Rozdział 28

25.2K 1.3K 66
                                    

Sofii

        Do miseczki z jogurtem wsypałam trochę musli z kawałkami owoców, a następnie powoli zaczęłam konsumować przygotowany posiłek. Tak, jadłam i to samodzielnie. Oczywiście nie były to duże porcję, ale to zawsze coś. Zwłaszcza jak na mnie i moje możliwości.

        Miałam motywacje, by wyzdrowieć, miałam Willa. Od tygodnia byliśmy razem i to było cudowne siedem dni. Tak jak obiecał, robił wszystko, żebym była szczęśliwa. A muszę przyznać, że idealnie wykonał swoją obietnicę, bo dzięki niemu coraz częściej się uśmiechałam. Natomiast jeśli chodzi o Johna, to tak jak postanowiliśmy, na razie o niczym nie wie. Tak będzie lepiej, jak na razie, a przynajmniej tak mi się wydaje.

        Po chwili obok mnie usiadł wcześniej wspomniany chłopak, jednocześnie przerywając moje rozmyślania.

        – Wyspałaś się? – spytał John, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Wczoraj dość późno wróciłaś.

        – Zasiedzieliśmy się z Willem – odparłam, niepewnie przegryzając wargę.

        – Cieszę się.

        Zdezorientowana spojrzałam na brata.

        – Cieszę się, bo wiem, że to ci pomaga. Widzę jak z dnia na dzień, wraca moja dawna siostrzyczka. Nawet nie wiesz jak cudownie patrzeć jak jesz i jak powoli wracasz do formy.
Wzruszona jego słowami przytuliłam się mocno do jego ciała. Był drugą osobą, przy której czułam się bezpiecznie.

        – Teraz już będzie dobrze. Obiecuję – posłałam mu delikatny uśmiech.

        – Czyżbym przeszkodził w jakimś rodzinnym momencie? – Usłyszałam tak dobrze znany mi głos.

        Automatycznie odwróciłam się w jego stronę i szeroko się uśmiechnęłam. Blondyn spojrzał mi w oczy i puścił do mnie oczko. Miałam ogromną ochotę podejść do niego i wpić się w jego usta, by znowu poczuć ich smak.

        – Część stary. – Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero John witający się z blondynem.

        – Mam wolny weekend, więc wpadłem. – Uśmiechnął się brązowooki. – No i mam sprawę do Sofii.

        – Do mnie? – spytałam zdziwiona. Co on wykombinował? Mam się bać?

        Bez słowa podszedł do stołu, przy którym siedzieliśmy i wręczył mi dużą brązową kopertę. Mogłam zobaczyć, że jest lekko zdenerwowany, ale czym?

        Niepewnie chwyciłam kopertę i po chwili wahania otworzyłam ją. Wyjęłam pierwszą stronę i zaczęłam ją uważnie czytać. Nie, to niemożliwe. To jakaś pomyłka...

„Chcielibyśmy uprzejmie Panią poinformować, iż po zapoznaniu się z wysłaną nam twórczością chcielibyśmy podjąć współpracę i wydać Pani książkę.
Będziemy ogromnie zaszczyceni, jeśli postanowi Pani zawrzeć z nami umowę.
Z poważaniem Jack Sprouse
Dyrektor wydawnictwa Fly".

        W środku znajdowała się jeszcze umowa. Wpatrywałam się w kartkę niedowierzająco. Jak to możliwe? Przecież... przecież ja nigdzie nie wysyłałam swojej książki.

        – Wiem, że możesz być na mnie zła i masz do tego pełne prawo. Wiem, że nie powinienem wykradać twojej książki. – Blondyn zagryzł nerwowo wargę, spoglądając na mnie niepewnie.

        – Zaraz, jakiej książki? – John próbował się czegoś dowiedzieć, ale żadne z nas mu nie odpowiedziało.

        – Po prostu... nie mogłem patrzeć, jak marnujesz swój talent. Mówiłaś, że to twoje marzenie. A wiem, że sama byś się nie odważyła, bo zbyt bardzo się bałaś. Jedyne, o co proszę, to żebyś mi wybaczyła – zakończył niepewnie.

Napraw mnie [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz