27. Śmiercioślady- Testrale.

16 3 0
                                    

Siedziałam przy śniadaniu, gapiłam się ponuro w ciemne okno, obserwując śnieg wirujący po drugiej stronie szyby. Rozważałam wszystko, co stało się poprzedniego wieczoru, dziś czułam się z tym jeszcze gorzej, najgorsze było to, że nie mogłam się tym podzielić z nikim, no może prócz Henry'ego, czułam, że on to sam wyczuje, z tego powodu czułam się jeszcze gorzej.

Zjadłam kilka łyżek owsianki i odeszłam od stołu, Hermiona wstała i podała mi rękę spojrzałam na nią i gdy ruszyła głową, zauważyłam coś, ścisnęłam dłoń Hermiony i zaraz później objęłam ją.

— Dzięki za polecenie tej książki, bez niej nie napisałabym wypracowania.

Hermiona zauważyła, że mijała nas Umbridge.

— Sprytnie — szepnęła i dodała głośniej — Nie ma problemu, sama się jej naszukałam więc chociaż tak mogłam Ci pomóc.

Uśmiechnęłam się, ściskając w dłoni skrawek pergaminu. Odeszłam z przyjaciółmi, gdy tylko ropucha dotarła do stołu nauczycielskiego.

— Co to było? — spytała Pansy.

— Podejrzewam, że liścik konspiracyjny — szepnęłam jej.

— He?

— Chodźmy do salonu.

Wszyscy weszliśmy do salonu a zaraz z niego do naszego pokoju.
Rzuciłam zaklęcie wyciszające i rozłożyłam mały zwój pergaminu, który był złożony chyba ze trzydzieści razy za pomocą magii, w końcu przybrał całkiem spory rozmiar a ja przeczytałam początek i już wiedziałam, o co chodzi.

— Gryfoni byli wczoraj u Hagrida, Hermiona streściła nam przebieg rozmowy.

— Patrząc na to... — pokazał na zwój Henry — to raczej szczegółowo opisała, a nie streściła.

— Oj, nie czepiaj się — zaśmiałam się — mam czytać?

— Tak — odpowiedzieli zgodnie.

Przeczytałam więc jak wyglądało to potajemne wyjście do Hagrida, kiedy opowiedział im o wędrówkach z Madame Maxime w poszukiwaniu olbrzymów, o tym, co widzieli i próbie przeciągnięcia (olbrzymów) na stronę Lorda Voldemorta przez jego zwolenników. Na koniec Gryfonka wspomniała o wizycie Umbridge i moich słowach odnośnie pozbycia się niewygodnych dla ministerstwa nauczycieli.

— A nie mówiłam! Wiedziałam, że ta ropucha właśnie to planuje...

— Ropucha to jedno, ale olbrzymy... garbate gargulce, jeśli faktycznie się nie dołączą do nas, a do niego...

— Spokojnie, my mamy siebie, sabat i AD.

— Tak, masz rację...

Zimowy spokojny dzień zachęcał, by spędzać go na zewnątrz, więc nie było mi dane za długo posiedzieć w ciepłej sypialni czy niemal pustym salonie pod puszystym kocem i w akompaniamencie drewna strzelającego miło w kominku. Jako prefekt musiałam pilnować porządku, więc spacerowałam po dziedzińcu i okolicy z Henrym, który ochoczo zaoferował swoje towarzystwo. Postanowiłam mu opowiedzieć, co wydarzyło się ostatnio i wczoraj z udziałem moim i Draco. Gdy skończyłam, Henry długo nic nie mówił.

— Pewnie uważasz mnie za potwora co? Powiedz coś, proszę...

— Nie Ce, nie uważam Cię za potwora. Jesteś intuistką i empatką, masz bardzo dobrze rozwinięte dary, bardzo dużo empatii i zrobiłaś to, co Ci podpowiedziała. Pocieszyłaś jego, ale i uspokoiłaś siebie, poza tym sądzę, że związki na odległość, em... nie są dla empatów. Potrzebujemy bliskości, miłości, czułości po prostu drugiej, ukochanej osoby przy sobie. Madeleine zawsze mówi, że my ineci jesteśmy jak łabędzie, jeśli się z kimś wiążemy to na całe życie.

— No, to marny ze mnie łabędź, skoro już, zdradziłam Sama trzy razy...

— Nie — zaśmiał się — poczekaj, to nie tak. Słuchaj. Łabędzie są podobne do nas albo my do nich, bo wiążemy się na całe życie i zachowujemy wierność po ślubowaniu przed Radą Starszyzny, do tego czasu, żadne em... ograniczenia i pojęcia związku czy zdrady nie są dla nas obowiązujące, wiążące. Oczywiście z punktu widzenia sabatu, a jak każdy to odczuwa indywidualnie, no to jego sprawa. Ogólnie, póki nie zadeklaruje i przysięgnie się przed radą swojej miłości, a oni tego nie przyjmą, to możecie być w związku i mieć no... innych partnerów teoretycznie, bo nic was nie wiąże tak jak by odgórnie, prawnie... no i rada nie uznaje rozwodów, no, chyba że coś bardzo poważnego się stanie, to można się starać o amnestie, czyli zapomnienie o związku. Jednak z tego, co wiem, to bardzo mało razy to się zdarzyło, może cztery czy pięć w ostatnim stuleciu.

— Okej, rozumiem, coś jak mugolski ślub, no ale nie wiem, czy Sam też tak uważa, co do innych partnerów... no i nie wiem, czy mi się to do końca podoba...

— Na te pytania Ci nie odpowiem... nie wiem co on o tym myśli ani tym bardziej czy Tobie to odpowiada...

— Wiem, ale dzięki i za to, nie koniecznie mnie to pocieszyło, ale ciut podniosło na duchu.

— Spoko, no ale, tak między nami, jak było? — spytał lekko, jakbyśmy dyskutowali o doborze soku do posiłku. 

— C...co?

— No, wiesz... podobało Ci się?

— No, ja byłam już z Draco przecież, więc wiem, jak to jest się z nim całować...

— I jak to jest?

Spojrzałam na niego. Jego policzki były nieco zaróżowione, ale uznałam, że to sprawka mrozu.

— Miło, nawet bardzo... ale chyba nie mam już w moim sercu miejsca na to uczucie do niego. Jestem z Samuelem i jest dla mnie ważny bardzo. Miałam masę wątpliwości, jak dowiedziałam się o uroku jaki ciążył na Draco ale za pomocą artefaktu rozwiałam je. Kocham go tak, jak przyjaciela, jedyne co mogłoby nas łączyć, według ee... Pozwolenia sabatu czy jak to nazwać...

— Poglądu, może prędzej.

— Właśnie. No to według ich poglądu, tego, co oni uznają, za normalne, to mogłaby nas łączyć namiętność. Raczej sama przyjemność bez uczucia.

— Rozumiem.

Spacerowaliśmy dalej w milczeniu, gdy wielu uczniów świetnie bawiło się, jeżdżąc po zamarzniętym jeziorze, zjeżdżając na sankach czy rzucając się śnieżkami. Upomniałam jedną uczennicę, która rzuciła bryłką lodu w okno i tylko moja szybka reakcja powstrzymała szybę przed pęknięciem. Przypomniałam sobie opowieść Samuela, jak on został wmanewrowany w taki sam psikus jako mały chłopiec. Zatęskniłam za nim, jednocześnie poczułam się źle, po tym, co mu zrobiłam, nie zasłużył na to... uznałam, że dziś z nim porozmawiam, tym razem ja i będę chciała się przyznać, trudno, będzie, co ma być, nie chciałam kłamać, nie jemu.
Do zamku wróciłam po dwóch godzinach, kiedy zauważyłam, że wyszedł Draco i zaczął bacznie, jak na prawdziwego prefekta przystało, interesować się tym, co się dzieje. Minęłam go łukiem, ale wiedziałam, że mnie zauważył, jednak udał, że nie widzi, by uniknąć dodatkowych scen.

Wieczorem leżałam już w łóżku po gorącej kąpieli, ubrana w piżamę z flaneli i przykryta po samą brodę. Przez moment układałam sobie, co powiem w myślach, odetchnęłam głęboko, gotowa na najgorsze i zaczęłam medytować, by po chwili połączyć się z Samuelem.

Hej. Jak minął weekend?

Hej, jakoś a Twój?

No w sumie kiepsko, przegraliśmy mecz, no ślizgoni znaczy, strasznie się zachowali w stosunku do Rona, który debiutował, śpiewali okropną piosenkę, jaką Draco wymyślił. Po meczu Harry i George pobili się z nim. Zostali ukarani mają dożywotni zakaz grania w Quidditcha oni i Fred. Mówię Ci ta ropucha oszalała, może teraz sama decydować o karach i szlabanach. Draco wywinął się bez szwanku, oprócz kilku siniaków i innych po tej napaści na niego, ale sam ich sprowokował, był paskudny dla Harry'ego. Jak wróciłam, przemarzłam okropnie, wiesz, w końcu jest zima no i w dodatku emocji było tyle, że Henry i ja sądziliśmy, że będziemy musieli wyjść w trakcie meczu, ale dotrwaliśmy do końca. Później długo odpoczywaliśmy. Dziś zaś musiałam patrolować dziedziniec, pogoda dopisała, było szaleństwo śnieżki, sanki, jazda po jeziorze, ale nie nudziłam się, bo Henry mi towarzyszył, więc mogłam pogadać z nim.

Tak, no to ciekawy weekend.

Samuel milczał, leżał w łóżku, patrzył na palącą się świecę, Widziałam go jak bym stała obok jego łóżka. Czułam się fatalnie, odwlekając możliwie w czasie to, co musiałam mu powiedzieć.

Posuniesz się?

Po co?

No, chciałabym położyć się obok.

Wiesz, że Cię nawet nie widzę?

No tak, wiem, tłumaczyłeś mi jak to działa, a co mam użyć astralnej formy?

Nie, nie musisz, wiesz, że to męczące i ryzykowne.

No ale już raz mi się udało.

Wiem, ale to nie było kontrolowane, do dziś nie wiem jak dokładniej, udało Ci się wrócić. Przećwiczymy to innym razem i jak Ci się uda, to będziemy korzystać z tego.

Dobrze, to co posuniesz się czy nie?

Wiesz, śpiący jestem trochę.

A... rozumiem, przeszkadzam Ci.

Nie, po prostu chce mi się spać, to tyle.

Cassiuszu, obiecałeś mi szczerość, powiedz, czy coś jest nie tak? Mam takie wrażenie, że coś Cię trapi.

Samuel usiadł na łóżku.

Poczekasz chwilę? Wybiorę się do Ciebie astralnie, wolę mówić z Tobą twarzą w twarz w takiej sprawie.

Jasne, pewnie.

Czekałam w napięciu minęły 3 minuty i Sam był tuż przede mną, niczym duch, ale miał nie perłowy a turkusowy odcień.

Cześć — powiedziałam mentalnie by nie budzić Pansy.

Uśmiechnął się i rozejrzał.

Znów przemeblowane?

Tak, znów mamy pokój razem, tak już było pierwszego września i tak zostawiłyśmy. Położysz się obok mnie?

Jasne.

Posunęłam się a Cassiusz położył się obok. Nie poruszaliśmy ustami, ale słyszeliśmy się, to było nieco dziwne, ale po chwili przywykłam.

To powiesz mi, o co chodzi?

Cassie, byłaś o mnie zazdrosna jak widziałaś mnie z Vi tak?

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz