Rozdział 27.

613 41 89
                                    

- O nie, to znowu wy... - mówi lekko znudzony Janusz, czy chuj wie jak on miał na imie, stojąc na... Co to w ogóle jest? - Co tu robicie?

- Gramy w imieniu Gimnazjum Alpine! - odkrzykuje mu Mark, z tym swoim firmowym uśmieszkiem.

- Wygląda na to, że ludzka zdolność uczenia się jest niższa, niż sądziliśmy. Przecież już dwa razy z nami przegraliście. Nigdy nas nie pokonacie. - pewność siebie tych kosmitów jest wieksza, niż moja pewność tego, że znowu przegramy. A, wbrew pozorom, to dobry znak.

- Wygląda na to, że wasza wyobraźnia jest mocno ograniczona. Nie bierzecie pod uwagę, że możemy być lepsi? - Tori mruga do niego okiem, zupełnie jakby zarywała do umieśnionego surfera na plaży. Czy to jakaś nowa taktyka na zwycięstwo?

- W takim razie chętnie się przekonamy. Słyszałem o takim powiedzonku, że ponoć nie do dwóch, tylko trzech razy sztuka. - zielono-włosy kopie piłkę w Mark'a, którą on łapie. Wow, to jest postęp. Może jednak wygramy?

- To jest jak z promocją dwa plus jeden gratis. Nie opłaca wam sie. Przegracie. - stwierdzam, choć wacle nie jestem pewna swoich słów. Jeżeli kosmici potrafią czytać w myślach, to jestem spalona.

***** ***

Szybka rozgrzewka przed meczem wleciała, bo nie zdrowo byłoby grać w takim zimnie bez rozgrzewki. Nie wiem skąd wzięli tu się ci ludzie oraz komentator z Raimon'a, ale wygląda na to, że nasz mecz będzie transmitowany na żywo. Nieźle.

Gdzieś tam z boku kręci się drama, bo trenerka ustawiła Shawn'a jako środkowego obrońce, a przecież miał być nowym napastnikiem.

- Ej, przepraszam bardzo. Nie wierzycie w moje umiejętności i Kevin'a? - patrzę na Eric'a, który jeszcze przed chwilą gadał coś, że najlepsze co mamy, to jego szybkość i musi być napastnikiem.

- Właśnie! Wykorzystam każdą okazje na gola! - popiera mnie Dragonfly. Może pora zawiesić broń i... Nie. To zimno źle wypływa na mój umysł. Ja i Kevin w zgodzie? To jak kangur i pies. Z tym, że ja jestem kangurem, on psem, a jak wszyscy wiemy, psy to naturalni wrogowie kangurów. Zresztą, Kevin nawet bez tego porównania jest psem, do tego ze wścieklizną.

- Jak coś nie pasuje Eagle, to wypad z boiska. Trenerka jasno powiedziała, że Frost gra na obronie. - uśmiecham się do Eric'a, bo raczej każdy wie, że nie mówię tego na poważnie i to tylko takie przekomarzanie się.

- Żebyś zaraz ty nie zrobiła wypad na obronę. Doskonale pamiętam, jak nie radziłaś sobie na bramce. - śmieje się ze mnie, za co dostaje w tył głowy.

- No, jestem ciekawa, jak ty byś sobie poradził.

- Zajebiście, jak zawsze.

- ,,Czarodziej Murawy" się znalazł. - robię cudzysłów w powietrzu - Raczej ,,Pajac Murawy". - śmieje się, kiedy wkurzony chłopak marszczy nos - Dobra, ludzie. Jak to mówi Janusz, do trzech razy sztuka! Teraz wygramy!

- Wow, skąd w tobie ten entuzjazm, ten optymizm? - pyta Jude, idąc za mną na środek boiska.

- A wiesz, że nie wiem. Może to sprawka tego, że chce już wyjechać z tych gór. - wzruszam ramionami, ustawiając się na swojej pozycji.

***** ***

Do trzech razy sztuka, nie? No więc Janusz miał rację, to była łatwa wygrana. Ostatnie treningi na snowboardzie pomogły nam z szybkością i refleksem, choć skończyłam po tym mocno obita, było warto, by wygrać.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz