Rozdział 12

26.1K 1.5K 184
                                    

Will

        Pędem wbiegłem do łazienki i od razu zacząłem walić w drzwi od kabiny, które jako jedyne były zamknięte. W takiej sytuacji tylko tam mogła być blondynka.

        – Sofii, proszę otwórz – powiedziałem łagodnie, opierając czoło o drzwi.

        Niestety jedyne co usłyszałem to cichutki płacz. Bałem się o nią. Cholernie mocno się bałem.

        Po drodze Jane opowiedziała mi o wszystkim. I szczerze to miałem ochotę udusić Lauren, za to, co powiedziała. Rozumiem, że wkurza ją fakt, że jej nie chce. Jednak to nie powód, by wmawiać Sofii takie rzeczy. Okej, może nie wie o problemach niebieskookiej, jednak to w żaden sposób jej nie usprawiedliwia. Dlaczego powiedziała jej tak perfidnie kłamstwa? Jakim prawem mówi takie rzeczy komukolwiek?

        – Maleństwo, nie bój się. Chcę tylko z tobą porozmawiać – powiedziałem cicho.
Lekko pukałem w drzwi, nie chcąc jej wystraszyć swoim gwałtownym zachowaniem.

        W końcu, po kilku minutach drzwi lekko się uchyliły, a ja zobaczyłem skuloną Sofii. Szybko ukucnąłem obok niej i przytuliłem mocno, pocierając lekko jej plecy. W tym momencie znów była moim małym, bezbronnym maleństwem.

        Zaraz, moim? Nie, o czym ja w ogóle myślę...

        Gdy blondynka wreszcie się uspokoiła, delikatnie przetarłem jej oczy z zaschniętych łez. W końcu musiałem zadać najtrudniejsze pytanie. Uwierzcie, sam strasznie bałem się odpowiedzi.

        – Sofii, czy ty... – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo dziewczyna gwałtownie pokiwała przecząco głową.

        – Nie zwymiotowałam... ja nie miałam czym – wyszeptała cicho, jakby bała się własnych słów, a raczej mojej reakcji.

        Zaraz, zaraz jak to nie miała czym?

        – Ale mówiłaś, że jadłaś – powiedziałem i spojrzałem jej głęboko w oczy.

        – Ja ... skłamałam. Przepraszam – z jej ust wydobył się drżący głos.

        Naprawdę, chciałem być zły. Przecież mnie okłamała. Wmówiła, że jadła i że wszystko jest w porządku, a skoro mam jej pomóc to musi być ze mną szczera... Bez tego ani rusz.

        Jednak jakoś nie potrafiłem się na nią złościć, a jeszcze bardziej dobijał mnie fakt, że teraz była tak przygnębiona. Jak mógłbym teraz na nią krzyczeć czy być złym?

        – Jest okej – zapewniłem. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i jeszcze raz mocno przytuliłem. Chciałem, żeby czuła się bezpiecznie. Żeby wiedziała, że ma we mnie wsparcie i w żadnym wypadku się na nią nie gniewam. – Chodź, pojedziemy już stąd – dodałem i podniosłem ją do góry, a następnie zaprowadziłem do samochodu.

        Gdy tylko tam dotarliśmy, zamknąłem za nią drzwi samochodu i odwróciłem się do siostry.

        – Wiem, że miałaś iść do koleżanek, ale możesz chwilę zostać z Sofii? Za moment wrócę – zapewniłem.

        – Oczywiście. Przecież to moja wina... Gdybym nie wymyśliła tej głupiej szopki, nic by się nie stało – powiedziała ze smutkiem.

        Jeszcze tego by brakowało, żeby Jane zaczęła się obwiniać o całą sytuację...

        – To nie twoja wina, siostrzyczko – zapewniłem ją i posłałem delikatny uśmiech.

Napraw mnie [ZOSTANIE WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz