Rozdział 18.

638 40 100
                                    

- Lindsay, na pewno się dobrze czujesz? - pyta Mark, przechylając głowę w lewo. Przytakuje, po czym kicham - No nie wiem... Może zrób sobie dzisiaj wolne od treningu? 

- O czym ty mówisz, Evans? - gardło boli mnie do takiego stopnia, że ledwo mówię. Zapytacie ,,dlaczego poszłaś na trening, skoro się źle czujesz?"; odpowiedz jest prosta - Skoro przyszłam, to znaczy, że nie jest wcale tak źle. Muszę trenować przed meczem, by pokazać Zeusowi, że wcale nie są najlepsi.

- Lizzie, jest 20 stopni na dworze, a ty siedzisz w dwóch bluzach. - wcina się Eric. Spoglądam na nich spod byka, kręcąc głową - Jak tak będziesz robić, to nie dasz rady zagrać w finale. - zabawne, już to gdzieś słyszałam... Wzdycham, przewracając oczami.

- Nie zabronicie mi trenować. - sięgam po chusteczkę, następnie wydmuchuje nos. Może Jude miał racje z tym siedzeniem do późna na dworze.

- Zabraniam ci trenować. - kapitan krzyżuje ręce na klatce piersiowej - Wracaj do domu się kurować. - niechętnie kiwam głową. 

- Dobra. - prycham i z miną obrażonego dziecka odchodzę.

***** ***

Znacie ten moment, kiedy nie ma was jeden dzień w szkole i akurat w ten dzień dzieje się najwięcej fajnych rzeczy? Tak się właśnie czuje teraz, kiedy przesiedziałam trzy dni w domu i dowiedziałam się, że naszą drużynę odwiedził Byron Love z Zeusa.  Że też akurat wtedy, kiedy mnie nie było.

Teraz siedzę sobie pod ścianą, w centrum treningowym Raimona i obserwuję, jak Mark próbuje wykonać Rękę Majina. W zasadzie to się przemęcza, ale kim ja jestem żeby go niańczyć, jak cała reszta? To by była hipokryzja z mojej strony, bo przecież ja robię dokładnie to samo.

- Mark, wystarczy. - odzywa się w końcu trener, który, nie wiem skąd się tu wziął, ale w końcu zrobił coś, co należy do jego obowiązków - Muszę was o czymś poinformować. - podnoszę na niego znudzony wzrok - Dzisiaj odbędzie się obóz treningowy.

- Obóz treningowy? - pyta zdziwiony Mark, jakby nigdy nie słyszał o czymś takim, jak obóz treningowy.

- Dokładnie tak. Zostaniem w szkole na noc i bardzo owocnie spędzimy czas. - unoszę brew słuchając tych głupot. Nie ma opcji że zostanę na noc w szkole.

- Nie martwcie się, mam już zgody od waszych rodziców. - dodaje Nelly. Unoszę drugą brew. Jak to? Nie uwierzę w to, że moja matka zgodziła się na coś takiego. Po sali rozchodzą się dźwięki zadowolenia, pomieszane z cichymi rozmowami.

- Chwileczkę, trenerze. Sama idea jest super, ale nie mamy czasu na piknikowanie. Nasz mecz z liceum Zeusa odbędzie się już pojutrze i do tego czasu muszę opracować Rękę Majina. - Mark Niszczyciel Dobrej Zabawy. Ziewam, przysłuchując się dalszej rozmowy i tego jak trener niszczy marzenie Evans'a, mówiąc, że mu się nie uda.

- Mogę już iść do domu? - pytam, po tym, jak Nelly ogłasza, że obóz zaczyna się o 5:00. Po pomieszczeniu rozchodzą się westchnięcia, ale trener skiwa głową, więc zadowolona wstaję - Nelly, możemy chwile porozmawiać? - zaczepiam ją przy wyjściu. Dziewczyna jest lekko zdziwiona, ale się zgadza i razem ze mną wychodzi z centrum treningowego - No więc mówiłaś, że nasi rodzice wyrazili zgody, tak? - przyglądam się jej nie pewnie. Kiwa głową, więc kontynuuje - Moja matka też?

- Tak, czy jest coś nie tak?

- Nie, po prostu... Nie sądziłam, że się zgodzi... - nerwowo się śmieje - Wiesz jak to mamy, nie lubi mnie puszczać na jakieś nocowania i tak dalej, zawsze się martwi. - dalej nerwow się śmieje, gdzie dziewczyna przechyla głowę w bok.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz