Rozdział 9

4.6K 135 14
                                    

Victoria

- Kwota była tak duża, że postanowił oddać mi w zapłacie jedną ze swoich córek.

Ciebie.

Słuchałam Jamesa jak oczarowana. Dlatego ojciec tak pragnął jego śmierci? Od lat razem ze Scarlet zabijamy wyznaczonych ludzi, mając na celu dobro ojca, a w rzeczywistości to Salvatore jest tym, któremu należy się nauczka. Od zawsze uczył nas byśmy były konsekwentne, odpowiedzialne i dokładne, a sam naginał te zasady na każdym kroku. Pierdolony hipokryta.

Moje ręce zaczęły drgać od ilości emocji. Żyłam w zakłamaniu przez ostatnie dziesięć lat.

- Japierdole! - krzyknęłam i pod wpływem złości sięgnęłam po nóż z kabury i rzuciłam nim przed siebie, nie zwracając uwagi na to gdzie trafi ostrze. Zauważyłam tylko jak James odchyla głowę, a następnie mój wzrok padł na broń, która trafiła w ścianę, dokładnie za sylwetką mężczyzny.

Widziałam w jego oczach dezorientację i zawód, który szybko przerodził się w irytację. - No proszę, masz niezłego cela. Już wiemy dlaczego byłaś tyle warta dla Salvatore. - Zaśmiał się złośliwie.

Kurwa nie wierzę.

- Masz pojęcie co ty pierdolisz? Nie widzisz jaka jest sytuacja? Jesteś aż tak ograniczony emocjonalnie, że nie jesteś w stanie okazać chodź odrobiny zrozumienia?! Na chuj mnie tu trzymasz! Przez resztę życia mam wysłuchiwać twojego pierdolenia i upokarzania, mam rację?! - James przelał czarę goryczy, która tkwiła w moim sercu przez ostatnie tygodnie. Mężczyzna stał nieruchomo, zaciskając wargi.

Nie odezwał się. Patrzył pusto w moje oczy, kiedy z trudem łapałam oddech.

Sfrustrowana warknęłam na odchodne, ciągnąc się za włosy i wybiegłam z pomieszczenia. Zatrzasnęłam drzwi do swojego pokoju, zamknęłam je na klucz, a potem osunęłam się bezwładnie na podłogę, przyciągając do siebie kolana. Łzy powoli napływały mi do oczu aż samotna kropla spłynęła mi po twarzy. Natychmiast starłam ją rękawem, nie mogąc pozwolić sobie na płacz.

Po chwili usłyszałam ciężkie kroki, a potem skrzyp naciskanej klamki. James próbował  otworzyć drzwi, ale bezskutecznie. Gdy pogodził się z porażką, szepnął przed odejściem - Z samego rana wyjeżdzamy. Jeśli nie życzysz sobie, by ktokolwiek wchodził do twojego pokoju, musisz sama się spakować.

                       -----------------------------

Nie jestem w stanie powiedzieć przez jaki czas leżałam przy drzwiach. Plecy i ramiona okrutnie mnie bolały, a oczy piekły od przemęczenia. Myśli na temat ojca i Jamesa nie dawały mi spokoju, przez co nie mogłam nawet zmrużyć oka.

Podniosłam się z ziemi i włączyłam telefon. Zegar wskazywał za dziesięć czwartą, a przecież za dwie godziny miałam wstawać. Kurwa mać. Przetarłam twarz dłońmi i podeszłam do lustra, wyglądałam tak samo tragicznie jak się czułam.

Dlaczego to zawsze muszę być ja?

Udałam się do garderoby, gdzie znalazłam cztery bordowe walizki. Wszystkie najpotrzebniejsze ubrania starannie poskładałam i spakowałam, a następnie postanowiłam wziąć długą, ciepłą kąpiel. Gdy byłam już wybrana poukładałam kosmetyki i biżuterię, a po dwóch pełnych godzinach męczarni wreszcie wszystkie bagaże stały przy wejściu gotowe do podróży.

Byłam tak padnięta, że zdecydowałam się przewietrzyć na balkonie. Pomyślałam, że zimne powietrze, trochę mnie obudzi.

Stałam przy barierce, podziwiając cudownie rozświetlony nowy York. Noc jeszcze spowijała niebo, dzięki czemu widok był niesamowity. Blask świateł przyjemnie otulał miasto, co nadawało klimatu. Spokój przerwała mi lampka, która zapaliła się w pokoju obok. Prawdopodobnie James już wstał. Chciałam szybko się ulotnić, żeby mężczyzna mnie nie zauważył, ale za nim wykonałam chociaż krok, wyprzedził mnie i wyszedł na zewnątrz. Miał na sobie tylko dresy, które zawiązał luźno na biodrach, a w ręce trzymał tlący się papieros. Gambino skierował głowę w moją stronę, a potem nastała niezręczna cisza. Trwaliśmy tak, zerkając na siebie kątem oka, aż moje skonsternowanie zmusiło mnie do opuszczenia balkonu.

Córka Szatana (16+) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz