Rozdział 46.

454 37 101
                                    

Gazelle będzie mężczyzną, bo żyjemy w państwie demokratycznym, a tak zagłosowała większość 🤝

Wróciliśmy. Stałam na boisku, tym przy rzece i cieszyłam się, choć przepełniał mnie lęk. Lęk o to, co zastanę w domu. Mogłam kochać plażę, wodę, wyspy i Okinawę, ale jednak dom to dom, nie ważne, jak zły.

Poza tym, mówi się, że dom jest tam, gdzie serce. A moje serce zdecydowanie należało do mich przyjaciół. Oczywiście nie powiedziałabym tego im, ani nikomu innemu. Nawet sobie, nie na głos. Na zewnątrz nadal skrywałam pozory oziębłej suki, jak to czasem nazywali mnie ludzie.

- Czas spotkać się z bliskimi! Długo nas nie było. - rzucił Mark, patrząc na nas uważnie.

- Tak długo, że nie wiem, czy poznam rodziców. - zażartowała Silvia. Westchnęłam, spoglądając w bok.

- A ja nie wiem, czy rozpoznam swoją rezydencję. - odpowiedziała jej całkowicie poważna Nelly. Przewróciłam oczami, słysząc te bzdury. Jebana materialistka.

Poczułam delikatny dotyk na plecach. Odwróciłam lekko głowę, by zobaczyć stojącego obok Jude'a.

- Możemy iść do domów, pani trenerko? - spytał Mark.

- Jasne, daje wam dzisiaj wolne do końca dania. - odpowiedziała, a po drużynie rozniosły się westchnienia i takie tam. Ewidentnie się cieszyli.

- Hej, chwilunia. A co ja mam teraz robić? - odezwał się nagle Harley. Przypomniałam sobie, że teraz w drużynie mamy osoby, które nie są z Inazuma Town.

- Możesz pójść do domu ze mną. Moja mama robi genialne jedzenie, pokochasz je. - Mark posłał mu szeroki uśmiech, a ja pokiwałam głową, wspominając kolacje u Evansów.

Nagle z nieba spadła piłka, która po zderzeniu z ziemią rozbłysła światłem tak jasnym, że aż musiałam zakryć oczy. Spodziewałam się, że kiedy je odkryję, ujrzę całą drużynę tych przebierańców, ale wcale tak nie było. Tym razem wysłali wiadomość.

- Witam Jedenastkę Raimona. Tu drużyna Daimon Dust. Będziemy na was czekać na stadionie Strefy Futbolu. Jeśli sie nie pojawicie, zniszczymy losowe części Tokio, bez powodu.

- To szaleństwo! - krzyknął kapitan i spojrzał na Linę, czekając na to, co ona powie. Ta marszczyła tylko brwi.

- Jasne, że tak. - poprał go Jude, przyciskając rękę do moich pleców odrobinę mocniej, więc ja automatycznie zrobiłam to samo, kiwając głową. Choć nie byłam pewna, czy oni przypadkiem nie blefują. To znaczy, jasne, zniszczyli wiele budynków, ale czemu mieliby losowo niszczyć Tokio?

- Mogą skrzywdzić tysiące ludzi! - wydarł się spanikowany Willy.

- Odwołuje wolne, kierujemy się na stadion. - zarządziła trenerka, więc wszyscy wpakowaliśmy się z powrotem do autobusu.

Droga minęła wszystkim w ciszy i bardzo szybko - stadion nie był daleko. Weszliśmy na niego bez większych problemów. Musieliśmy być pierwsi, bo nikogo na nim nie było.

- Musimy być uważni. Nie wiemy czym są, ani jak grają. Będziemy musieli się dostosowywać. Grasz dziś Axel. Będziesz naszym głównym napastnikiem. Na pewno będą starali się go kryć, dlatego starajcie się podawać mu piłkę, a jeśli nadarzy się okazja, strzelajcie. - mówiła, kiedy staliśmy gotowi przed ławką. Daimon Dust w końcu się pojawili. To dopiero oziębłe suki. Jestem pewna, że widziałam śnieg.

- Jesteśmy mistrzowską drużyną ak-

- Akademii Aliusa, mamy się was bać, zniszczycie nas, bla, bla, bla. Już to przerabialiśmy, mało kreatywne z waszej strony. - przerwałam mu, przewróciłam oczami i podrapałam się po czole, znudzona. Po tylu meczach z tymi klaunami wiedziałam, że niczego poważniejszego niż kontuzja, ale tylko, jeżeli się o nią proszę, nie byli mi w stanie zrobić. Bo co, rzucą na mnie zaklęcie, oślepią tym swoim światłem, czy omiotają dymem?

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz