Rozdział 29.

615 41 43
                                    

Mecz z Epsilonem trwał trzy minuty. TRZY MINUTY. Tyle zajęło im pokonanie nas.

Ale przynajmniej odkryliśmy, że mały, denerwujący krasnal, zwany Scottym, ma jakieś umiejętności poza denerwowaniem wszystkich.

Nad ranem następnego dnia wsiedliśmy w piłkobus i ruszyliśmy do Inazumy.

- Ej słuchajcie, nie chce wam przerywać, ale... - zaczął Jack. Wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę.

- O co chodzi? - zapytał Kevin - Ja chyba śnie.

Wszyscy spojrzeliśmy tam, gdzie patrzył on. Na fotelu obok Jack'a siedział Scotty, śmiejąc się pod nosem.

- To są chyba jakieś żarty... - westchnęłam głośno, opierając czoło o zagłówek fotela.

- Musimy się zatrzymać! - krzyknęła trenerka. Tak jak powiedziała, tak się stało i po chwili staliśmy koło stacji benzynowej - Zostańcie tutaj. - rzuciła przez ramię, wychodząc z pojazdu.

- Nie bądźcie źli, w tamtej drużynie był za niski poziom. - rzuciłam spojrzenie chłopakowi, który cały czas śmiał się na tylnim siedzeniu. Pokręciłam głową, zmęczona jego zachowaniem - No co?

- Wyślijmy go paczkomatem do Klasztoru Boskości, proszę. - jęknęłam, załamana. Dlaczego ja? - Idealnie zmieści się do największej paczki.

- Ej, ej. Nie komentuj mojego wzrostu, bo sama masz jakieś 120cm. - prychnął, po czym znowu zaczął się śmiać.

- Nie 120, a 165. Nie moja wina, że w tej drużynie większość osób to jakieś giganty, co optycznie mnie zmniejsza. - zmrużyłam oczy, powoli się denerwując.

- Nie zmniejsza cię tylko optycznie, ty ogólnie jesteś niska. - zaśmiał się Eric, jakby właśnie opowiedział najzabawniejszy żart na świecie. Spojler, tak nie było.

- Ja mam go dosyć, jest beznadziejny! - krzyknął Tod. Pokiwałam głową, zgadzając się z nim.

- Aaaa! Co ty zrobiłeś!? - podbiegł do niego Willy i wyrwał mu z rąk jakąś figurkę. Scotty zaczął się chichrać - Ja się nie zgadzam, żeby ten koleś był w naszej jedenastce! Ja się na to nie zgadzam!

- Stary, to tylko głupia zabawka.

- Coś ty powiedział?!

- Jeszcze go nie przeczytałem! - Tod podniósł jakiś magazyn, komiks, czy cokolwiek innego, który był strasznie pomazany. Scotty ponownie zaczął się chichrać.

- Przeproś! - wtrąciła się Celia. Błagałam, aby to pomogło, bo chłopak był nie do wytrzymania - Przeproś wszystkich natychmiast, bo jeśli nie, to cię odeślemy. Nie będziemy się cackać!

- Tak, błagam, odeślijmy go... - westchnęłam do siebie, co spotkało się z cichym śmiechem Tori i Jude'a.

- Yy, ja... Przepraszam. - wymruczał tylko chłopak, zajmując pierwsze, lepsze siedzenie z brzegu, a ja aż otworzyłam szerzej oczy. Myślałam, że go się nie da ogarnąć, a jednak Celia miała takie umiejętności.

- Panowie, przecież przeprosił. No już, dajcie spokój. - bronił go Mark, a chłopaki przystanęli na jego słowa.

- Już możemy jechać. - do pojazdu weszła z powrotem trenerka.

- Ekstra! Odjazd na całego! - krzyknął Mark i ruszył do przodu, ale się przewrócił. Jego sznurówki były ze sobą związane, a Scotty chichrał się pod nosem - Nie ma się z czego śmiać.

***** ***

Jakiś czas później, po długiej drzemce, śmiałnia się i irytowania z żartów Scotty'ego oraz krótkiej pogawędce z Judem, naszą uwagę zwróciła na siebie trenerka, która dostała sms-a i przeczytała go na głos.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz