Rozdział 38

21.4K 1.4K 284
                                    

Sofii

        Od bankietu charytatywnego minęły trzy miesiące. Zaczęła się szkoła, ale nie ubolewałam już tak nad tym. Miałam Jane, która bardzo mi pomogła, udało mi się nawet zakolegować z paroma osobami. Oczywiście dzięki niej. Z dnia na dzień byłam coraz bardziej otwarta i uśmiechnięta. Wszystko szło w dobrą stronę. Miałam najwspanialszego chłopaka na ziemi, przyjaciółkę, kochającego brata i jego dziewczynę. Czego chcieć więcej?

        Ostatnio nawet odwiedziłam kilka razy grób mamy i wiem, że na pewno cieszy się moim szczęściem.

        Wraz z Jane opuściłyśmy mury szkoły. Dzień był wyjątkowo słoneczny, a ja uwielbiałam taką pogodę.

        – Niech zgadnę, idziesz do mojego braciszka – zaśmiała się Jane.

        – Zgadłaś – uśmiechnęłam się lekko.

        – No tak, zapomniałam. Nie widzieliście się całe osiem godzin – zaczęła się ze mnie śmiać.

        – Ej! – uderzyłam ją w ramię. – Jak się zakochasz, to zrozumiesz – wytknęłam na nią język.

        – Tak, tak wiem. Tylko wiesz... nie chcę jeszcze zostać ciocią.

        – Nie denerwuj mnie. Kiedy wreszcie skończysz? – powiedziałam zawstydzona.

        – Nigdy. Będę Ci przypominała do końca życia.

        I tak to właśnie z nią jest. A o co chodzi? Jakiś miesiąc temu... jakby to powiedzieć, kochałam się z blondynem i cholera to było coś cudownego. Był taki troskliwy i czuły. Co prawda na początku trochę bolało, ale potem była tylko zniewalająca przyjemność. I za żadne skarby nie zmieniłabym tamtego momentu. Niestety następnego dnia jego siostra zobaczyła, że nieco dziwnie chodzę. No i dodała dwa do dwóch. Od tamtego dnia co chwilę mówi nam, że nie chce zostać ciocią, a ja za każdym razem rumienię się z tego powodu.

        – Dobra już dam ci spokój, bo jak Will się dowie, to dostanę ochrzan – zaśmiała się.

        – Co ja z tobą mam, Jane? – pokręciłam głową.

        – Przyjemność – zaśmiała się, a ja zgromiłam ją wzrokiem i ruszyłam w stronę kliniki.

        Po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce i ruszyłam w stronę odpowiedniego gabinetu. Po drodze witałam się z większością personelu. Przez ten czas zdążyłam poznać wielu z nich. I mogłam przyznać, że blondyn ma tu naprawdę super towarzystwo.

        Uśmiechając się lekko, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Will od razu mnie dostrzegł i po sekundzie znajdowałam się w jego ramionach. Całowaliśmy się zachłannie, jakbyśmy nie widzieli się co najmniej miesiąc, ale co ja poradzę. Przy nim nie da się inaczej.

        Przygryzłam jego wargę i odsunęłam się lekko.

        – Nie rób tak, bo zaraz się nie opanuje – wyszeptał.

        – Zboczeniec – pacnęłam go w ramię. – Tęskniłam – dodałam cicho.

        – Ja też, maleństwo. Cholernie mocno – pocałował mnie w czoło, na co się uśmiechnęłam.

        – Idziemy? – spytałam uśmiechnięta.

        – Tak i zabieram cię na obiad, maleństwo.

        – Z tobą zawsze – powiedziałam.

        Złapał moją dłoń i ruszyliśmy w stronę windy. Lubiłam, gdy trzymał moją dłoń. Moja taka malutka, a jego duża i silna. Zresztą to zupełnie tak jak w życiu.

Napraw mnie [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz