14. Obawy i prefekci.

21 5 0
                                    

— Wiedziałem! — wrzasnął Ron, młócąc powietrze rękami. — Zawsze wam się udaje!

— Byli zobowiązani uniewinnić was — powiedziała Hermiona, która, kiedy weszliśmy do kuchni, wyglądała stanowczo niewyraźnie od troski, a teraz trzymała trzęsącą się rękę ponad oczami. — Nie było żadnego przypadku przeciw wam ani jednego.

Sam podszedł i objął mnie unosząc do góry i wirując ze mną w jednym szybkim obrocie.

— Moja dziewczyna — szepnął mi do ucha, całując w nie lekko.

Uśmiechnęłam się do niego czując spokój i lekkość.

— Mimo to wszyscy wyglądacie, jakby wam nagle ulżyło, zważywszy, że wszyscy wiedzieliście wcześniej, że wyjdziemy z tego. — zaśmiał się Harry a ja mu zawtórowałam.

Pani Weasley wycierała twarz w fartuch, a Fred, George i Ginny wykonywali coś na kształt wojennego tańca do piosenki, która szła:

— Wyszli z tego, wyszli z tego, wyszli z tego...

Pansy śmiała się wesoło do mnie, próbując się do nas dopchać zza stołu.

— Dość tego! Uspokójcie się! — krzyknął pan Weasley, mimo że i on się śmiał — Słuchaj, Syriusz, Lucjusz Malfoy był w Ministerstwie...

— Co? — spytał ostro tata, który teraz mnie obejmował.

— Wyszli z tego, wyszli z tego, wyszli z tego...

— Bądźcie cicho, wy tam! Tak, widzieliśmy jak rozmawiał z Knotem na Poziomie Dziewiątym, a potem razem poszli na górę, do gabinetu Knota. Dumbledore powinien o tym wiedzieć.

— Absolutnie — powiedział tata. — Powiemy mu, nie martw się.

— Cóż, lepiej już pójdę, na Bethnal Green czeka na mnie wymiotująca toaleta. Molly, ja będę późno, zastępuję dzisiaj Tonks, powinna zaraz wpaść tu, żeby się przespać, ale być może Kingsley wpadnie na kolację...

— Wyszli z tego, wyszli z tego, wyszli z tego...

— Dość już tego! Fred! George! Ginny! — powiedziała pani Weasley, kiedy pan Weasley opuścił kuchnię. — Cassie, Harry, kochani, chodźcie tu i usiądźcie, zjedzcie jakiś lunch, prawie nie jedliście śniadania.

Ron i Hermiona usadowili się naprzeciwko nas, Sam usiadł tuż przy mnie po lewej stronie, a Pansy po prawej, objęła mnie.

— Cieszę się, że już po wszystkim.

— Ja też, uwierz mi, byłam kłębkiem nerwów.

— A jak Twój żołądek?

— Ou... chyba nieco lepiej.

— Cassie — nachyliła się bliżej mnie, tak bym tylko ja mogła usłyszeć — a może Ty jesteś w ciąży?

Zakrztusiłam się sokiem dyniowym, jaki pani Weasley postawiła już w czarkach na stole przed nami a którego łyk zdążyłam upić. Spojrzałam na Pansy, na Samuela (ale ten był zajęty rozmową z Harrym) i znów na Pansy.

— Przepraszamy na moment — powiedziałam, wyciągając Pansy za rękę z kuchni do hallu.

— Pansy... można to jakoś sprawdzić?

— No, tak, ale nie tu... nie można nam czarować, może to zrobić mama Rona, albo, Twój tata, Sam albo bliźniacy....

— Nie, nie stop! Nikt z nich... cholera...

— Spokojnie, może to tylko nerwy... Może Hermiona coś wymyśli?

Spojrzałam na Pansy, nadal nie wierząc, że zaczęła się tak dobrze dogadywać z gryfonami.

— Okej, zaraz ją poproszę.

Wróciłam do kuchni, z każdym krokiem czułam się słabiej, musiałam się mocno pilnować, żeby nie położyć dłoni na brzuchu.

— Hermiono, mogę Cię prosić na moment?

— Tak, jasne — powiedziała, tłumiąc śmiech, który ogarnął wszystkich w kuchni — Co jest? — spytała, gdy wyszła już do mnie i Pansy.

— Widzisz... ja....

— Myślę, że Cassie może być w ciąży — powiedziała cicho, ale dobitnie Pansy.

— Co?! — Hermiona zatkała dłońmi usta.

Babka zachrapała głośniej z portretu na piętrze, gdy spojrzałyśmy na nią po głośnej reakcji Hermiony.

— No, to możliwe — powiedziałam cicho patrząc na jej zdziwioną minę.

— Ja, nie wiem, jak możemy to sprawdzić, nie tu, nie bez magii, szkoda, że nie mam mugolskiego testu, ale... no nie mam.

— Ta, ja też o nich nie pomyślałam latem, cóż, chyba będę to musiała nadrobić przy najbliższej okazji.

— Słuchaj może poproś mamę Rona panią Weasley?

— Zwariowałaś? — spytałam spokojnie — Pamiętasz swoje małe jajeczko? Pamiętasz, jak miałam z Samem przyzwoitkę na kilka pierwszych nocy tutaj? Chyba by zemdlała na samą prośbę o pomoc przy tym.

— Cóż, no tak, możesz mieć rację.

— Cześć dziewczyny, o czym plotkujecie? — podskoczyłyśmy na dźwięk znajomego, lecz niespodziewanego głosu.

— Dora! Chwała Merlinowi! — powiedziałam obejmując ją.

— Też się cieszę, że was widzę — powiedziała obejmując mnie z lekko zdziwioną miną.

— Coś się stało?

— Mamy nadzieję, że jeszcze nie — powiedziała Pansy.

— Chodź ze mną, proszę, wszystko Ci wyjaśnię, ale nie tu okej?

— No dobrze...

— Idziemy z wami — powiedziała Hermiona.

— Muszę to zobaczyć — dodała Pansy i wszystkie cztery weszłyśmy po schodach do zajmowanej przeze mnie i Samuela sypialni.

— No okej, mówcie, o co chodzi?

— No, sądzę, że mogę być w ciąży — powiedziałam zaciskając powieki — okres spóźnia mi się o... — zastanowiłam się — o tydzień — dodałam, a wszystkie trzy głośno wciągnęły powietrze.

— Garbate gargulce. — tylko tyle wydusiła Tonks — Okej, zaraz sprawdzimy, tylko musisz mi odsłonić nieco brzuch — potarła dłonie — ostrzegam, że mam chłodne dłonie, może być nie przyjemnie.

— Jaasne — powiedziałam.

— Jak to będzie wyglądać? — spytała Pansy.

— Położę dłoń na jej brzuchu, wypowiem zaklęcie i jeśli jest w ciąży, to poczuję mrowienie, w późniejszym stadium ciąży słychać nawet dźwięk bicia serca dziecka. Gotowa Cassie?

Pokiwałam głową. Dora przyłożyła faktycznie chłodną dłoń do mojego brzucha i szepnęła:

— Conceptus revelare.

Nic nie poczułam, ale i też nic nie usłyszałam, czekałam więc co powie.

— Nie... (drzwi otworzyły się) jesteś w ciąży — dokończyła Dora zabierając dłoń z mojego brzucha gdy do środka wszedł zdziwiony Samuel. Spojrzał na nas wszystkie, analizując, co usłyszał i zobaczył.

— Tooo my tego... no.... zostawimy was... samych — powiedziała Dora wychodząc pospiesznie, a tuż za nią poszły Hermiona i Pansy.

— Cassiuszu? — powiedziałam niepewnie, patrząc na niego. Jego mina wyrażała ogromne zdziwienie, ale i radość.

— Jesteś w ciąży? — spytał niepewnie.

— Nie, nie jestem. Usłyszałeś drugą część zdania Dory. — patrzyłam na niego uważnie i dodałam, gdy milczał — Nie jestem w ciąży, ale, sądziłyśmy, że mogę być.

Pokiwał głową, podszedł do mnie, objął i pocałował w głowę.

— Szczerze powiem, że o tym samym pomyślałem rano, ale nie chciałem Cię niepokoić przed przesłuchaniem.

— Ou... a mnie nie przyszło to do głowy, póki Pansy mi tego nie zasugerowała. Okres spóźnia mi się o tydzień, ale teraz wiem, że to przez nerwy.

— Tak, to tylko to. — uśmiechnął się lekko — Cassie, chciałabyś mieć dzieci?

— No... tak, jasne... ale może po szkole, jak znajdę pracę i usamodzielnię się, wiesz, mieszkanie, praca i w ogóle.

— Nie no, jasne, rozumiem.

— A Ty?

— Tak. Chciałbym i to więcej niż jedno. Cóż, myślę, że jedynacy nie mają tak kolorowo jak się przypuszcza. Jak patrzę na rodzinkę Weasleyów to trochę im zazdroszczę. Owszem, kłócą się i nie raz doprowadzają matkę czy ojca do szału, ale kochają się i mają siebie. Jeśli przyszłoby co do czego, mogą na siebie liczyć. Są sobie bliscy lubią wspólnie spędzać czas, a jedynak, ma trochę gorzej w tej kwestii.

— Nie musisz mówić nic więcej, mam takie samo zdanie co Ty. Też nie chciałabym, by moje dziecko było samo jak ja kiedyś.

Samuel objął mnie czule, wtuliłam się w niego, wdychając słodki, kojący zapach mlecznej czekolady z orzechami, jakim pachniał.

— To, co powiesz na taką siódemkę jak rodzeństwo Weasley?

— Oj, nie zapędzasz się? — zaśmiałam się — w sumie, jeśli będziemy nadal w tak dynamicznym związku, to myślę, że możemy nawet mieć więcej niż ta siódemka.

Samuel zaśmiał się i pocałował mnie, a ja odpowiedziałam na to, gładząc go po szyi.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz