- Trenerko, zaczekajmy jeszcze chwilę! - powiedział Eric, kiedy Lina stwierdziła, że musimy jechać. Nie odzywałem się. Z jednej strony Lindsay kazała jechać nam bez niej, ale z drugiej miałem ochotę jechać pod dom brunetki i wyrwać ją stamtąd siłą.
Już pomijając fakt, że dziewczyna była jednym z dwóch dostępnych napastników, to przecież wszyscy się z nią przyjaźniliśmy. A oni praktycznie nie przejęli się tym, że nie przyszła na zbiórkę, ani nie odbierała telefonu.
- Tak, Eric ma rację! Nie możemy jechać. Jak mamy sobie poradzić z jednym napastnikiem?! - zgodził sie Mark, wymachując rękoma na wszystkie strony.
- Dam sobie radę sam! - odpowiedział im Shawn. Westchnlęłem, wchodząc do busa.
- Nie mamy czasu. Musimy jechać. - powiedziałem, zadziwiając swoją postawą chyba każdego.
- Ty to akurat najbardziej powinieneś walczyć! Przecież się przyjaźnicie! - krzyknął za mną kapitan - O ile tylko przyjaźnicie... - dodał ciszej, co nie sprawiło, że nikt tego nie usłyszał, bo usłyszeli to wszyscy, poruszając dwuznacznie brwiami.
- Może i się przyjaźnimy, ale nie mamy czasu. Wyles ma zawsze telefon przy dupie, a skoro nie odbiera i jeszcze się nie pojawiła, to znaczy, że już się nie pojawi. Zostaje nam mieć nadzieję, że dojedzie do nas albo zadzwoni i wytłumaczy, co się stało, zapewniając nas, że wszystko okej. Nic więcej nie możemy zrobić. - odpowiedziałem, przewracając oczami. Uwielbiałem Mark'a, ale czasem był irytujący. W towarzystwie takich ludzi zdawałem sobie sprawę z tego, dlaczego Lindsay zawsze jest zirytowana.
- Nie! Moim zdaniem powinniśmy jechać pod jej dom i dowiedzieć się, co się stało! - krzyknął, wyciągając pięść do góry. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
- A wiesz gdzie ona mieszka? Czy ktokolwiek to wie? - uniosłem brew, a widząc jego speszoną minę, pokiwałem głową - Tak myślałem. - wszedłem w głąb busa i zająłem swoje stałe miejsce.
- Myślałem, że ty wiesz, gdzie ona mieszka. - szatyn usiadł obok mnie, ze spuszczoną głową. Oczywiście, że wiedziałem. Ale tylko gniewu brunetki mi brakowało, by ten dzień zepsuć.
- No cóż, nie wiem. - uciąłem tym rozmowę, a przez następne kilka gdzin wgapiałem się w widok za oknem, nie reagując na rozgadanych członków drużyny.
Myślałem tylko o tym, czy Lindsay jest bezpieczna. Słyszałem jej matkę i wiedziałem, jak miała z nią ciężko. Choć nigdy nie skarżyła się na przemoc fizyczną, to na pewno na psychiczną. A ona czasem potrafi być gorsza, niż uderzenie.
Martwiło mnie też, że nie odbierała. Jedyne co mi w tym momencie zostawało to nadzieja. Nadzieja na to, że tak jak obiecała, dojedzie do nas sama.
Trenerka też nie była zbytnio zadowolona z tego powodu, że Wyles nie pojawiła się na zbiórce. Nikt nie był, a już na pewno tacy członkowie drużyny jak Scotty, czy Nathan. Uznali, że dziewczyna olewa swoje obowiązki. Ale co oni mogą wiedzieć o obowiązkach?
Dojechaliśmy w końcu do Osaki, ale nie mieliśmy czasu, by zwiedzać. To znaczy, zwiedzaliśmy, ale tylko przy okazji. Bo cały czas szukaliśmy czegoś, co mogłoby należeć do kosmitów. W międzyczasie Eric wpakował się w związek i zagraliśmy mecz z damską drużyną, której kapitanem była nowa dziewczyna Eric'a, a na końcu okazało się, że dziewczyny trenują w ukrytym centrum treningowym.
Od początku uważałem te mejsce za podejrzane, dokładnie takie, które mogłoby należeć do kosmitów, ale dziewczyny zarzekały się, że tak nie jest, bo kosmici wyrzuciliby je stamtąd. Nie dyskutowaliśmy więc, tylko skorzystaliśmy z tego, że zgodziły się udostępnić nam maszyny do ćwiczeń.
CZYTASZ
Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude Sharp
Fanfiction,,Gdybym miała opisać moją relacje z Sharp'em, powiedziałabym, że jest skomplikowana. Niby się nie lubimy, ale kiedyś się przyjaźniliśmy. Toleruję go i szanuję, oraz podziwiam jako kapitana." ,,Come In With The Rain" czyli historia o tym, jak na now...