Are you ready for it...? 😈😈😈
Sory, już 4:30, nie wiem co się dzieje
Oko mi aż drgnęło. Westchnęłam głośno i przesadnie, kiedy zza autobusu wyszła Sue, ciągnąc za sobą Eric'a i Bobbyego. Nie żebym narzekała na tych dwóch za nią. Ale kurwa, ona mogła już sobie odpuścić.
Przeżyłabym brak Eric'a i Bobbyego, byleby ona się nie pojawiła.
Ale się pojawiła.
- Przepraszamy za spóźnienie! - powiedziała radośnie, a ja poczułam jak moje wnętrzności się skręcają i wykręcają.
Eric z niezadowoloną miną dał się ciągnąć, a Bobby szedł z wielkim uśmiechem za nimi. Spojrzałam na nich lekko załamana, ale też niezbyt zainteresowana i weszłam do autobusu.
Chwilę później weszli też wszyscy inni, a Jude usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, więc skorzystałam z okazji i zrobiłam sobie z niego prowizoryczną poduszkę.
Chciałam iść spać. Naprawdę chciałam. Ale te dzieciaki mają wieczne ADHD. Już po pierszych pięciu minutach był taki hałas, że nie słyszałam nawet własnych myśli poza tymi, które mówiły, że powinnam ich wszystkich zabić, wyrzucić przez okno albo wyrzucić autobus.
Po dziesięciu minutach Mark, Tori, Darren, Harley, Jack i Sue zaczęli grać w 'widzę coś o kolorze...', ale szybko skończyły im się pomysły, bo akurat jechaliśmy w lesie.
Po piętnastu minutach Jude zasnął i teraz to on robił sobie ze mnie poduszkę, a przy okazji przytulankę. Skrzyżowałam ramiona i starałam się jak najdelikatniej go od siebie odepchnąć, bo zaczął przytulać mnie za mocno.
Po dwudziestu minutach Jude obudził się, bo Mark urządził sobie jebane karaoke. Moje oko znowu drgnęło, a myśli o zabiciu ich albo siebie nasiliły się. To nie był mój dzień.
Zresztą, z nimi żaden dzień nie jest mój.
- No dalej, dołączcie się! - krzyknął Mark. Kilka osób zaczęło śpiewać z nim 'Last Friday Night' od Katy Perry, a mi przez głowę przeszły flashbacki, kiedy śpiewaliśmy to w drodze po Shawn'a. Piękne (wcale nie) czasy.
Wyglądałam jakbym przeżywała drugą wojnę światową, ale już czwarty raz.
***** ***
W końcu dojechaliśmy. Ta podróż ciągnęła się wieki. A ta ich siedziba wyglądała jak ufo. Nieźle im odjebało.
Przed wejściem był trener Hillman, co nieźle mnie zdezorientowało, bo zapomniałam, że on istnieje. Ale też nie wiedziałam, co on robił sam na górze Fuij. Zaczął coś gadać jak obłakany o tym, że za wszystkim stoi trenerka Lina, że on to szpieguje tych kosmitów od dawna, ale nic nam nie powie, bo lepiej, jak Lina sama się wytłumaczy.
Taaa, wypierdalaj.
Nie no, ale na serio. Gościu chyba ćpał z Evansem w bagażniku.
A potem wydarzyło się coś niesamowitego. No normalnie tak wow, że większość drużyny się zesrała. Lina otworzyła drzwi przez telefon. No normalnie wpisała na nim kod i otworzyła. Jak to możliwe. Przecież to takie niesamowite.
Nie wiem dlaczego ich to tak podnieciło.
W każdym razie, wjechaliśmy autobusem do środka. Jude cały czas obejmował mnie ramieniem. Ale potem musieliśmy wysiąść. Niechętnie się ode mnie oderwał, a potem podał dłoń, żebym wstała i puścił mnie przodem.
CZYTASZ
Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude Sharp
Fanfiction,,Gdybym miała opisać moją relacje z Sharp'em, powiedziałabym, że jest skomplikowana. Niby się nie lubimy, ale kiedyś się przyjaźniliśmy. Toleruję go i szanuję, oraz podziwiam jako kapitana." ,,Come In With The Rain" czyli historia o tym, jak na now...