Rozdział 6

30.6K 1.7K 137
                                    

Sofii

        Dzwonek oznaczający koniec lekcji rozbrzmiał po całej szkole. Wszyscy od razu wybiegali radośnie z budynku. Każdy pewnie miał plany na popołudnie, by spotkać się z przyjaciółmi czy też drugą połówką.

        Tylko ja wolnym krokiem opuściłam budynek. Chłodny wiatr od razu zaatakował moją twarz, a ja szczelnie okryłam się swoim swetrem. Z racji chłodnego dnia nie musiałam ukrywać blizn pod bransoletkami.

        Szczelnie owinięta swetrem ruszyłam przed siebie. Co do Willa, to od soboty go nie widziałam. Czyżby poddał się szybciej niż myślałam? Co prawda John wspominał coś, że blondyn nie może przyjść, ale nie za bardzo go wtedy słuchałam. Co do mnie, no cóż... nic się nie zmieniło.

        Wiatr zawiał silnie, przez co do oczu wleciało mi kilka ziarenek piasku. Zatrzymałam się gwałtownie i zamrugałam, starając się pozbyć nieznośnych ziarenek z oczu.

        – Sofii – Usłyszałam znajomy głos i poczułam rękę na swoim ramieniu.

        Gwałtownie się odwróciłam i napotkałam przed sobą szeroki uśmiech. Czekoladowe tęczówki wpatrywały się we mnie z radością. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że ma na sobie czarne rurki, a do tego białą koszulkę. Ja się pytam, jak mu nie jest zimno?

        – Chciałem cię przeprosić, Sofii. Ale to naprawdę była kryzysowa sytuacja... i nie byłem w stanie przyjść – mówił, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

        – Rozumiem. Nic się nie stało. Przecież nie masz obowiązku wiecznie ze mną siedzieć. – Wyszeptałam cichutko. Zawsze tak jest, gdy tylko się odzywam, mój głos automatycznie się załamuje. Tak jakbym bała się, że powiem coś nie tak i stare czasy powrócą.

        Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, tak jakby odetchnął z ulgą, że nie jestem na niego zła. Ale o co miałabym być zła? Przecież nie jest mój na wyłączność. W sumie, gdyby nie chciał, to w ogóle nie musiałby mi pomagać.

        A tak z drugiej strony to ma piękny uśmiech. Zaraz. Co? Nie, ja tego nie pomyślałam.

        – Jadłaś coś dzisiaj? – spojrzał na mnie badawczo, zadając pytanie.

        – Tak – powiedziałam cichutko i spuściłam wzrok. No cóż, nie okłamałam go. No może tylko nie powiedziałam, co później stało się z tym jedzeniem.

        Gdy przez kilka minut nie odezwał się słowem, podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Blondyn tylko patrzył na mnie z nieodgadnioną miną. Wiedział. Zresztą, pewnie nie trudno było się nie domyślić.

        Już byłam gotowa pójść w drugą stronę, nie miałam zbytniej ochoty na dalszą rozmowę, zresztą jak zawsze. Jednak moje zamiary przerwał mi to kobiecy głos.

        – Will, co tutaj robisz? – oboje spojrzeliśmy w stronę dobiegającego głosu

        Obok pojawiła się czarnowłosa dziewczyna. Jane. Skąd on ją zna?

        – Ooo, Sofii, hej – powiedziała radośnie i uśmiechnęła się do mnie. Jak zawsze pełna optymizmu.

        – Wy się znacie? – spytał Will i przesuwał wzrokiem od Jane do mnie.

        – Chodzimy do jednej klasy – udało mi się wydukać, czując nagłe skrępowanie.

        Uwierzcie, to nie jest dla mnie takie proste w czyimś towarzystwie.

Napraw mnie [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz