Rozdział 39.

560 40 77
                                    

- To jak miał na imie ten chłopak? - spytałam, robiąc kolejny skłon.

- Xavier. - odpowiedział Mark, który obok rozgrzewał nadgarstki. Drużyna Yokato siedziała na małych trybunach obok. Chyba przyszli nam kibicować, czy coś.

- Aha. No a jego drużyna? - uniosłam brew, przyglądając mu się, podczas robienia skłonu.

- Nie powiedział. - wzruszył ramionami, które po chwili zaczął rozciągać - Powinni za chwile przyjść, to sama się dowiesz. Mówił, że będą równo w południe.

- Właśnie wybiła dwunasta. - wtrąciła się Celia, która siedziała na trybunach obok.

- Tsa, na pewno przyjdą równo o... - nie dokończyłam, bo na boisku zaczęła pojawiać się dziwna mgła - Epsilon? - spytałam, przypominając sobie, że przy pojawianiu się kosmitów, towarzyszyły im podobne zjawiska.

- Dali nam więcej dni... - odpowiedział równie zainteresowany Evans.

- Jak nie Epsilon, to kto? - dołączył się Jude. We mgle rozbłysło światło, w którym pojawiła się cała drużyna, na czele z rudym chłopakiem.

- Witajcie. - przywitał się. Trenerka otworzyła usta, zresztą tak samo, jak ja. Znam go? Albo on mnie? Znamy się?

- Mam przez to rozumieć, że jest... Że jest więcej drużyn w Akademii Aliusa? - spytał przerażony Nathan.

- Tak, a to jest moja drużyna. Określamy siebie mianem Genesis, jeśli chcecie wiedzieć. Miło poznać. - Xavier uśmiechał się, ale tylko połową ust, co było, co najmniej, dziwne i w stylu Sharp'a.

- Genesis? Czyli też jesteś kosmitą? - biedny Mark, nie ma farta do znajomych. A mama mówiła, żeby nie gadać z nieznajomymi. To znaczy, nie moja, ale jego na pewno.

- Co to znaczy? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, skąd ja to znam? Przecież musi być jakieś źródło.

- Samo słowo ,,genesis" oznacza genezę, która z kolei oznacza przyczyny, które przyczyniły się do powstania czegoś lub rozwoju. ,,Najsilniejsza drużyna Akademii zostanie nazwana Genesis, bo będzie przyczyną rozwoju i nowego etapu piłki..." - zacytowałam słowa, które jako pierwsze przychodziły mi na myśl, gdy myślałam o ,,Genesis".

- Tak. Bardzo mądre słowa, mądrego człowieka. - zaśmiał się rudy chłopak. On też je zna, tylko skąd? Oh, dlaczego nie umiem sobie przypomnieć? - Ale to nieważne. Pora grać! - krzyknął, odwrócił się i razem ze swoją drużyną zeszli na swoją połowę.

- Stójcie. - zatrzymała nas trenerka, kiedy mieliśmy dołączyć do Genesis - Shawn, na ławkę. - cała drużyna, łącznie z Shawnem zdawała się załamana. W tym ja.

Chłop ma kryzys osobowości, ja to rozumiem, ale bez przesady. Mieliśmy grać z NAJSILNIEJSZĄ drużyną KOSMITÓW. A ona zabrała nam, na ten moment, najsilniejszego gracza. Nawet jeśli miał jakiś kryzys.

- Sue, idziesz do ataku. - dokończyła, po czym usiadła na ławce. Po drużynie rozniosły się pomruki niezadowolenia, które dotarły do mnie, gry radosna dziewczyna zawiesiła mi się na ramieniu. Od razu ją zrzuciłam, kierując się w ciszy na środek boiska.

Stanęłam naprzeciwko Xavier'a. Jego oczy były mocno zielone, a włosy ułożone na żel. Trochę jak u Axel'a, ale jednak inaczej. Spojrzał mi w oczy i ponownie się uśmiechnął.

W końcu doczołgała się do mnie Sue. Dosłownie, chwila, która zajęła reszcie drużyny na ustawienie się, mijała wieczność, kiedy z chłopakiem toczyliśmy niemą bitwę na spojrzenia, którą przegrałam ja, odrywając wzrok i spuszczając go na ziemię.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz