkole trwał cały tydzień, ale przed pójściem do łóżka wciąż miałam jeszcze górę prac domowych do zrobienia. Nad prawym okiem zaczynałam czuć tępy pulsujący ból.

— Pura Sanguine — powiedziałam, zanim Madame Davina zdążyła spytać. Portret otworzył się, odsłaniając dziurę za sobą i całą trójką wdrapaliśmy się przez nią.

Wspólny pokój był niemal pusty. Prawie wszyscy byli wciąż na dole na obiedzie. Zajęliśmy swoje trzy ulubione miejsca przy kominku. Wpatrywałam się w płomienie, czując pustkę i wyczerpanie.

— Jak Dumbledore mógł do tego dopuścić? — spytała nagle Pansy, sprawiając, że Zabini i ja spojrzeliśmy na nią. Pansy walnęła w złości w poręcze fotela, tak że aż kawałki wyściółki wyleciały z dziur. — Jak może pozwalać, by ta straszna kobieta nas uczyła? I to na dodatek w roku naszych SUM-ów.

— No cóż, nigdy nie mieliśmy świetnych nauczycieli Obrony Przed Czarną Magią, prawda?— podparłam z ironią — Wiesz przecież, jak to jest, gadaliśmy o tym z gryfonami i bliźniakami. Mówili, że ta posada jest pechowa.

— Tak, ale zatrudnić kogoś, kto właściwie nie pozwala nam na używanie magii! W co się bawi Dumbledore?

— A ona chce, by ludzie dla niej szpiegowali — dodał złowrogo Blaise.

— Pamiętacie, jak powiedziała, że chce, abyśmy przychodzili do niej i mówili jej, gdy usłyszymy, że ktoś mówi o tym, że Sami—Wiecie—Kto powrócił?

— Oczywiście, że ona jest tu po to, by szpiegować nas wszystkich, to chyba jasne, niby dlaczego Knot miałby chcieć by tu przyszła? — warknęła Pansy.

— Tak, ale cóż, musimy zacisnąć zęby, uważać na to, co robimy, mówimy i piszemy — powiedziałam ze znużeniem. — Chodźmy do nas, zaraz zwali się reszta, pogadamy spokojnie i zrobimy tę pracę domową, byle mieć ją z głowy...

Zebraliśmy z kąta swoje torby i poszliśmy do naszej sypialni. Ludzie faktycznie wracali właśnie z obiadu. Usiadłam na łóżku i popatrzyłam na ciemne wody jeziora.

— Rzuć zaklęcie Cass.

Rzuciłam, wiedząc, o jakie chodzi.

Pansy opowiedziała w końcu Blaise'owi o wszystkim, co działo się w wakacje w siedzibie Zakonu, gdyby nie obóz, wiedziałby wszystko sam, ale tak, musiała go wprowadzić. Po niespełna godzinie, gdy Pansy nareszcie skończyła powiedziałam.

— No, więc dodając do tego to, że mamy uważać, jej obecność jest bardzo nie na rękę, dlatego faktycznie trzeba się pilnować, Sam też mnie o to prosił, maksymalna ostrożność na każde wypowiadane słowo.

— Ej... Stała czujność — powiedziała Pansy nieco zmieszana.

— No, wychodzi na to, że ten szalony śmierciożerca miał co do tego rację — powiedziałam ponuro. — Dobra, to co robimy najpierw rzeczy od Snape'a? — spytałam, maczając swoje pióro w atramencie. — „Właściwości... kamienia księżycowego... i jego zastosowania... przy przyrządzaniu eliksirów..." — mamrotałam, zapisując słowa na samej górze swego pergaminu w czasie, gdy je wypowiadałam. — Dobra — podkreśliłam tytuł, a następnie spojrzałam wyczekująco na pozostałych. — Więc, jakie są właściwości kamienia księżycowego i jego zastosowania przy przyrządzaniu eliksirów? — spytałam retorycznie.

— Wiesz, że nie mamy pojęcia.

— Dobra w mojej torbie jest osiem książek, poszukajcie i piszemy, bo szkoda czasu, a później muszę jeszcze pomóc na korytarzu, obchód i inne — jęknęłam.

Zabrali się za wertowanie ksiąg. Po ponad dwóch godzinach uporaliśmy się ze wszystkimi zadanymi pracami domowymi.

— No i to by było na tyle, po pierwszym dniu nauki — jęknęłam padając na łóżko ledwie patrząc na oczy.

— Witaj piąty roku — zapłakała teatralnie Pansy, masując dłoń.

Po wieczornym obchodzie po korytarzach szkoły i zabraniu zagubionych pierwszoroczniaków z domu lwa pod ich wierzę wróciłam do lochów napotykając Draco, ale nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Poszłam do swojej sypialni i po wieczornej kąpieli zasnęłam, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki.
Następny dzień zawitał tak samo ciężko i deszczowo jak poprzedni. Przy śniadaniu Hagrida nadal nie było przy nauczycielskim stole.
Ziewnęłam szeroko i nalałam sobie kawy, do tej pory piłam ją tylko dwa razy w czasie wakacji, ale musiałam przyznać, że pomagała się obudzić i zastanawiałam się, czy nie włączyć jej już na stałe do swojej porannej śniadaniowej rutyny.
Dzień upłynął dość intensywnie, po podwójnych Zaklęciach nastąpiła podwójna Transmutacja. Profesor Flitwick i profesor McGonagall oboje spędzili pierwsze piętnaście minut swoich lekcji na pouczaniu klasy na temat ważności SUM-ów.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz