Rozdział 24

25.4K 1.3K 113
                                    

Sofii

        Ze snu obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz. Na moich ustach od razu pojawił się leciutki uśmiech, który niestety po chwili znikł. Miejsce obok było puste...

        Czyżby jednak Will po tym, co wczoraj mu opowiedziałam, nie chciał mnie znać? Ta myśl boleśnie uderzyła w moje serce i na kilka sekund pozbawiła mnie oddechu. Nie żałowałam, że powiedziałam mu o wszystkim, ale bałam się, że wczorajsza obietnica o chęci pomocy mi jest już nieaktualna.

        Zapewne dręczyłabym się tymi myślami dłużej, ale w następnej chwili drzwi zaskrzypiały, ukazując uśmiechniętego chłopaka. Mój humor od razu się poprawił. Jak to możliwe, że jedna osoba może uczynić cię szczęśliwą nawet w najgorszych sytuacjach?

        Byłam tak zaaferowana obecnością blondyna, że dopiero gdy usiadł na moim łóżku, zobaczyłam co trzyma w rękach. Mój uśmiech od razu opadł w dół, gdy na szafce nocnej postawił miseczkę wypełnioną jogurtem i musli z kawałkami owoców.

        Nie, nie mogę. Nie chce tego jeść. Nie chcę być znowu gruba...

        – Sofii, musisz coś zjeść. Chociaż troszkę. – Spojrzał na mnie troskliwie i pomasował lekko moje małe dłonie.

        Chaotycznie zaczęłam kręcić głową na znak zaprzeczenia, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Całe moje ciało się trzęsło. To wszystko było dla mnie zbyt dużo.

        Sen. Nawrót. Powrót do wspomnień. To wszystko skumulowało się i uderzało we mnie raz za razem z siłą bomby atomowej. Rozrywało mnie na kawałeczki, których nie potrafię pozbierać do kupy.

        – Cichutko, jesteś bezpieczna. Nic ci się nie stanie.

        Will kołysał mną lekko, próbując mnie uspokoić. Jego bliskość dawała mi pewnego rodzaju ukojenie, ale niestety to nie zmieniało faktu, że dalej jestem kompletnie zagubiona i bezradna. Momentami czułam się jak dziecko błądzące we mgle, nieumiejące znaleźć z niej wyjścia. Nie potrafiłam wybrnąć z tego, w co się wpakowałam.

        Blondyn odsunął się ode mnie i nałożył jedną łyżkę musli.

        – Nie chcę – wyszeptałam, patrząc na niego błagalnie.

        – Chociaż troszkę, maleństwo – wyszeptał równie cicho.

        Przysunął łyżkę bliżej moich ust, a ja pokręciłam przecząc głową. Drugą dłonią pogładził lekko mój policzek, a potem złapał delikatnie moją dłoń.

        – Tylko kilka łyżek maleństwo. Nie rujnujmy tego co już osiągnęliśmy – wyszeptał, gładząc moją dłoń.

        Zalewając się łzami, z ogromnym trudem połknęłam odrobinę pokarmu. Czułam jak żołądek zawiązuje mi się w supeł. Miałam ochotę to wypluć, ale nie chciałam go ranić. Widziałam, jakie jest to ważne dla blondyna. 

        Nie potrafiłam uwierzyć, że dla kogoś mogłabym być ważna.

        Po półgodzinnej męczarni udało mu się we mnie wcisnąć jeszcze trzy kolejne łyżki. Potem dał za wygraną. Wiedział, że więcej nie dam rady, bo mogłoby to skutkować moimi wymiotami. Ostatnimi czasy nie jadłam prawie wcale, więc mój żołądek niezbyt dobrze reagował na dostarczane mu jedzenie.

        – Będziemy stawiać małe kroczki. Obiecuję, że wszystko się ułoży. Jestem z ciebie dumny, że zjadłaś chociaż troszkę. Pamiętaj, małe kroczki. – Posłał mi delikatny uśmiech i przytulił do swojego torsu. Znowu czułam się bezpieczna. – A teraz musisz się uszykować, bo gdzieś cię zabieram – powiedział tajemniczo.

Napraw mnie [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz