Rozdział 17.

649 33 99
                                    

- Co jest z Evans'em? Czemu ma depresje? - rzucam torbę z książkami na swoją ławkę, patrząc wyczekująco na Eric'a, który siedzi obok. Ten jedynie wzrusza ramionami.

- Przed szkołą gadał coś, że boi się, że Boska Ręka jest niewystarszająca. - z westchnięciem opadam na krzesło - A ty co?

- Nie chciałam być depresyjna, ale skoro największy optymista w tej szkole może, to ja też będę. - kładę czoło na ławce i przymykam oczy, delektując się jej przyjemnym zimnem - Trening o tej co zawsze, czy przełożył go? - przekręcam lekko głowę, by móc na niego spojrzeć.

- Gdyby przełożył trening, ozanaczałoby to, że jest z nim naprawdę źle. - kładzie czoło na ławkę tak jak ja - Jak wszyscy są depresyjni, to wszyscy.

- Jak to wszyscy? - unoszę brew, na co chłopak lekko się unosi i najpierw skiwa głową na Sharp'a przed nami, który siedzi z zkrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma i spuszczoną głową w dół, a potem na Axel'a, który równie przygnębiony, patrzy na widok za oknem - Oł, nie widziałam ich wcześniej. Oby nie odbiło to się na ich grze.

***** ***

- Jest źle.

- Jest bardzo źle. - odpowiada mi Eagle.

Stoimy w domku klubowym, w którym zebrała się Święta Trójca, by razem siedzieć przy stole i zachowywać się, jakby ktoś umarł.

- O, ale macie tu grobową atmosferę. - przyłącza się do nas Bobby. Skąd on się w ogóle tu wziął?

- Trening powienien się już zacząć... - przechylam głowę w lewo, obserwując ich zerową reakcję - Okej, czyli treningu nie będzie?

- Podobno masz problemy z Boską Ręką. - wcina się Bobby, za co dostaje z łokcia w brzuch. Mark uderza głową o zeszyt dziadka, na co całą trójką się krzywimy. Jest z nim gorzej niż myślałam.

- Jude, jako jedyny wyglądasz na optymiste - zaczyna Axel, a ja powstrzymuje się od parsknięcia. Sharp i optymizm? To się nie łączy - Powiedz, tylko tak szczerze. Czy jest szansa, aby Boska Ręka zatrzymała ich strzały? - coś czuje, że ta rozmowa wcale nie pomaga Markowi.

- Nie mam pojęcia. Nie rozumiem skąd się bierze ogromna siła drużyny Zeusa. - spuszcza głowę w dół.

- Doping? - unoszę brew, a ci patrzą na mnie jak na psychopatke - No co? Widziałam ich gre. Żaden normalny nastolatek nie ma takiej siły. - prycham.

- Lindsay, żaden nastolatek nie przyjmie dopingu w takim wieku. - mówi Mark, unosząc głowę z blatu - To by było zbezczeszczenie tak wsapniałego sportu.

- Mark, nie każdy kocha piłkę nożną tak samo jak ty i nie każdy ma takie same poglądy odnośnie jej. Poza tym, na świecie jest dużo złych ludzi. A oni naprawdę nie grają normalnie. - wzruszam ramionami. Może i moja sugestia jest absurdalna, bo kto w tak młodym wieku niszczyłby sobie zdrowie, dla wygranej w jakimś konkursie, ale to jedna z najprawdopodobniejszych opcji.

- Boje się, że Boska Ręka nie zatrzyma strzałów Zeusa. W meczu przeciwko Kirkwood zatrzymałem Trójkąt Z tylko dzięki pomocy Jack'a i Todd'a. Nie mogę ciągle liczyć na to, że będą mi pomagać. - chłopak całkowicie olewa temat dopingu, wgapiając się w swoją dłoń. Wygląda jakby miał Flashbacki z 1941 roku.

- To oczywiste, że na bramce nie staną trzy osoby, ale obrona ci pomoże. - wtrąca Eric, a ja kiwam głową, zgadzając się z nim.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz