32. Oklumencja.

23 4 0
                                    

Po powrocie do szkoły od razu podzieliłam się tym, co działo się w święta, oraz powiedziałam o swoich zaręczynach z Samuelem. Henry już wiedział, Zabini przyjął to na luzie, ale Pansy była nieco zdziwiona, jednak reakcji kogoś innego bałam się najbardziej. Nie chciałam mówić nic Draco, liczyłam, że się nie dowie. Poprosiłam całą trójkę Ślizgońskich przyjaciół by nie wspominali nic o tym w jego obecności, przynajmniej póki sama nie zdecyduje się jak mu o tym powiedzieć. Obiecali trzymać buzie na kłódkę, wspomniałam im także, że z polecenia Dumbledore'a będę uczęszczać na dodatkowe zajęcia ze Snape'em.

— O cholerka, no to niby logiczne, ale czemu chcą tym obarczyć znów Ciebie, za mało przeszłaś? — spytała wkurzona Pansy.

— Nie, nie o to chodzi. Pansy ja jestem intuistką i tak mam wizję. Mój dar bardziej może się przydać. Dzięki niemu mogę coś dostrzec dokładniej skoro i tak mam te wizje to bez różnicy czy nauczę się lepiej wnikać dodatkowo w świadomość Voldemorta, czy kogoś innego. Najważniejsze, żeby chronić Harry'ego, on i bez tego ma dość.

— Ty naprawdę jesteś Ślizgonką, tylko z wyboru. Nikt z nas nie pomyślałby tak o Gryfonie, o swoich no... może, może tak, jak my o Tobie no, ale o pozostałych — wzruszyła ramionami Pansy — Okej, to Twój kuzyn, rozumiem troskę, ale to nie zmienia faktu, że i tak Ty dostajesz kolejne zadanie i, mimo że zgodne z Twoimi zdolnościami to i tak nie wiem, czy to nie za dużo.

Chłopcy pokiwali zgodnie z głowami.

— Pansy mam dar, czy chcę, czy nie. Może to moja misja? Mój cel? Nie ma przypadków, z jakiegoś powodu tu jestem i mogę coś, czego inni nie mogą.

— Z deczka przekichane — wtrącił Blaise.

— Wcale nie Blaise. Ja już na cmentarzu podjęłam, świadomie decyzję zawierzając Harry'emu moje siły i życie, byłam gotowa na tę bezinteresowną ofiarę w imię pokonania Voldemorta. Teraz z ćwiczeniami dam radę, to męczące, czasami i bolesne, ale spoko, jeśli będziecie mnie wspierać, to nic mnie nie złamie. Mam dla kogo walczyć i podejmować próby poznania jego planów, jeśli mi się uda, to zwiększy to może nasze szanse. Mam nadzieję, że zdołam coś zobaczyć, uchronić kogoś przed tym potworem.

Wszyscy zamilkli, miałam rację, byłam tu i z tym darem nie bez powodu. Ja jak nikt inny miałam związek z Harrym i także byłam w pewien sposób związana z Voldemortem. Najpierw za sprawą jego klątwy a teraz tego, że moja krew, brała udział w jego odrodzeniu. Czy miało to jakieś większe znaczenie? Czy on był tego świadom? Co to znaczyło dla mnie i dla niego? Tego chyba nie wiedział jeszcze nikt.
Poranna podwójna lekcja eliksirów przygotowała mnie nieco na wieczór, jako że Snape był nieuprzejmy jak zawsze dla Harry'ego a mnie traktował jak innych Ślizgonów, bez dodatkowych przywilejów, ale i bez kąśliwych uwag. Członkowie AD nieustannie podchodzili do mnie i do Harry'ego na korytarzach pomiędzy lekcjami i pytali z nadzieją, czy odbędzie się spotkanie dzisiejszej nocy.

— Damy wam znać w zwykły sposób kiedy będzie następne — powtarzałam w kółko — ale nie damy rady dzisiaj, musimy być na... eee... korepetycjach z eliksirów.

— Bierzesz korepetycje z eliksirów? — zapytał zdziwiony Krukon Anthony Goldstein, osaczając mnie w Sali Wejściowej po lunchu — Wielki Boże, musisz być bardzo kiepska. Snape nie daje zazwyczaj dodatkowych lekcji, prawda?

— Nie, nie jestem kiepska, to właściwie nie takie korepetycje, jak te zeszłoroczne któe były w sali treningowej. To raczej przygotowanie mnie do Owutemów z eliksirów chcę zostać uzdrowicielką, więc to konieczne — powiedziałam pewniej i dumniej.

— Aaa, to zmienia całkowicie postać rzeczy, rozumiem. Kurka to musisz być całkiem z nich nie zła, a nie kiepska — powiedział zażenowany swoim poprzednim przypuszczeniem — wygłupiłem się, wybacz.

— To nic, mogłeś nie wiedzieć. Wybacz, ale muszę już iść.

— Jasne, Cassie, sorry jeszcze raz.

— Spoko nic się przecież nie stało.

Cieszyłam się, że wymówka działała i – co więcej – zdawało się, że robiłam nią wrażenie, na niektórych co było miłe, może dzięki temu nie będą mnie brać za „tą wiecznie wpadającą w kłopoty, księżniczkę Slytherinu". Księżniczka Slytherinu to określenie przywarło do mnie już dawno, w pierwszym roku, gdy sądzili, że jestem mugolaczką, szlamą, ale czasami powracało naprzemiennie z „Dziewczyna Malfoya" albo „Była Malfoya" w zależności jak między nami było. Teraz byłam Cassandrą Black, córką Syriusza Black, kuzynką Harry'ego Pottera, inetką, ślizgonką i narzeczoną Samuela Claudere o tym ostatnim na szczęście wiedziało tylko tych kilka najbliższych mi osób.

— Eeej... w lutym jest następne wyjście do Hogsmeade, widziałaś kartkę? — spytała Pansy w drodze na ostatnią lekcję.

— Co? A nie, nie sprawdzałam tablicy ogłoszeń, odkąd wróciłam.

— Tak, w Walentynki...

— Spoko, ale przypuszczam, że ja zostanę. Nie w głowie mi oglądanie zakochanych par gdy mój narzeczony jest daleko.

— Może przyjechałby na ten dzień na kilka godzin?

— Hmmm może... spytam, jak będziemy rozmawiać, a dziś musimy, bo tata ma się na dniach zabrać za przeprowadzkę do Sophie, więc jest okazja.

— Myślisz, że będą się dogadywać? — spytała Pansy gdy stałyśmy pod klasą, z dala od reszty.

— No mam nadzieję, tata jest super, tyle że brakuje mu kogoś do towarzystwa, nic w sumie dziwnego po tylu latach z Dementorami. No, a Sophie, jest bardzo miła, owszem miała do mnie zapewne żal początkowo, bo zraniłam Samuela, wcale się jej nie dziwię, jednak teraz zdaje się, że naprawdę mnie lubi i cieszy się, że ja i on...

— Zapraszam do klasy — głos McGonagall zmusił nas do zakończenia rozmowy.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz